Propozycje Francji i Niemiec mogą nie wystarczyć na szczyt euro

Jako żart określił komisarz UE Laszlo Andor francusko-niemieckie propozycje w odpowiedzi na kryzys strefy euro. Również zdaniem innych komentatorów nie ma w nich wiele nowego, a unia fiskalna oprócz dyscypliny i sankcji powinna oznaczać także wspólny dług.

06.12.2011 | aktual.: 06.12.2011 18:25

Na kilka dni przed szczytem UE presję na kraje członkowskie wywierają też rynki, o czym świadczy groźba obniżenia oceny wiarygodności kredytowej 15 państw strefy euro, m.in. Niemiec, przez agencję ratingową Standard&Poor's.

"Automatyczne sankcje to żart" - napisał we wtorek na Twitterze komisarz Andor, odnosząc się do wspólnych propozycji kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego z poniedziałku. Komisarz UE ds. zatrudnienia wskazał, że unia fiskalna to znacznie więcej niż tylko proponowane przez Paryż i Berlin sankcje. To także koordynacja budżetowa i uwspólnotowienie długów.

"By uratować wspólną walutę, potrzebujemy też unii długów: przyjęcia euroobligacji i aktywności Europejskiego Banku Centralnego (EBC)" - dodał Andor, socjaldemokrata wysłany do Brukseli na stanowisko komisarza jeszcze przez poprzedni rząd w Budapeszcie.

Podobnie jak coraz więcej komentatorów Andor uważa, że w odpowiedzi na kryzys nie wystarczy tylko wzmacnianie dyscypliny fiskalnej i zaostrzanie sankcji. Uważa, że EBC powinien stać się pożyczkodawcą ostatniej szansy, popiera również ideę emisji wspólnych papierów dłużnych, które przez coraz liczniejszych ekspertów są oceniane jako jedyny szybki sposób na wyjście z kryzysu.

Na to jednak brak zgody Berlina i Paryża, co wspólnie potwierdzili w poniedziałek prezydent Sarkozy i kanclerz Merkel.

Także inni przedstawiciele Komisji Europejskiej dawali we wtorek do zrozumienia - choć nie wprost - że w poniedziałkowych propozycjach Francji i Niemiec nie ma wiele nowego. "13 grudnia w życie wchodzi tzw. sześciopak, który przewiduje bardziej automatyczne sankcje" - powiedział rzecznik KE Amadeu Altafaj Tardio. Chodzi o sankcje dla państw łamiących zasady Paktu Stabilności i Wzrostu, trzymającego w ryzach finanse publiczne, w tym limit 3 proc. PKB deficytu i 60 proc. długu.

Wydaje się, że rynki także nie wierzą, iż rozpoczynający się w czwartek wieczorem szczyt UE będzie przełomowy i przyniesie systemowe rozwiązanie dla kryzysu zadłużenia euro. W poniedziałek wieczorem, już po zakończeniu spotkania Merkel-Sarkozy i ogłoszeniu ich wspólnych propozycji antykryzysowych, jedna z trzech największych agencji ratingowych, Standard&Poor's, poinformowała o umieszczeniu ratingów krajów strefy euro na liście obserwacyjnej z nastawieniem negatywnym. Ryzyko obniżki ratingów dotyczy wszystkich sześciu państw euro cieszących się obecnie najwyższą oceną potrójnego A. To może mieć konsekwencje nie tylko w postaci podrożenia kosztów obsługi długów tych państw, ale też osłabienia wiarygodności Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF), który pomaga zagrożonym państwom.

"Biorąc pod uwagę brak wiarygodnego planu, by przywrócić wzrost gospodarczy, oraz lata, jakie zajęłaby ratyfikacja nowego traktatu, a także ewidentną niechęć Europejskiego Banku Centralnego, aby zapewnić większe wsparcie, S&P ma rację, że rozpoznaje wyraźne zagrożenia czyhające w strefie euro" - powiedział dyrektor ekonomicznego think tanku Re-Define, Sony Kapoor, komentując decyzję agencji ratingowej. "Być może to ostrzeżenie skoncentruje wysiłki wszystkich na uzdrowieniu gospodarki w strefie euro. Każdy może teraz być znacznie bardziej zainteresowany uzyskaniem udanego porozumienia" - dodał.

KE, która zwykle odmawia komentowania posunięć agencji ratingowych, we wtorek podkreśliła, że "jesteśmy w ważnym tygodniu odpowiedzi na kryzys". "Mamy obowiązek udzielić globalnej odpowiedzi na kryzys" nie dlatego, że naciskają na to agencje ratingowe, ale "dla dobrobytu naszych obywateli" - powiedział Altafaj Tardio.

We wspólnych propozycjach na szczyt UE 8-9 grudnia Merkel i Sarkozy wyrazili oczekiwanie, że do marca przyszłego roku państwa porozumieją się co do nowego traktatu wzmacniającego zarządzanie eurolandem, koncentrując się jednak tylko na środkach dyscyplinujących.

Rząd Niemiec od początku winą za kryzys zadłużenia obarczał łamanie zasad przez niektóre państwa strefy euro. Berlin domaga się zaostrzenia zasad poprzez zmianę traktatu, uznając, że to, co jest w tzw. sześciopaku, nie wystarczy. Merkel i Sarkozy ogłosili wspólnie, że sankcje dla państw łamiących trzyprocentowy deficyt powinny być "automatyczne", chyba że odrzuci je kwalifikowana większość głosów (85 proc.) ministrów finansów strefy euro.

Chcą też wprowadzenia w prawodawstwie wszystkich krajów strefy euro tzw. złotej reguły, czyli zasady utrzymywania w ryzach równowagi budżetowej przez dane państwo. Oceną realizacji złotej reguły miałby zajmować się trybunał konstytucyjny danego kraju. Liderzy obu państw potwierdzili, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości nie będzie mógł "anulować" budżetów narodowych naruszających równowagę budżetową, co wcześniej proponowała Merkel.

Te ustalenia skrytykował były premier Belgii, lider liberałów w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt, od dawna zwolennik euroobligacji. Jego zdaniem rozwiązania te to nic nowego i są niewystarczające, by zacieśnić współpracę w ramach strefy euro. "Są najmniejszym wspólnym mianownikiem, a nie ogólnym planem zmierzającym ku unii gospodarczej, fiskalnej i budżetowej, jedynej, jaka jest w stanie przekonać rynki, że Europa jest zdeterminowana, by rozwiązać swoje problemy w dłuższej perspektywie" - powiedział jeszcze w poniedziałek.

Zdaniem wiceszefa brukselskiego think tanku Bruegel, Guntrama Wolffa, na szczycie potrzebne jest ogłoszenie, że "idziemy do przodu z EBC jako pożyczkodawcą ostatniej szansy", by ustabilizować rynek obligacji. Potrzebne są też przynajmniej polityczne decyzje w sprawie "nadzoru fiskalnego i prawa weta narodowych budżetów na poziomie strefy euro". W opinii eksperta tę władzę mogłaby sprawować KE lub zarząd EFSF.

Z Brukseli Inga Czerny

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)