Rząd: ceny wody zależą od samorządów. Te odpowiadają: to spychanie odpowiedzialności
- Stanowisko Kancelarii Premiera to klasyczne przerzucanie odpowiedzialności - denerwują się samorządowcy. Nie zgadzają się, by winą za ewentualne podwyżki obarczać gminy. I narzekają na sposób przeprowadzenia Prawa wodnego przez parlament.
20.07.2017 | aktual.: 20.07.2017 14:53
"Rząd nie podwyższy opłaty za wodę i ścieki. Rząd określa tylko stawkę za korzystanie z zasobów wodnych, która wynosi obecnie 0,115 zł/metr sześcienny. Ta kwota nie wzrośnie. Za pozostałe elementy składowe ceny wody odpowiadają samorządy" - poinformowała w środę wieczorem na Twitterze Kancelaria Premiera.
Właśnie to ostatnie zdanie nie podoba się samorządowcom, którzy uważają to za przerzucanie odpowiedzialności. I choć mało które chcą komentować nowe Prawo wodne przed jego wejściem w życie, to nam udało się zdobyć kilka komentarzy.
Rząd umywa ręce
- To klasyczne przeniesienie odpowiedzialności na samorządy, a przecież to Sejm uchwala ustawy, w tym Prawo wodne - poinformował nas Michał Sztybel, dyrektor biura komunikacji społecznej Urzędu Miasta w Bydgoszczy.
Przedstawiciel gminy zapewnił jednak, że "bydgoszczanie nie muszą się niczego obawiać". - Szykując się do programów unijnych uwzględniliśmy już wejście w życie nowej ustawy - zapewnia Sztybel.
Podobnego zdania jest Grzegorz Benedykciński, burmistrz Grodziska Mazowieckiego. - Nie można tego inaczej nazwać - denerwuje się. - My, jako rada gminy, jesteśmy narażeni na to, że ewentualne podwyżki pójdą na nasze konto.
Zastrzega jednak, że jego gmina nie chce podnosić opłat, ale może być do tego zmuszona. - Jeśli wprowadza się opłatę, której wcześniej nie było, to musi się to odbić na kosztach - twierdzi.
Benedykciński dodaje, że chodzi właśnie o wspomnianą tzw. opłatę wodną, która wcześniej była zmienna, a teraz jest określona stałą kwotą. Może ona zwiększyć koszty funkcjonowania miejskich wodociągów. Podobnie jak np. wprowadzenie opłaty za racjonalne wykorzystanie zasobów wodnych, które funduje nowe prawo.
- Firmy wodociągowe i tak pracują na minimalnym zysku, jeżeli w ogóle - zaznacza burmistrz Grodziska Mazowieckiego. - Jeśli jest jakaś nadwyżka, to przeznaczamy ją na inwestycje. Po tych zmianach jej nie będzie, więc inwestować będziemy musieli środki własne z budżetu miasta.
Poprawek było tyle, że już nikt się w tym nie orientuje
Grzegorz Benedykciński narzeka jednocześnie, że prace nad Prawem wodnym prowadzone były w atmosferze ciągłej zmiany i do projektu niemal bez przerwy wprowadzano coraz to nowe poprawki. I przyznaje, że samorządy często nawet nie wiedzą jak wygląda ostateczna wersja dokumentu.
- Przed rozmową z panem zadzwoniłem do kilku osób znających temat u mnie w gminie i usłyszałem od nich: "panie burmistrzu, tych zmian było już tyle, że by to przestaliśmy śledzić. Poczekamy na ostateczny projekt" - przyznał burmistrz Grodziska Mazowieckiego.
- To wygląda trochę tak, jakby pytać niewidomego, jak wygląda nasze miasteczko - nie ukrywa Benedykciński.
Śląsk nie wierzy pani premier
W zapowiedzi szefowej rządu nie wierzą także na Śląsku. "Premier Beata Szydło oraz przedstawiciele Ministerstwa Środowiska oświadczyli, że nie ma groźby niekontrolowanych wysokich podwyżek opłat za wodę i ścieki. Prawda może okazać się jednak inna" - napisało w komunikacie Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów.
Spółka wskazuje, że nowe regulacje oznaczają podwyżkę cen wody w 2018 roku o średnio 20 proc., czyli 47 groszy za metr sześcienny. Do tej pory kosztował on 2,27 zł.
"Podstawową przyczyną tych podwyżek jest wzrost opłat za pobór wód powierzchniowych. Obecnie wynoszą one 707 tys. zł, a po wejściu nowego Prawa Wodnego 5 mln 966 tys .zł rocznie. Tym samym staje się to się główną pozycją kosztów spółki" - czytamy w komunikacie GPW.