Tesco e-problem

Jedna z największych sieci handlowych w Polsce - Tesco - wchodzi do internetu. Chce tam sprzedawać wszystkie swoje produkty dostępne w tradycyjnych sklepach i po tej samej cenie. Na razie jednak jej sklep internetowy jest jak jeden wielki error.

Tesco e-problem
Źródło zdjęć: © WIKI CC3.0 | Burrows

22.05.2012 | aktual.: 23.05.2012 08:46

Podstawowy problem dotyczy rejestracji. Jeśli ktoś w ciągu ostatnich kilku lat kupił nowe mieszkanie, to jego budynku, a czasem nawet całej ulicy, zapewne nie ma w systemie. Dopisać adresu się nie da, więc trzeba sobie adres... wymyślić.
- Polecam wpisać adres najbliżej leżący od pana budynku. W takim wypadku przy składaniu zamówienia trzeba będzie prawidłowy adres dopisać w uwagach. Kierowca w ten sposób namierzy mieszkanie - usłyszeliśmy na infolinii.

Rozwiązanie jest, ale połowiczne. Adres trzeba będzie wpisywać przy każdych zakupach. A jak zapomnimy, to sąsiad może być zaskoczony.

Kolejny problem to adres sklepu internetowego. Konkurencja ma proste domeny kojarzące się najczęściej z ich głównymi markami. I tak jest alma24.pl, Bomi to a.pl, a Piotr i Paweł to e-piotripawel.pl. A Tesco? Rzecznik prasowy sieci poinformował nas, że oficjalny adres to tesco.pl/ezakupy. Inny adres podpowiada Google. Internetowa wyszukiwarka linkuje do https://r.tesco.pl. Trzeci podają internauci na forach - ezakupy.tesco.pl. Żeby było śmieszniej, niemal ukryty link do e-zakupów można znaleźć na stronie głównej tradycyjnego Tesco. Rzecz w tym, że gdy się go kliknie, to na podstronie wyczytać można czerwoną czcionką informację "Zapraszamy wkrótce".

Sklep jednak już od kilku dni działa.
- Z usługą już wystartowaliśmy, ale cały czas czekamy na opinie pierwszych klientów. Chodzi choćby o logistykę dostaw czy kwestie informatyczne. Dlatego nie ma jeszcze dużej kampanii informacyjnej. Na razie obsługujemy część Warszawy oraz kilka podwarszawskich miejscowości. Z czasem zasięg będzie się jednak zwiększał - mówi Michał Sikora, rzecznik Tesco.

O długość ciężarówki Tesco bije konkurentów ceną dostawy. Niezależnie, czy kupimy produkty za 300 zł, czy kilogram ziemniaków za 2 zł, za przyjazd kuriera zapłacimy 98 groszy - więcej zapewne wydać trzeba byłoby na zapłacenie za benzynę i dojazd do sklepu. Niestety to cena promocyjna, a kierowca Tesco w dwie godziny nie przywiezie nam zapasów na wieczorną imprezę.

- Obecna cena dostawy nie jest docelowa. Natomiast nie wiemy jeszcze, kiedy i w jakim stopniu może się zmienić. Dostawa zawsze realizowana jest następnego dnia po złożeniu zamówienia. Przy czym nawet jeśli zamówi się produkty późnym wieczorem, dostawa jest realizowana następnego dnia - tłumaczy rzecznik Tesco.

To nie koniec problemów. Jednym z najszerzej komentowanych w internecie jest kwestia ostatecznej ceny. W Tesco Ezakupy poznajemy ją dopiero w drzwiach naszego domu, a nie przy składaniu zamówienia.

- Ceny są ostateczne, ale na dzień dostawy. Jeśli składamy zamówienie w poniedziałek, a dostawa jest we wtorek, to obowiązuje cena z tego dnia. Wszystko dlatego, że my dostarczamy produkty z półek sklepowych naszych hipermarketów, czyli klient zapłaci tyle, ile zapłaciłby robiąc zakupy w hipermarkecie w dniu dostawy. Tak jakby to sklep przyszedł do nas - tłumaczy Michał Sikora.

Dodaje jednocześnie, że zmiany dotyczą głównie promocji, które są dokładnie opisane na stronie internetowej. Klient nie będzie więc zaskoczony. Jego zdaniem ostateczna cena często może pójść w dół, a nie tylko w górę.

Poza tym w e-sklepie prezentowane mogą być produkty, których w rzeczywistości nie ma w magazynie. Co wtedy zrobi mądry sprzedawca internetowy Tesco? Wybierze za nas produkt podobny i włoży do naszego koszyka. To przecież nic, że zamiast ulubionego jogurtu truskawkowego dostaniemy znienawidzony brzoskwiniowy.

Wiele błędów popełniono także przy projektowaniu strony. Jednym z najgłupszych jest brak możliwości posegregowania produktów według ceny. Na przykład w kategorii soków i nektarów wyskakuje 419 produktów. Znaleźć najtańszy sok pomarańczowy można tylko, przeklikując przez wszystkie 21 podstron.

Gdy już przebrniemy przez wszystkie trudności, to nie szykujmy gotówki. W Tesco Ezakupy płacić można tylko kartą. Gotówka odpada, bo sklep boi się o swoich kierowców, choć we wszystkich firmach kurierskich płacić można przecież tradycyjnie. Za płatność kartą trzeba będzie zapłacić symboliczną opłatę w wysokości 1 grosza. Jak informuje infolinia pobierana jest ona tylko raz i służy do weryfikacji karty. Symboliczny grosz ma być zwracany, ale podczas składania zamówienia takich informacji brak.

Te wszystkie problemy sprawiają, że internetowe fora z Tesco się śmieją. Drwi też branża.
- Na ich miejscu zamknąłbym ten pseudosklep, usiadł ponownie do pracy i otworzył go za parę miesięcy. Oni psują markę sklepom internetowym - mówi anonimowo szef konkurencyjnego e-sklepu.

Branża się obawia, że klienci Tesco, którzy dotychczas nie kupowali jogurtów czy chleba w internecie, zrażeni kiepską jakością usług sieci nie będą chcieli spróbować w innych sklepach. A e-commerce potrzebuje nowych kupujących, bo choć obroty większość internetowych supermarketów rosną w tempie 30-40 proc. rocznie, to masa krytyczna w liczbie klientów nie została jeszcze przekroczona.
- Dziś po blisko dziesięciu latach działalności w internecie możemy już mówić o rentowności - zdradza Błażej Patryn, rzecznik prasowy delikatesów i sklepu internetowego Piotr i Paweł.

On z potknięcia Tesco się nie cieszy. Liczy, że konkurencja przyczyni się do rozpowszechnienia e-zakupów.
- Wejście tak dużej firmy na ten rynek może być dla nas wszystkich szansą. Oni zainwestują duże pieniądze w marketing, przez co dużo więcej Polaków usłyszy o tej formie zakupów. A później wybiorą sklep, który najbardziej odpowiada ich potrzebom - tłumaczy Błażej Patryn.

Bo choć internetowych supermarketów jest coraz więcej, to na razie są tylko pyłkiem przy handlu tradycyjnym. Ich dynamiczny rozwój sprawia jednak, że giganci nie mogą przespać handlowej rewolucji. Dlatego do delikatesów, takich jak Piotr i Paweł, Alma czy Bomi, które w sieci są już parę lat, dołączają kolejni gracze. Na razie bez większych sukcesów.

Pierwszym z wielkich był hipermarket E.Leclerc. Rewolucji nie było, bo w sieci otworzył właściwie pięć oddzielnych sklepów internetowych. Ciekawsza jest propozycja Auchan, który pod marką Auchan Direct skoncentrował się na największym dla e-commerce rynku warszawskim.

Wejście Tesco, które sklepów ma w Polsce ponad 400, miało zmienić układ sił. Na razie mówienie o falstarcie tej sieci to jak prawienie jej komplementów.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)