Tylko 2 minuty na plusie
Tydzień WIG20 rozpoczął od solidnej huśtawki. Najpierw było ujemne otwarcie, a potem błyskawiczny rajd w górę.
15.06.2009 16:59
Okazało się jednak, że dojście do piątkowego zamknięcia jest szczytem możliwości popytu, choć warto zauważyć że było wykonane na przekór wszystkim zagranicznym parkietom. Mogłoby to świadczyć o sile rynku, gdyby nie fakt, że WIG20 udało się utrzymać na plusie tylko przez 2 minuty i po chwili spadł do poziomu otwarcia. Wszystkie emocjonalne ruchy skończyły się niczym i po godzinie testowaliśmy już rejon okrągłych 2000 pkt. Mimo, że nie jest to żadne istotnie technicznie wsparcie to psychologia robi swoje i dwójka z przodu ma dla byków znaczenie wręcz symboliczne.
Po południu handel wyraźnie stracił na atrakcyjności. Stabilizacja i spadek aktywności był naturalny po porannych ekscesach zwłaszcza, że brakowało zewnętrznych impulsów do najmniejszych zmian. W tym czasie najwięcej traciły banki i sektor surowcowy, a największym zyskiem mogła pochwalić się TPSA, która swoją popularność wśród kupujących zawdzięczała przydzieleniu po sesji dywidendy. Jutro tylko przez ten element WIG20 na otwarciu straci 18 pkt. więc nawet neutralne zamknięcie będzie można traktować optymistycznie.
Z krajowych impulsów rynek giełdowy nie ekscytował się faktem, że inflacja w maju osiągnęła 3,6 proc. a nie prognozowane 3,8. W tym braku reakcji nie było nic dziwnego skoro nadal jest to powyżej pasma wahań akceptowalnego przez RPP i wraz z poprawą sytuacji zewnętrznej praktycznie zamyka Radzie drogę do dalszego luzowania polityki pieniężnej. Zmiany po tej informacji było za to widać na kursach złotego, które podskoczyły do swoich przed-weekendowych wartości. Perspektywa braku obniżki powinna teoretycznie wzmacniać złotego, ale rynek walutowy zinterpretował ten komunikat bardziej subtelnie – brak obniżki to wolniejsze wychodzenie z kryzysu, a więc i krajowa waluta słabsza. Dla ścisłości trzeba powiedzieć, że bez echa na wszystkich rynkach przeszła informacja, że całoroczny deficyt budżetowy został realizowany już w ponad 90 proc., ale perspektywa powiększenia prognozowanego deficytu jest tak oczywista, że trudno było oczekiwać najmniejszego zaskoczenia.
Pod koniec dnia teoretycznie martwić mógł indeks NY Empire State opisujący gospodarkę w rejonie Nowego Yorku. Nie udało mu się wzrosnąć trzeci raz z rzędu i jego wartość (-9,4 pkt.) nadal pokazuje gospodarcze kurczenie się tego rejonu, ale to dane zdecydowanie drugiej kategorii stąd nie było żadnych reakcji.
Ostatecznie słabe zakończenie z 1,8 procentowym spadkiem i tak oznacza, ze byliśmy jednym z najlepszych rynków w regionie i znacząco lepsi od zachodnich parkietów, gdzie przecena sięgnęła ponad 2,5 procent. To na razie zupełnie niegroźny spadek, ale obecny tydzień niesie ze sobą zarówno zagrożenie wynikające z rozliczeń kontraktów terminowych oraz obecnego silnego odbicia się indeksów w USA od oporów z którymi przyszło im się borykać przez ostatnie dwa tygodnie. Na horyzoncie nie widać nic co mogłoby zneutralizować te niedźwiedzie sygnały.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse