Z dużej chmury mały deszcz

Piątek miał być strasznym dniem na polskiej giełdzie. Okazało się jednak, że wielkiej burzy z gromami się nie doczekaliśmy.

22.12.2008 09:58

Rynek podążał w rytm parkietów zagranicznych i tylko śladowe obroty w pierwszych godzinach handlu uwidaczniały strach przed wchodzeniem na, jak się wydawało, nieobliczalny rynek. Ważne ostatnie dwie godziny notowań rozpoczęły się zaskakująco, gdyż indeksy kierowały się na północ. To pokłosie decyzji administracji Busha o udzieleniu pomocy GM i Chryslerowi. Co prawda sama końcówka notowań sprowadziła Wig20 w obszary ujemne, ale zniżka o niecały 1% nijak się miała do czarnych scenariuszy, których oczekiwano.

Parkiet amerykański otworzył się kolorem zielonym, gdyż o pomocy dla upadających gigantów motoryzacyjnych dowiedzieliśmy się przed rozpoczęciem handlu. Indeksy kierowały się dalej na północ, a S&P500 przebił nawet granicę 900 punktów, gdzie pojawiła się podaż sprowadzająca indeks na południe. Euforii więc nie było, a paliwa do wzrostów starczyło tylko na pierwsze półtorej godziny notowań. Przeszkadzały obniżki ratingów dla 12 firm z sektora finansowego przez Standard&Poor. Zresztą obniżał też Moody’s i Fitch. Ta ostatnia agencja swój wzrok skierowała na GM i Chryslera, których oceny zostały zredukowane. Ostatecznie notowania S&P500 zamknęły się na niewielkim plusie.

Zatrzymajmy się teraz chwilę nad samą pomocą dla GM i Chryslera. Otóż, wydano na nią ostatnie dostępne środki z programu TARP. Teraz potrzebna będzie zgoda Kongresu na wydanie drugiej połowy z pakietu równego 700 mld USD. GM i Chrysler dostaną po 4 mld USD każdy dnia 29 grudnia. Większy GM będzie wspierany dodatkowo kwotą 5,4 mld USD 16 stycznia oraz 4 mld USD 17 lutego (ta ostatnia kwota jest uzależniona od decyzji Kongresu). Pieniądze pozwolą przetrwać producentom do końca marca przyszłego roku, kiedy to mają przedstawić długoterminowe plany wyjścia z kryzysu. Firmy będą również musiały składać cotygodniowe raporty prognozujące stany dostępnej gotówki na najbliższe 13 tygodni. Producenci nie szczędzili słów podziękowań, ale problemy przecież i tak pozostały. Branża motoryzacyjna w USA jest w stanie krytycznym, a otrzymane pieniądze można przyrównać do kroplówki bez której pacjent z pewnością by zmarł. Co się jednak stanie, gdy pieniędzy zabraknie? Firmy samymi planami nie będą żyły, a przy aktualnej
sprzedaży samochodów na rocznym poziomie 10 mln egzemplarzy tak naprawdę nikt nie zarabia. Jeżeli traci również Toyota czy Honda to żaden z Wielkiej Trójki na pewno centa z rynku nie uczknie. Analizy mówią, że potrzebna jest minimalna sprzedaż na poziomie 11 mln samochodów, aby branża mogła powoli wychodzić na prostą. Chciałbym tutaj podkreślić słowo „branża”, gdyż bez radykalnych zmian Detroit tego kryzysu może nie przetrwać. Cierpliwość polityków z pewnością ma swoje granice, które posiada również pęczniejący od wydatków deficyt Stanów Zjednoczonych.

Na naszym rynku pozostały jeszcze dwa dni handlu w tym tygodniu, natomiast za oceanem giełda będzie zamknięta w pierwszy dzień świąt. Aktywność inwestorów będzie z pewnością niewielka, co powinno skutkować marazmem. Pamiętać jednak trzeba, że na tak płytkim rynku małym kapitałem można zdziałać duże rzeczy. Tym niemniej przedświąteczny spokój jest bardziej prawdopodobnym scenariuszem.

Łukasz Bugaj
analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)