Za chleb... jak za zboże
Miniony rok okazał się trudny dla producentów, jak i przetwórców zbóż. Ziarno było słabej jakości, spadła też globalna podaż zbóż, co w połączeniu ze spekulacjami na światowych giełdach przełożyło się na drastyczny wzrost cen. Zdaniem niektórych ekspertów, przetwórcy jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy będą mieli powód do zmartwień.
15.04.2011 | aktual.: 17.04.2011 08:55
Miniony rok okazał się trudny dla producentów, jak i przetwórców zbóż. Ziarno było słabej jakości, spadła też globalna podaż zbóż, co w połączeniu ze spekulacjami na światowych giełdach przełożyło się na drastyczny wzrost cen. Zdaniem niektórych ekspertów, przetwórcy jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy będą mieli powód do zmartwień.
Według Głównego Urzędu Statystycznego, który w połowie grudnia opublikował wynikowe szacunki produkcji m.in. ziarna zbóż w 2010 r., ubiegłoroczne zbiory były o 8,5 proc. niższe niż w rekordowym 2009 r. Spadkom sprzyjała wyjątkowo niekorzystna pogoda. - Największe straty zanotowano w uprawach roślin ozimych, które przecież stanowią większość upraw w Polsce. Na przełomie marca i kwietnia ub.r. warunki agrometeorologiczne były naprawdę złe - mówi Rafał Mładanowicz, prezes Krajowej Federacji Producentów Zbóż. Jednak wielkość ubiegłorocznych zbiorów szacowana jest na 27,3 mln ton, a to nadal o 2 proc. więcej niż średnia uzyskana w latach 2001-05. Dlatego ekspertów dziwiły tak znaczące zwyżki cen ziarna.
Według GUS, w grudniu ub.r. ceny pszenicy były wyższe niż rok wcześniej o ponad 65 proc., żyta nawet o 105 proc., jęczmienia - o niemal 68 proc. To dane statystyczne, w niektórych regionach podwyżki były bardziej znaczące. Według przetwórców, tylko od sierpnia pszenica podrożała o 100 proc. Na początku roku trzeba było za nią płacić nawet ponad 1000 zł. - Czynniki fundamentalne, takie jak podaż, popyt i poziom zapasów, nie wyjaśniają takiego wahnięcia cen. Jedyna realna przyczyna, która się nasuwa, to jakiś czynnik spekulacyjny - wskazuje Adam Tański, prezydent Izby Zbożowo-Paszowej. Jego zdaniem, wolne pieniądze w funduszach różnego typu wylądowały na rynkach surowcowych, m.in. na rynku zbóż. To wywołało sztuczny popyt, a co za tym idzie - wzrost cen.
Zdaniem części uczestników rynku, dodatkową przyczyną wzrostów cen było przeszacowanie przez GUS zbiorów zbóż i w konsekwencji zapasów ziarna. Zakładając zbiory zbóż na poziomie blisko 30 mln ton, szacowano zapasy na koniec sezonu rzędu 5 mln ton. Według KFPZ, wielkość ta znacząco odbiegała od rzeczywistości. - To jeden z czynników, który spowodował wzrost cen ziarna w ostatnich miesiącach. Może też sprawić, że na przednówku sytuacja będzie rzeczywiście krytyczna. Ziarna może zabraknąć, zarówno na chleb, jak i na pasze - mówi prezes Mładanowicz.
Eksperci są jednak sceptyczni. Wiesław Łopaciuk z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej przyznaje, że sytuacja rynkowa nie odzwierciedlała szacowanego przez GUS poziomu zapasów, ale podkreśla, że prognozy te nie odbiegały znacząco od rzeczywistości.
Skąd więc odczucie, że na rynku mieliśmy mniej ziarna niż wynikałoby z bilansów?
- Zboże dobrej jakości zostało wywiezione z kraju. Także główni dostawcy zbóż na rynek, czyli duże gospodarstwa, wyprzedały to zboże za granicę, na eksport. Dlatego większość zapasów, moim zdaniem, była ulokowana u mniejszych producentów, skąd trudniej je szybko wydobyć na rynek. Było to też zboże gorszej jakości. W dodatku, zanim ceny zaczęły rosnąć, rolnicy nie widzieli powodu do sprzedaży ziarna - mniejsi producenci zazwyczaj prowadzą także produkcję zwierzęcą i kiedy ceny zbóż na rynku są niskie, przeznaczają je na pasze - komentuje Wiesław Łopaciuk.
Zdaniem Adama Tańskiego, obecnie, kiedy działamy na otwartym rynku europejskim, wpływ wielkości zapasów na poziom cen jest marginalny. - Kiedy mieliśmy rynek zamknięty, wpływ tego czynnika był znaczny. Ale ponieważ działamy na rynku unijnym, poziom zapasów w kraju nie ma większego znaczenia - zarówno 5 mln ton, jak i 2 czy 3 mln ton to ułamek procenta całej podaży unijnego rynku.
Nie przeceniajmy znaczenia tego czynnika - apeluje prezydent Izby.
Ponieważ jesteśmy uczestnikami globalnego rynku, ogromny wpływ na ceny w naszym kraju ma też sytuacja np. w Rosji, która wprowadziła embargo na eksport zboża, czy na Ukrainie.
Mniejsza podaż w tym regionie, który w minionych latach generował spore nadwyżki, spotęgowała na pewno wzrost cen, choć jak podkreślają eksperci, nie uzasadniała aż takiej skali wahnięcia cen. Warto zauważyć, że jeśli w tym roku warunki klimatyczne pozwolą otworzyć rynki na Wschodzie, można będzie oczekiwać złagodzenia podwyżek.
Bieżący sezon - wielka niewiadoma
Jak będzie w tym roku? Wszyscy analitycy, eksperci i uczestnicy rynku przyznają, że dziś prognozowanie zbiorów to przysłowiowe "wróżenie z fusów". Wpływ na sytuację rynkową, oprócz nieprzewidywalnego czynnika spekulacyjnego, będzie miała globalna podaż ziarna oraz stan zbiorów w Polsce.
- Polskie zboże jest zazwyczaj tańsze niż u głównych europejskich eksporterów Niemiec i Francji. Dlatego obok popytu krajowego notowania w Polsce będą uzależnione od cen eksportowych w Europie Zachodniej, zaś w części południowo-wschodniej od sytuacji w Czechach, na Słowacji, Węgrzech czy Rumunii, u których zboże jest jeszcze tańsze. Oczywiście producenci będą się wstrzymywali ze sprzedażą, mając nadzieję na jeszcze wyższe ceny - mówi Algirdas Pereckas, dyrektor generalny litewskiej spółki AB Agrowill, która planuje debiut na warszawskim parkiecie.
Eksperci przewidują, że wysokie ceny mogą się utrzymać aż do końca sezonu, czyli do czerwca br. - Ceny się ustabilizują na stosunkowo wysokim poziomie.
Spodziewam się, że w marcu, kwietniu będą najwyższe. Później nastąpi stabilizacja albo niewielki spadek w zależności od tego, jakie będą szacunki zbiorów w przyszłym sezonie - zauważa Wiesław Łopaciuk. Na przełomie marca i kwietnia będzie można ocenić stan ozimin. Rafał Mładanowicz podkreśla jednak, że tegoroczne zasiewy były mniejsze niż rok wcześniej, co, nawet przy dobrych warunkach pogodowych, może się przełożyć na zmniejszenie zbiorów. Tymczasem Adam Tański się spodziewa, że wysokie ceny zbóż przyczynią się do zwiększenia powierzchni zasiewu zbóż jarych, zwłaszcza pszenicy. - W konsekwencji możemy mieć nadzieję, że suma powierzchni zasiewów może być większa niż rok temu - podkreśla. I dodaje: - Nie ma przesłanek, żeby twierdzić, że będzie to rok gorszy. Na razie nie ma powodów ani do pesymizmu, ani do nadmiernego optymizmu. Wszystko jest w normie.
- Przy średnim poziomie zbiorów i przy braku większych wahań po stronie zużycia, ewentualnie jego ograniczeniu, nie należy się spodziewać rewolucji na rynku. Jeżeli nie będzie żadnych anomalii pogodowych, a na świecie zbiory będą w granicach średniej wieloletniej, to ceny powinny powrócić do poziomu zbliżonego lub, co bardziej prawdopodobne, niewiele wyższego niż w okresie sprzed tych wzrostów - sugeruje Wiesław Łopaciuk. Szacuje, że w sezonie 2011/12 powinniśmy się spodziewać zbiorów w granicach średniej wieloletniej, czyli 26-27 mln ton.
Przetwórcy płaczą
Stabilizacja na pewno potrzebna jest całemu przemysłowi. Wzrost cen zbóż nie pozostaje bez wpływu na przetwórstwo.
Niesie za sobą konieczność podwyżek cen kolejnych produktów w łańcuchu żywnościowym.
I o ile koszt surowca nie ma kluczowego udziału w cenie produktów wysoko przetworzonych, o tyle w przypadku wyrobów nisko przetworzonych rosnące ceny surowca przekładają się niemal proporcjonalnie na zwiększenie kosztów produkcji.
Proporcjonalnie do zboża drożała m.in. mąka. Ta, jako surowiec w produkcji pieczywa czy makaronów, pociągnie za sobą wzrost cen tych wyrobów.
Jednak, jak podkreślają producenci, nie zawsze podwyżki są możliwe. - Gwałtowne wzrosty kosztów produkcji nie przekładają się od razu na zwiększenie cen na półkach sklepowych. Sieci skutecznie hamują ten proces. Dlatego spodziewamy się, że wzrosty cen detalicznych dopiero się rozpoczną - mówi Maciej Pawłowski, wiceprezes spółki Kupiec. Jego zdaniem, zwłaszcza dyskonty, których domeną są niskie ceny, nie będą chciały się zdecydować na sprzedaż produktów czasem kilka razy droższych niż w poprzednich latach.
- Jednak producenci nie mają wyboru - w związku z brakiem tańszego surowca i możliwością realizacji dostaw według dotychczasowych cenników są zmuszeni do wypowiadania umów z sieciami - zauważa Maciej Pawłowski. Dodaje, że ponieważ sytuacja dotyczy całej branży, sieci mogą mieć problem z podpisywaniem nowych umów z przetwórcami. - To skutkuje tym, że niektóre wyroby zupełnie znikają z półek - podkreśla.
- Warunki zmieniają się dla wszystkich jednakowo, wzrosty cen surowców nie dyskryminują pojedynczych podmiotów.
Spadki i wzrosty dotyczą wszystkich w tym samym zakresie - odpowiada Pedro Pereira da Silva, dyrektor operacyjny Grupy Jeronimo Martins, do której należy największa sieć dyskontów w Polsce - Biedronka. Przyznaje, że zachodzą jednak zmiany w wyborach konsumentów. - Na przykład jeśli w zeszłym roku wzrosły ceny kurczaków, zwiększyła się konsumpcja wieprzowiny, podczas gdy drobiu zmalała.
Można powiedzieć, że jest to regulacja na poziomie konsumentów. To samo dotyczy mąki, ryżu czy ziemniaków. Musimy się też pogodzić, że wraz ze wzrostem cen popyt maleje - wyjaśnia da Silva.
Adam Tański uważa, że drożejące zboże uderzy nie tyle w firmy, ile w konsumenta.
- Są tego pierwsze oznaki, żywność drożeje, inflacja jest na poziomie wyższym niż zakładano. Trzeba pamiętać, że wydatki na żywność w budżetach są traktowane jako wydatki pierwszej potrzeby - gdy ceny rosną, konsumenci nie oszczędzają na żywności. Podwyżki cen produktów spożywczych uderzają paradoksalnie w inne branże. Podsumowując: wysokie ceny żywności nie przynoszą szkody branży, bo przenosi ona swoje koszty na konsumenta, ale uderza w koniunkturę na innych rynkach - mówi prezydent Izby.
Weronika Kreczko