Za dużym biustem, duży zarobek

Choć mówi się, że rozmiar nie ma znaczenia (dotyczy obu płci) wszyscy czujemy, że to nie do końca prawda. I to nie tylko w życiu prywatnym, ale także w pracy. Potwierdzają to nie tylko naoczne obserwacje i historie poszczególnych osób, ale nawet badacze.

Za dużym biustem, duży zarobek
Źródło zdjęć: © thinkstock

13.09.2011 | aktual.: 13.09.2011 10:42

O ile jednak panowie w trakcie pełnienia obowiązków służbowych bez problemu ukrywają swoje braki, o tyle w przypadku pań, sprawa jest niestety trudniejsza. I choć rozmaite wkładki, push-upy, falbanki czy fikuśne ozdoby w okolicach dekoltu są w stanie poprawić jego wygląd, to żadna kobieta z miseczką A, nie będzie oszałamiać w głęboko wyciętej bluzce.

A - czego byśmy nie mówili - piersi to ważny atrybut kobiecości i może przyciągać nie tylko męskie spojrzenia, ale także pieniądze.

Mówienie, że na dużym biuście można zarobić, do niedawna było w bardzo złym tonie. Wiele aktorek gorąco się oburzało słysząc, że swoje kariery zrobiły właśnie dzięki tym walorom. Do czasu... gdy Pamela Anderson w wywiadzie dla brytyjskiego magazynu "Live" z rozbrajającą szczerością stwierdziła: "Moje piersi zrobiły bajeczną karierę - ja byłam tylko dodatkiem". Aktorka doskonale wiedziała, że bujne kształty są w stanie zrobić dla jej zawodowego życia więcej, niż najpilniejsze bieganie na castingi, swoją karierę zaczęła więc od nadania swoim piersiom zarówno objętości, jak i idealnego kształtu.

O ile Pamela Anderson, jako pierwsza przyznała się, że za jej sukcesem zawodowym stoją dwie jędrne piersi, o tyle Dolly Parton, była jedną z pierwszych, która wiedziała, że piękny biust to skarb, który należy chronić za wszelką cenę. Ubezpieczyła więc swoje walory na 600 tys. dolarów. Inne źródła podają, że prekursorką w tej dziedzinie była Sophia Loren, która wykupiła dla swojego biustu polisę wartości 120 tys. dolarów. W ślady koleżanek poszła też Madonna, która uznała, że każda z jej piersi warta jest 6 mln. dolarów. Ubezpieczyciel nie zdecydował się jednak na tak wysoką polisę i w końcu stanę na 2 mln. za komplet.

O ile aktorki nawet te z najpiękniejszym biustem i grające niemal zawsze pół nago, muszą do nich dorzucić coś jeszcze, o tyle Norma Stitz, zarabia tylko na piersiach. Prawdą jest, że natura potraktowała tą Amerykankę szalenie szczodrze i obdarzyła ją biustem ważącym 40 kg i stanowiący 25 proc. masy ciała kobiety. Piersi utrudniały jej życie od dzieciństwa. Już w szkole, musiała siedzieć w specjalnej ławce, nie może biegać, z trudnością wchodzi po schodach, nie może prowadzić auta i ma problemy z kręgosłupem. Mimo to, kobieta nie zdecydowała się na operacyjne zmniejszenie piersi. Jak wielokrotnie powtarzała w wywiadach biust jest jej utrapieniem, ale i przepustką do sławy. Jako posiadaczka największego biustu na świecie kobieta została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa, zarabia jako modelka, gra w filmach erotycznych, prowadzi stronę dla dorosłych, pozuje do zdjęć i udziela wywiadów. Choć piersi Anorei Collins nie wytrzymał by porównania do tego, którym dysponuje Norma, to jednak rozmiar 18 z pewnością
przyciąga uwagę. Młoda dziewczyna ma tego pełną świadomość, dlatego zdecydowała się udostępnić swój "dar" reklamodawcom. Swoją propozycję umieściła w internecie, wraz ze zdjęciem. Wbrew oczekiwaniom dziewczyna jest w pełni ubrana. No może nie w pełni, bo bluzeczka ma naprawdę duży dekolt, jednak miejsca na materiale zostało wystarczająco dużo, by zareklamować na tym każdy produkt.

Na dużym biuście zarabiają jednak nie tylko aktorki, modelki, gwiazdy porno czy rekordzistki z księgi Guinnessa. Również w profesjach, w których gaża zależy od hojności klientów, duże walory mogą się przełożyć na zasobny portfel. Dr Michael Lynn z nowojorskiego Cornell University udowodnił to, co większość z nas od dawna podejrzewała - biuściaste kelnerki dostają znacznie wyższe napiwki, niż ich skromniej obdarzone przez naturę koleżanki.

Jak poinformował “The Daily Express”, badacz doszedł do tego wniosku, na podstawie wywiadów przeprowadzonych z blisko 400 kelnerkami i porównaniu ich rozmaitych parametrów. Mimo, że klienci deklarowali, że najważniejsza jest dla nich jakość obsługi, największą hojność okazywali paniom z największym biustem. Co ciekawe wrażenia na klientach nie robił młody wiek. Wprost przeciwnie lepiej zarabiały bujne panie po 30 roku życia, a najlepiej - bujne blondynki po trzydziestce.

Jaki z tego wniosek? Każda z nas będzie po trzydziestce, ufarbować się na blond - też żadna sztuka, ale te duże piersi - albo kosztowne i okupione wielkim cierpieniem, albo dane od natury. A wtedy... Bezcenne!

AD/JK

biustpiersikariera
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (57)