Zwalniają? Miej plan awaryjny
Nawet najwyższe kwalifikacje i profesjonalizm nie chronią cię już przed zwolnieniem. Być może redukcje ominą akurat ciebie, ale nie powinieneś na to liczyć. Lepiej już dzisiaj przygotuj sobie plan awaryjny.
27.01.2009 | aktual.: 27.01.2009 15:09
Zaledwie pół roku temu obchodził dziesiątą rocznicę pracy w firmie. Z tej okazji dział HR zorganizował małe przyjęcie, na którym sam prezes wręczył mu dyplom i zegarek z logo spółki. Były gratulacje i zapewnienia, że bez jego talentów i zaangażowania przedsiębiorstwo rozwijałoby się dużo wolniej. Dlatego wiadomość o zwolnieniu spadła na niego jak grom z jasnego nieba.
- Najpierw wmawiają człowiekowi, że jest niezastąpiony, a potem wyrzucają na bruk bez żadnego ostrzeżenia – oburza się 43-letni Janusz Sobek, finansista z Gdańska. Żałuje, że wcześniej był tak bardzo hołubiony przez przełożonych. To – jak mówi – uśpiło jego czujność. Nawet gdy koledzy z działu dostawali wypowiedzenia, on był spokojny o swoją przyszłość. Nie szukał innej roboty. A teraz, w okresie straszliwej paniki na rynku pracy, nikt nawet nie chce go zaprosić na rozmowę kwalifikacyjną. Choć wysyłał już kilkadziesiąt aplikacji do firm z całej Polski.
Kontakty i kasa
W podobnej, a jednocześnie w całkiem innej sytuacji jest 35-letni Jerzy Klepacz, menedżer z Dolnego Śląska. W podobnej, ponieważ też dostał wypowiedzenie. W innej, bo doskonale przygotował się na ten moment. Na przykład odłożył kilkanaście tysięcy złotych na czarną godzinę – czyli co najmniej kilka miesięcy bez zarobków. Na szczęście zapasy te nie były mu potrzebne.
- Szybko zdobyłem stanowisko kierownicze w innej spółce. Zawdzięczam to swoim szerokim kontaktom zawodowym i towarzyskim – podkreśla Klepacz. – Znajomi często śmiali się ze mnie, że jestem kolekcjonerem wizytówek, ale jak widać, warto mieć przyjaciół w różnych firmach, zawodach i branżach.
Nie rozumie swoich kolegów, którzy są tak zapracowani, że zaniedbują związki z ludźmi i życie towarzyskie. A gdy powinie im się noga, nie mają do kogo zwrócić się o pomoc.
- Zadzwoniłem do kilku osób. U jednego z dawnych kontrahentów był wakat – cieszy się Jerzy Klepacz. – Szybko dogadaliśmy się co do finansów i znowu jestem w siodle.
Idź na kompromis
Miękkie lądowanie zapewnił sobie także Robert, do niedawna reporter w znanej ogólnopolskiej gazecie. Nie dostał, co prawda, angażu w innej redakcji, lecz świetnie sobie radzi jako wolny strzelec.
- To efekt renomy, jaką zdołałem sobie wyrobić w medialnym świadku – uważa dziennikarz. Wysyła swoje teksty do znajomych gazet i portali internetowych. Z reguły jest to kontynuacja współpracy, która trwa już od dawna.
- Zawsze pisywałem to tu, to tam, chyba właśnie z obawy, że któregoś dnia dadzą mi wypowiedzenie i zostanę bez grosza – tłumaczy Robert.
Jako freelancer nie zarabia wprawdzie tak dobrze jak wcześniej na etacie, lecz jest w stanie związać koniec z końcem. I co równie ważne – nie wypadł z zawodowego obiegu.
- Wolę stałą umowę niż codzienne szukanie zleceń, ale od czegoś trzeba zacząć – zaznacza żurnalista. – Z pozycji bezrobotnego byłoby mi później trudniej walczyć o etat. Robertowi obce jest podejście: wszystko albo nic. Chociaż ostatnio zajmował się poważną publicystyką, potrafi napisać też plotkę do prasy kolorowej. I śmieje się z tych, którzy nie przyjęliby pracy poniżej swoich ambicji.
- Nie grymaszę, bo wiem, że trzeba opłacić rachunki – podkreśla. – Żadna praca nie hańbi. Gdyby nie dało się wyżyć z dziennikarstwa.
Pomysł na siebie
Niestety, gdy gospodarka rosła jak na drożdżach, mało kto myślał o strategiach awaryjnych. A jak jest teraz, gdy ponad połowa przedsiębiorców zamierza zwalniać ludzi?
Andrzej Rudnicki, psycholog biznesu, uważa, że pracownicy w większości są bierni. Co gorsza, wypierają ze świadomości czarne scenariusze i włączają mechanizm samookłamywania. Na przykład klarują sobie, że są dla przedsiębiorstwa na tyle cenni, że nikt nie odważy się ich pozbyć. Przeceniają swoje możliwości, wpływy i zasługi. Albo pocieszają się, że zły czas niebawem minie.
- Nawet kiedy firma obcięła zatrudnienie o połowę, my chcemy wierzyć, że nas to nie spotka. Ignorujemy znaki ostrzegawcze. Łudzimy się aż do końca – komentuje Rudnicki. Jego zdaniem nie ma taktyki, która w stu procentach gwarantuje przetrwanie. Za to jest jedna strategia, której stosowanie na pewno przyniesie klęskę. To pasywność, bezradność, zostawienie spraw ich własnemu biegowi.
Według specjalisty, tylko mała grupa pracownicy ma na siebie pomysł bez względu okoliczności.
- To ci, którzy widząc, że są zagrożeni, proponują szefowi, że można lepiej wykorzystać ich kwalifikacje i talenty – mówi psycholog.