Państwowe giganty tracą miliardy za granicą. Wszystko naszym kosztem

Trzynastego sierpnia w warszawską giełdę uderzył piorun. Jeden z dwóch państwowych producentów paliw, gdański Lotos, ogłosił że inwestycja w norweskie złoża ropy przyniesie olbrzymie straty. Ponad półmiliardowy odpis wartości złoża w księgach finansowych spółki przełożył się na spadek kursu akcji o 14 proc. To kolejna z serii katastrofalnych inwestycji zagranicznych polskich państwowych koncernów. Największe państwowe firmy mają szczególny talent do strat za granicą, pasjami tracąc majątek, należący przecież do polskich podatników.

Państwowe giganty tracą miliardy za granicą. Wszystko naszym kosztem
Źródło zdjęć: © Fotolia | DanRace

20.08.2014 | aktual.: 25.08.2014 12:11

Trzynastego sierpnia w warszawską giełdę uderzył piorun. Jeden z dwóch państwowych producentów paliw, gdański Lotos, ogłosił że inwestycja w norweskie złoża ropy przyniesie olbrzymie straty. Ponad półmiliardowy odpis wartości złoża w księgach finansowych spółki przełożył się na spadek kursu akcji o 14 proc. To kolejna z serii katastrofalnych inwestycji zagranicznych polskich koncernów. Największe państwowe firmy mają szczególny talent do strat za granicą, pasjami tracąc majątek, należący przecież do polskich podatników.

Pięć lat wcześniej href="http://finanse.wp.pl/isin,PLKGHM000017,notowania-podsumowanie.html">KGHMKGHM (Zobacz notowania spółki »), jeden z największych producentów miedzi i srebra na świecie, ogłosił że wycofuje się ze swojej inwestycji w Kongo i likwiduje działającą tam od ponad dekady spółkę. Marzenia o zagospodarowaniu afrykańskiego złoża miedzi firma okupiła stratą 40 mln dolarów. Strata była już oczywista w 1999 r., zaledwie dwa lata po rozpoczęciu inwestycji, jeszcze za czasów rządów koalicji SLD-PSL. Przez media przetoczyła się wtedy fala krytycznych artykułów, a do prokuratury złożono wnioski o popełnienie przestępstwa przez zarząd KGHM. Wydawało się, że to wielka porażka. Nic z tych rzeczy. To była mała porażka, tylko małe preludium do dalszych "popisów" zarządów polskich państwowych molochów.

Kolejny był href="http://finanse.wp.pl/isin,PLPKN0000018,notowania-podsumowanie.html">PKN OrlenPKN Orlen (Zobacz notowania spółki »), który za rządów koalicji PIS-LPR-Samoobrona realizował mocarstwowe oczekiwania rządu. W 2005 r. PKN kupił akcje czeskiego Unipetrolu, łącznie inwestując w Czechach 1 mld euro, a w 2006 r. na zakup rafinerii w litewskich Możejkach polski koncern wydał 2,8 mld dolarów.

Przypadek drugiej z wyżej wymienionych inwestycji był ostatnio szczególnie głośny. Mimo szeregu działań restrukturyzacyjnych i zainwestowanego kolejnego miliarda dolarów w unowocześnienie fabryki, Orlen Lietuva jest kulą u nogi koncernu.

Odcięta od dostaw rurociągowych przez rosyjski Transnieft i obarczona wymuszonymi przez rząd Litwy nadmiernymi kosztami transportu kolejowego litewska spółka ciągle balansowała na granicy rentowności. W tym roku, po pogorszeniu sytuacji makroekonomicznej, kontynuowanie działalności Orlen Lietuva coraz bardziej wydaje się nie mieć sensu, przerób ropy ograniczono do minimum a PKN rozważa zamknięcie rafinerii.

Informacja o wyzerowaniu wartości litewskiej spółki w księgach PKN spowodowała spadek kursu akcji o 6 proc. Już wcześniej "efekt Możejek" hamował kurs Orlenu, kiedy spółka informowała o kolejnych odpisach wartości Orlen Lietuva w księgach finansowych. Od 23 lipca do 19 sierpnia b.r. wartość akcji PKN Orlen na warszawskiej giełdzie spadła o 1,9 mld zł, mimo że ogłoszona przez koncern strata wartości wyniosła 4,2 mld zł. Rynek najwyraźniej ocenia, że wyzerowanie wartości Możejek jest przesadzone i nadal ten majątek jest wart ok. 2 mld zł. Biorąc pod uwagę takie założenie i wydane ok. 3,8 mld dolarów, można podsumować inwestycyjny litewski "minus" na mniej więcej 10 mld zł!

Czytaj także: Katastrofalny wynik PKN Orlen. Zapłacimy za to wszyscy»

Kolejny as polskich inwestycji zagranicznych rozpoczął swoją "ekspansję" już za rządów PO-PSL. Gdański href="http://finanse.wp.pl/isin,PLLOTOS00025,notowania-podsumowanie.html">LotosLotos (Zobacz notowania spółki ») kupno udziału w norweskim złożu ropy naftowej w 2008 r. okupił prawie 900 mln zł odpisu w 2012 r. Lotos procesował się później z operatorem złoża, kanadyjską firmą Talisman, która wadliwie wykonała platformę wiertniczą. Odszkodowanie 0,5 mld dolarów od Talisman, zasądzone w 2013 r. nie zastopowało utraty wartości inwestycji. Odpis w księgach Lotosu zwiększono w połowie sierpnia do łącznie 1,6 mld zł.

Wątek kanadyjski pojawia się w kolejnej wielkiej inwestycji, tym razem KGHM. Dwa lata temu na kupno 100 proc. akcji spółki Quadra FNX Mining Ltd (obecnie KGHM International) polski producent miedzi wyłożył 2,8 mld dolarów amerykańskich (9 mld zł).

W pierwszym półroczu 2014 r. KGHM International wykazała 5 mln zł zysku netto, czyli 10 proc. tego co rok wcześniej. Tłumaczy się to obniżeniem sprzedaży w amerykańskiej kopalni Robinson i spadkiem cen miedzi. Zestawienie tej kwoty z zainwestowanymi prawie 9 mld zł - co przy kontynuowaniu takich wyników dałoby to 0,1 proc. rentowności rocznie - nie daje powodów do optymizmu.

Nadzieją jest warta ponad 4 mld dolarów inwestycja KGHM International w chilijskim Sierra Gorda. Szacunki produkcji ze złoża w tej kopalni po pierwszej fazie inwestycji, jeszcze na początku roku określane na 70 tys. ton miedzi, parę miesięcy później obniżono do 50 tys. ton. Docelowo, dopiero po drugiej fazie inwestycji, spółka w Chile wytwarzać ma 220 tys. ton miedzi. Dla porównania w 2013 r. grupa KGHM wyprodukowała 528 tys. ton.

Czy inwestycja okaże się sukcesem? Zobaczymy. Na bazie wyżej wspomnianych doświadczeń, fatalistyczne podejście do tematu nakazuje podejrzewać, że coś zacznie się dziać w nowo zakupionej kopalni, że jakość złoża okaże się gorsza niż oczekiwano, że transport okaże się za drogi (na razie jest pozytywna decyzja chilijskiego sądu w związanych z transportem kwestiach środowiskowych), czy co tam jeszcze. No ale z drugiej strony może w końcu KGHM będzie pierwszy, któremu się uda?

W poszukiwaniu udanej dużej inwestycji krajowych państwowych molochów trafiłem na opinię zarządu PKN Orlen z 2009 r. o kupnie niemieckich sieci stacji benzynowych Star. Zrealizowaną w 2002 r. transakcję zarząd PKN Orlen oficjalnie zaliczył do inwestycji udanych, a wręcz "dużych sukcesów". Jeśli się przyjrzeć uważniej, to - delikatnie pisząc - odtrąbienie sukcesu było zdecydowanie przedwczesne.

Za niemieckie stacje pod marką Star PKN zapłacił ok. 140 mln euro. 20 mln euro wydał zaraz potem na zmianę ich oznakowania na markę Orlen. Po pięciu latach firma odkryła, że marka Orlen i jej pozycjonowanie w segmencie "premium" kompletnie się nie sprawdza, sprzedaż spadała i tym razem podjęto decyzję poprawną, przyznano się do błędu, przeprowadzając kolejny rebranding - z powrotem do marki Star. Pewnie kosztowało to kolejne 20 mln euro. Razem inwestycja wyniosła więc około 180 mln euro, czyli 750 mln zł. W księgach grupy PKN wartość niemieckiej spółki na koniec 2013 r. wyniosła 524 mln zł, czyli o ponad 200 mln zł mniej niż zainwestowana kwota.

Rok temu, w sierpniu 2013 r., zarząd Orlenu deklarował, że ma zamiar zwiększyć sieć stacji z 570 do 750, ale do końca 2013 r. jednak ostatecznie zmniejszył ich liczbę do 555. Obecnie Orlen sprzedaje za pośrednictwem sieci Star już łącznie 34 proc. paliw w grupie, ale wartość księgowa Orlen Deutschland wzrosła w ub.r. tylko o 20 mln zł - czyli prawdopodobnie takiej wartości był zysk netto - a rok wcześniej nawet spadła o ok. 50 mln zł. Tak marne efekty traktuje się jako sukces inwestycyjny. Chyba tylko dlatego, że w porównaniu z pozostałymi inwestycjami mogło być znacznie gorzej. A to dla zarządu najwyraźniej jest już coś.

Nie lepiej jest też z czeskimi aktywami Orlenu. Wartość księgowa grupy Unipetrol spadła w ciągu dwóch lat o 1,3 mld zł, przychody spadają.

Wszystko oczywiście można tłumaczyć dobrymi chęciami, spodziewanymi zyskami, a że po prostu nie wyszło, bo a to kryzys, a to czynniki zewnętrzne, nieprzychylność obcych rządów itp. Patrząc na historię operacji zagranicznych polskich gigantów nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że lepiej by było, gdyby po prostu... nie brali się za takie inwestycje.

Fakt, że mimo wywołanych inwestycjami zagranicznymi olbrzymich strat, koncerny przynoszą zyski, nie powinno pozytywnie nastrajać... polskiego konsumenta. Jeszcze w przypadku KGHM to pół biedy, bo powodzenie biznesu tej spółki zależy od światowych cen miedzi i srebra i ewentualnych strat nie rekompensuje sobie na naszym rynku. Ale już PKN Orlen, czy Lotos swoją niefrasobliwość najwyraźniej odbijają sobie na krajowych cenach paliw.

Dodatkowo, straty można by przeboleć, gdyby firmy nie były państwowe. Prywatny właściciel, jeśli zaryzykował i stracił, to trudno: nie moje pieniądze, nie moja sprawa. W przypadku KGHM, Orlenu i Lotosu natomiast każdy Polak jest współwłaścicielem, bo większość akcji ma państwo. Każda strata, niegospodarność, wpływa na pomniejszenie majątku państwowego, a więc i mojego.

W podanych wyżej przypadkach same spółki PKN i Lotos straciły na inwestycjach na Litwie, w Norwegii i Niemczech ok. 12 mld zł, nie licząc odsetek od kredytów, które firmy wzięły na sfinansowanie zakupów. W Orlenie Skarb Państwa ma 28 proc. udziałów a w Lotosie 53 proc. Państwo utraciło więc majątek rzędu co najmniej 5 mld zł. O tyle więcej majątku mogło by być w budżecie, gdyby spółki nie inwestowały za granicą.

Wyobraźmy sobie teraz, że jutro rząd ogłasza, że przez ostatnie dwa miesiące bieżącego roku nie będziemy płacić podatku dochodowego PIT, wszyscy pobierają wynagrodzenie brutto. To byłaby właśnie kwota równa stratom, jakie zrealizowały polskie spółki. Między innymi takie są też realne koszty pozostawiania firm w rękach państwa.

Jacek Frączyk, WP.PL

orlen lietuvalotosgpw
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1054)