Branża lotnicza. Problemy nie znikną z dnia na dzień. Wszystko trzeba "wymyślić" od nowa

LOT nie zwalnia, ale warunki płacowe trudno uznać za zadowalające. W sytuacji, gdy samoloty częściej jednak stoją na płycie, niż latają, nie może być jednak inaczej. Linie lotnicze muszą zastanowić się, jak działać, kiedy wirus nieco nam odpuści. Kogo wozić, w jakich kierunkach?

Niewiele jest krajów, których granice Polacy mogą przekroczyć bez konieczności przedstawienia wyników testów. To nie jedyny powód, który odpowiada za małe zainteresowanie zagranicznymi podróżami
Niewiele jest krajów, których granice Polacy mogą przekroczyć bez konieczności przedstawienia wyników testów. To nie jedyny powód, który odpowiada za małe zainteresowanie zagranicznymi podróżami
Źródło zdjęć: © Pixabay
Martyna Kośka

16.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 09:47

Linie lotnicze muszą stworzyć na siebie nowy pomysł. Powrót do liczby pasażerów sprzed pandemii może potrwać nawet pięć lat i do tego czasu z rynku zniknie nie tylko część przewoźników, lecz również lotnisk. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", polskie porty lotnicze otrzymały pomoc w kwocie 142 mln. Jeśli porównać, że na pomoc artystom przeznaczono 400 mln zł, to jest jasne, że de facto żadnej znaczącej pomocy te lotniska nie dostały.

Samoloty raczej stoją niż latają. Jeśli już wznoszą się w powietrze, to raczej po to, by połączyć Warszawę z Gdańskiem czy Wrocławiem niż którąś europejską stolicą. Pracownicy linii lotniczych nie mogą być pewni swojej przyszłości. W LOT zwolnień nie było, ale załoga dostaje wynagrodzenie w minimalnej wysokości. Do tej pory to pieniądze za wylatane godziny stanowiły prawdziwą pensję, dziś trzeba się zadowolić minimalną baza wynikającą z umowy.

– Chodzimy do pracy trzy cztery razy w miesiącu, łącznie latamy może 9-11 godzin. Zarabiamy poniżej połowy minimum socjalnego. Ja dostaję 1,9 tys. zł na rękę – powiedział w rozmowie z "GW" jeden z członków załogi pokładowej LOT-u. 

Można się zastanawiać, jak będzie wyglądał ruch lotniczy, gdy pandemia już nam odpuści (czyli być może już wiosną lub latem). Kiedy latem można było podróżować, Europejczycy chętnie latali na zagraniczne urlopy. Polacy również i to nawet pomimo tego, że lotów było znacznie mniej niż zwykle, wiec ceny biletów były wysokie. To "okienko", w którym w miarę spokojnie można było latać za granicę, trwało jednak zaledwie kilkanaście tygodni. Obecnie wiele krajów wymaga przedstawienia wyników testów na koronawirusa oraz wprowadziło ograniczenia w działalności hoteli, co w naturalny sposób zniechęca turystów.

Na ruch biznesowy też liczyć nie należy. Firmy zauważyły, że nawet decyzje o znaczeniu strategicznym można ustalać przez komunikator video, więc wysyłanie pracowników na kilkugodzinne spotkania w Paryżu, Brukseli czy Monachium naprawdę nie są niezbędne. Co więcej: w czasach, gdy dziesiątki branż szukać będą oszczędności, takie latanie po Europie będzie zwyczajnie trwonieniem pieniędzy.

Właśnie pod klientów biznesowych stworzona była siatka droższych przewoźników, np. LOT-u. Tego utrzymać się nie da, więc nawet najwięksi gracze muszą zaproponować takie usługi, które sprawia, że samoloty wypełnia się pasażerami. I mieć nadzieję, że te "okienka na podróże" będą trwały coraz dłużej.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)