Ciężka praca za marne pieniądze

„Ruszasz się jak mucha w smole, kto przyjął do pracy takiego starego niedołęgę, będziemy stali w tej kolejce do jutra” – usłyszał emeryt, który dorabia w supermarkecie jako kasjer. Za pracę dostaje 560 zł na rękę. Jak mówi, w ciągu całego swojego życia nigdy nie usłyszał tylu wyzwisk pod swoim adresem. Chociaż czas przedświąteczny powinien wyzwalać pozytywne uczucia, z klientów wychodzą wręcz zwierzęce odruchy. Tak twierdzą kasjerzy dużych sklepów.

Ciężka praca za marne pieniądze
Źródło zdjęć: © AFP

22.04.2011 | aktual.: 22.04.2011 13:43

„Któregoś dnie nie wytrzymam”

- Każdego dnia trafia się 3-4 takich klientów. Dowiedziałem się już, że poruszam się jak mucha w smole, że kogoś popier..., że przyjął takiego starego, niedołężnego dziada jak ja. A ktoś inny stwierdził, że przeze mnie będzie musiał stać w tej kolejce do jutra. Boję się, że któregoś dnia nie wytrzymam i dojdzie do rękoczynów. No przecież ja muszę zmienić taśmę w kasie lub sprawdzić cenę, jeśli nie jest nabita na produkcie. Tu akurat to, ile mam lat nie jest istotne. Problemem jest też to, że w markecie jest za mało kasjerów w porównaniu do liczby kupujących – mówi pan Tomasz Wyrzykowski, ma 67 lat, od kilku miesięcy pracuje w jednym z supermarketów w Trójmieście.

Większość kasjerów przed świętami pracuje po godzinach. Właściciele marketów ratują się też zatrudniając bezrobotnych, emerytów czy młodzież. Takie osoby najczęściej są tuż po szkoleniu, nie mają jeszcze wprawy.

Tak się zdenerwował, że dostał zawału

- Co drugi nowy pracownik rezygnuje, bo nie daje rady – mówi kierownik zmiany w dużym supermarkecie w Gdyni. – Ale to bardziej problem wytrwałości. Na początku każdy ma problem. Mieliśmy niedawno czterdziestolatka, skierowanego do pracy przez urząd pracy. Był ambitny, ale wolno pracował. Coś pomylił, coś źle nabił. Tak się zdenerwował, że dostał zawału. Musiałam wzywać pogotowie.

Anna, kasjerka w supermarkecie budowlanym, ma wadę wymowy. Jak twierdzi przynajmniej raz w tygodniu ktoś z klientów jej to wytyka.

- Nie rozumiem skąd tyle agresji w ludziach. Już mi mówili, że powinnam się nauczyć mówić. Albo, że tu jest Polska i się mówi po polsku, a nie po chińsku. Naprawdę nie rozumiem tego, bo tylko trochę seplenię. Jak można tak obrażać ludzi – mówi Anna, ukończyła ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim, od 6 miesięcy pracuje jako kasjerka, nie mogła znaleźć innej pracy.

Chciała wyczyścić mężowi kartę?

Waldemar, emeryt, który od ponad miesiąca pracuje w jednym z warszawskich supermarketów, nasłuchał się ciężkich wyzwisk, gdy nie chciał przyjąć karty płatniczej. Klientka podała mu kartę swojego męża.

- Mamy takie procedury. Kolejka była gigantyczna, a klientka zaczęła mnie przekonywać, że wiele razy już robiła w taki sposób zakupy. Trawo to kilka minut. Pozostali klienci zaczęli się denerwować. Mówili, że nie ma czasu na zastanawianie się, mam przyjąć kartę i obsłużyć kolejnego klienta. Jakiś facet stwierdził, że jeśli zaraz kolejka się nie przesunie to chyba da mi w twarz. Zdenerwowałem się tak bardzo, że zrobiło mi się słabo. Z tych ludzi wręcz kipiała agresja. Pomógł mi ochroniarz, przyszedł też kierownik. Pochwalił, że dobrze zrobiłem, nie przyjmując karty. Bo były już takie przypadki, że po rozwodzie żona postanowiła wyczyścić konto męża – opowiada Waldemar Górski.

Weronika, która pracuje od 5 lat jako kasjerka, mówi że najgorsze są promocje. - Supermarkety organizują różne akcje. Klienci mają zniżki na jakieś produkty, dopytują o szczegóły, chcą zamienić promocje lub je skumulować. Zawsze takie rozmowy trwają, a ja jestem tylko kasjerką i nie znam szczegółów. Oczywiście całą złość trzeba wylać na mnie – opowiada Weronika. *Obsługują tysiące kupujących jednego dnia *

Pracownicy i związkowcy proszą o wyrozumiałość dla pracowników supermarketów. Mówią, że we wszystkich dużych sklepach okres przedświąteczny jest wyjątkowo trudny. Klienci właśnie teraz kupują najwięcej. Niektóre sklepy są otwarte dłużej niż w innym okresie. Wielu pracowników pracuje po godzinach, obsługując tysiące kupujących jednego dnia. Dodają oni, że zarobki nie są adekwatne do pracy. Na przykład w Warszawie, kasjer z 2-letnim stażem zarabia miesięcznie 1,5 tys. zł netto – pracuje w systemie zmianowym. Zaś emeryt w Gdańsku dorabia jako kasjer może liczyć na 560 zł na rękę.

- Niektóre supermarkety traktują podwładnych jak niewolników. Płacą grosze za ogromną harówkę. Przecież kasjerzy dostają pensję za miesiąc pracy lub na godziny, a nie za ilość obsłużonych klientów. Pensja jest taka sama czy się obsłuży sto, czy tysiąc klientów. Taka sama czy przez kasę przejdzie kilka kilogramów, towaru czy kilka ton towaru – mówi Romuald Gorczyński, trener i headhunter, szkoli pracowników dużych sklepów.

Ma być lepiej, a będzie jak zwykle

Pracodawcy i ekonomiści krytykują, a związkowcy chwalą przyjęty właśnie przez rząd projekt podniesienia poziomu płacy minimalnej w 2012 roku. Pracownicy supermarketów cieszą się, że zamiast 1386 zł, będą zarabiać 1500 zł. Choć z drugiej strony ekonomiści starają się uświadomić zagrożenia mogące pojawić się wraz ze wzrostem płacy minimalnej. - Projekt rządu oznacza de facto, że część osób, które otrzymuje wynagrodzenie bliskie minimalnemu, może stracić oficjalną pracę – skomentował dla Money.pl ekonomista Ryszard Petru.

Mówiąc wprost, jeśli w supermarketach część osób straci pracę, pozostali będą zmuszeni przejąć ich obowiązki. A przecież od lat pracy tej nie zalicza się do najlżejszych i godziwie opłacanych.

Sytuacja się zmienia

- Od lat słyszymy w mediach i prasie o kolejnych pozwach pracowników wobec pracodawców, którymi są supermarkety. Dzięki takiemu nagłośnianiu tej kwestii świadomość ludzka się zwiększyła. Pamiętajmy jednak o jednym - praca w supermarkecie nie należy do ambitnych i nigdy nie będzie to praca dobrze płatna, ze względu na brak wysokich wymagań – tłumaczy Iwona Mitros. Marketing Coordinator w Grafton Recruitment Polska. - Taka praca wymaga przede wszystkim dostępności ze względu na wielozmianowość oraz siły, gdyż wielokrotnie trzeba przewozić duże partie towaru. Pracowników można bardzo szybko i łatwo wymienić. O zmieniającej się sytuacji mówią sami pracownicy. Wiele pomógł głośny proces, w którym Bożena Łopacka była kierowniczka sklepu Biedronka domagała się zadośćuczynienia za wykorzystywanie i łamanie praw pracowników przez duże sieci handlowe.

Na jednym z blogów, prowadzonych przez pracownicę sieci Biedronka, przeczytać możemy:
- Wszystkie nadgodziny (których zresztą firma unika jak ognia), mam płacone albo oddawane. Moja praca trwa co do minuty tyle ile mam na dany dzień wpisane w grafiku. Nie wolno mi zacząć pracy wcześniej i skończyć później, a po wylogowaniu z systemu nie wolno mi nic zrobić na sklepie - jestem po pracy i koniec. Czasem kierownictwo prosi, żeby zostać dłużej, bo jest jakaś obsuwa czasowa, ale nikt nie ma pretensji jeśli odmówisz i oczywiście ten czas jest doliczony do czasu pracy. Godziny pracy rozlicza komputer. Nie ma żadnego pisania godzin w zeszytach i podpisywania list. Mamy identyfikatory do logowania i ich używamy. Nie musimy też dźwigać ponad siły. Są normy transportu. Towar jest tak pakowany, że pojedyncza paczka nie przekracza tych norm. Jesteśmy szkoleni z zasad BHP i każdy przynajmniej teoretycznie wie jak chronić swoje zdrowie.

Kodeks pracy

- Oczywiście pracodawca powinien bezwzględnie przestrzegać przepisów kodeksu pracy a poszkodowani pracownicy zawsze mają prawo zwrócić się do sądu pracy. Musimy nauczyć się walczyć o swoje. Wszyscy pamiętamy głośną sprawę sprzed kilku lat, negatywne opinie, liczne pozwy a i tak dzisiaj dziesiątki tysięcy Polaków licznie robią zakupy w tym supermarkecie. Chyba coś jednak zmieniło się na lepsze – przekonuje Iwona Mitros, Marketing Coordinator w Grafton Recruitment Polska.

Rzeczywiście, od kiedy sklepy wielkopowierzchniowe zostały wzięte pod lupę, sytuacja osób w nich pracujących zaczęła się poprawiać. Zauważa to Państwowa Inspekcja Pracy. Zwraca uwagę, że poprawiło się m.in. przestrzeganie przepisów dotyczących wynagrodzeń i czasu pracy, a ocena przestrzegania przepisów dotyczących ręcznego transportu towarów przez pracowników jest porównywalna z innymi krajami europejskimi. Nie zmieniło się natomiast jedno. Z całą pewnością nie jest to praca dla każdego.

- Prawdą jest jedynie to, że to nie jest praca dla leniwych. Jest ciężka i typowo fizyczna. Człowiekowi zdrowemu krzywdy nie uczyni, ale jak każda fizyczna, nie jest dla ciała obojętna. I trzeba się naprawdę mocno uwijać, żeby ze wszystkim zdążyć. Dla mnie super, ale dla kogoś, kto nie ma dobrego zdrowia albo jest mało energiczny, będzie straszną harówą i udręką – czytamy na wspomnianym już blogu.

ml,(toy) /JK

supermarketyhandelświęta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)