Czy istnieją jeszcze dentyści pracujący "publicznie"?

Ponad 60 proc. Polaków nie korzysta z usług publicznej stomatologii. Na 10 tys. osób nie przypada nawet jeden dentysta zatrudniony w państwowym zakładzie opieki zdrowotnej – wynika z danych opracowanych przez specjalistów z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Czy istnieją jeszcze dentyści pracujący "publicznie"?

27.04.2011 | aktual.: 23.05.2018 14:07

W Polsce od kilkunastu lat następuje redukcja publicznej stomatologii. Wskaźnik pracujących w niej dentystów, na 10 tys. mieszkańców, już 2 lata temu wyniósł zaledwie 0,6 proc. Od tamtej pory problem mógł się pogłębić.

Jeśli już, to na część etatu

Dentyści powtarzają, że nie opłaca im się pracować w publicznych ośrodkach. Jeśli już, to na część etatu. Wolą pracować w prywatnych klinikach. Ale jak mówią, nie tylko chodzi o dużo wyższe zarobki. Ale też możliwość korzystania z lepszego sprzętu.

- Ta dziedzina bardzo się rozwija. My musimy się szkolić i mieć możliwość korzystania z jak najlepszego sprzętu. W publicznych ośrodkach trzeba czasem pracować na sprzęcie, który ma 20 lat. Do publicznych placówek trafiają najczęściej stomatolodzy młodzi, zaraz po studiach, którzy dopiero się uczą albo też tacy, którzy z jakichś przyczyn nie mogą znaleźć zatrudnienia w prywatnej służbie zdrowia, bo np. mieli problemy z prawem. Ale oczywiście nie chcę generalizować, bo nie brakuje też wspaniałych lekarzy, którzy pracują publicznie za dużo mniej niż mogliby zarobić prywatnie. Generalnie jednak, gdy ktoś pracuje tylko publicznie, to budzi to pewne zdziwienie - przyznaje Grzegorz Głowacki, stomatolog z Trójmiasta.

Wymuskana pani stomatolog i uzębienie chłopa

Piotr jest dentystą na wsi. I jak twierdzi, to właśnie na prowincji rozwinął się zawodowo.

- Wiadomo, że ludzie na wsi nie zawsze dbają o zęby tak, jak np. kierownicy w dużych firmach, którym szef opłaca abonament. Dlatego tu, przypadki są trudniejsze i z medycznego punktu widzenia ciekawsze. Bez obrazy, ale nie jestem pewien, czy wymuskana pani stomatolog, na co dzień zajmująca się wybielaniem, dałaby radę uzębieniu chłopa, który pierwszy raz od 50 lat przyszedł do dentysty. Ja pracuję i mieszkam na wsi i jestem zadowolony. Pracuję w publicznym ośrodku zdrowia, mam też 2-3 pacjentów w tygodniu, których przyjmuję prywatnie. Nie przemęczam się, nie siedzę w pracy po 12 godzin, jak czasem to się zdarza w dużym mieście. Mam czas dla rodziny, mogę też mieć inne zainteresowania – wyjaśnia Piotr Dębski, który pracuje w jednej z pomorskich wsi.

I tak trafimy do prywatnego gabinetu

Dentyści przechodzą do sektora prywatnego również ze względu na pacjentów, którzy zwyczajnie nie chcą się leczyć w publicznych ośrodkach. Uważają, że stomatolog gorzej się nimi zajmie, powie że nie ma urządzeń i wreszcie i tak skieruje do prywatnej placówki. Niektórzy uważają nawet, że nie ma już czegoś takiego jak „publiczny stomatolog".

- Nie miałam pieniędzy i poszłam do publicznej przychodni, bez problemu znaleziono dla mnie dogodny termin już na następny dzień. Niestety okazało się, że dentysta właściwie nic nie może zrobić. Bo leczenie nie jest refundowane i jeszcze w gabinecie nie mieli jakiegoś tam materiału. I tak trafiałam do tego samego stomatologa, do prywatnej przychodni, w której zaproponowano mi rozłożenie płatności na raty. Chyba coś jest nie tak. W rzeczywistości, w Polsce nie można leczyć się i wyleczyć się stomatologicznie za darmo – mówi Felicja, gdańszczanka, emerytka.

(toy)/JK

zdrowiemedycynastomatologia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (31)