Dojazdy do pracy nas wykańczają

Zmęczenie, nuda, frustracja. Takie uczucia potęgują się, gdy praca daleko i telepiemy się do niej godzinami

Dojazdy do pracy nas wykańczają

24.02.2011 | aktual.: 24.02.2011 12:16

Gdy wstajesz o piątej…

- Mieszkam 75 km od 100-tysięcznego miasta. Znalazłem tam pracę, która daje mi satysfakcję. Ludzie są mili, pieniądze do przyjęcia, lubię to, co robię – opowiada 38-letni Robert, pracownik branżowej gazety. – Niestety, trzy godziny dziennie spędzane na dojazdach to dla mnie za dużo. Pracuję tam od roku. Od paru tygodni intensywnie szukam pracy bliżej domu. Wstawanie o piątej przestało mnie bawić.

Zmiany na rynku pracy wymuszają elastyczność. Maleje liczba skłonnych podjąć pracę jedynie w firmie znajdującej się „po sąsiedzku”. Na przestrzeni ostatnich lat zwiększyła się też liczba osób, które nie pracują w miejscu zamieszkania. Według danych GUS-u, 2,3 mln Polaków jedzie codziennie do pracy przynajmniej kilkadziesiąt kilometrów. Zdarza się, że i więcej. W skali miesiąca polscy pracownicy tracą na dojazdy 90 mln godzin!

Upowszechnienie tego procesu doprowadziło nawet do zmian w CV i innych dokumentach. Coraz częściej wpisuje się tam adres do korespondencji lub do kontaktu, zamiast zwyczajowego adresu zamieszkania. Poszukujący pracy starają się w ten sposób ominąć niebezpieczeństwo, że pracodawca odrzuci ich aplikację, jeśli zobaczy, że mieszkają daleko.

Co na to właściciele firm? – Myślę, że każdy rozsądny szef powie to samo: liczy się pracowitość, umiejętności, doświadczenie. Miejsce zamieszkania nie jest ważne – mówi właściciel lokalu gastronomicznego z Gdańska. – Naturalnie, gdyby zgłosił się do mnie do pracy ktoś z drugiego końca Polski, zainteresowałbym się, gdzie będzie mieszkał. Trzeba jednak przyjąć, że ktoś chcący pracować sam załatwia takie sprawy, by nie robić kłopotu pracodawcy i sobie. *Pracownik kręci nosem *

Ale długość dojazdu nie jest bynajmniej problemem wyssanym z palca. Istnieje granica, za którą wytrzymałość dojeżdżającego jest wystawiona na ciężką próbę. U każdego leży ona gdzie indziej. Określenie czasu, jaki jesteśmy skłonni poświęcić na dojazdy, jest sprawą indywidualną. Zależy od kilku czynników, jak choćby sytuacja rodzinna czy ilość ofert pracy w miejscu zamieszkania. Firma Regus przeprowadziła badania w kilkunastu krajach. Wynika z nich, że co piąty pracownik spędzający wiele czasu na dojazdach prędzej czy później zaczyna myśleć o zmianie firmy. Dzieje się tak nawet w przypadku osób zadowolonych ze swojej sytuacji materialnej, dobrze oceniających własną pracę i atmosferę w firmie.

Jak to zmienić? W niektórych przypadkach możliwe jest wprowadzenie elastycznej formy zatrudnienia. Jeśli pracownik jest cenny dla firmy, pracodawca może pójść mu na rękę. Pozwoli na przynajmniej częściowe wykonywanie pracy zdalnie. Ale nawet i takie udogodnienie niekoniecznie musi spotkać się z akceptacją pracownika.

Dom to nie miejsce do pracy

Według badań Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, większość pracowników niechętnie odnosi się do wykonywania obowiązków w formie telepracy. Nie jest ona popularna również wśród pracodawców. Najmniej korzystają z niej szefowie małych i średnich przedsiębiorstw. Zaledwie w 3% z nich zdecydowano się na jej zastosowanie. Przyczyn tego stanu rzeczy upatruje się w ludzkiej mentalności. Pracodawcy wciąż są zdania, że podwładny „fizycznie” obecny w firmie wykonuje pracę lepiej, sprawniej i szybciej. Pracownika trzeba mieć na oku – taka opinia przeważa.

Ale i sami pracownicy wolą często pracować w firmie, a nie w domu. Ten sam Robert, dla którego trzygodzinne dojazdy okazały się za długie, dostał od szefa propozycję. Miałby wykonywać część zadań w domu i przesyłać je drogą mailową. Dzięki temu musiałby jeździć do miasta tylko dwa – trzy razy w tygodniu.

Ten pomysł miał sens, ale mimo to mu się nie spodobał. Ciekawe były przy tym powody, jakie wymienił. – Mieszkam na wsi, gdzie ludziom nie mieści się w głowie, że można pracować bez wychodzenia z domu. Od razu poszłyby plotki, że straciłem robotę. Zaczęłyby się wizyty sąsiadów, wyciąganie na piwo.

No i kwestia zabrania się do pracy. - W firmie wszyscy pracują, więc ty robisz to samo. W domu zawsze znajdzie się coś, co cię od tego odciągnie. Moja wydajność na pewno by spadła. Nie, zdalna praca stanowczo nie jest dobrym pomysłem. Żeby pracować, muszę wyjść z domu – taki mam charakter. Nic na to nie poradzę. Poza tym, jak mówi, poza firmą czułby się niepewnie. Myślałby o intrygach, o tym, że ktoś chce zająć jego miejsce. O tym, że jako nieobecny, mógłby być postrzegany jako mniej wartościowy.

Tomasz Kucharczyk/MA

pracownicystresfrustracja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)