Duże wzrosty na Wall Street i w Azji, a w Europie?
Poniedziałkowa sesja przyniosła znaczne wzrosty na nowojorskich giełdach. Inwestorów nie zniechęcił do zakupów konflikt libijski, natomiast nastroje poprawiły informacje z amerykańskiego rynku fuzji oraz z Japonii, gdzie udało się nieco opanować sytuację w elektrowni Fukushima.
21.03.2011 | aktual.: 25.03.2011 10:32
Informacją dnia, która skupiła największą uwagę inwestorów, była wiadomość, że koncern telekomunikacyjny AT&T dostał zgodę na przejęcie T-Mobile USA od Deutsche Telekom.
Na zamknięciu Dow Jones Industrial wzrósł o 1,50 proc. do 12 036,53 pkt. Nasdaq Composite zwyżkował aż o 1,83 proc. do 2692,09 pkt., zaś indeks S&P 500 - o 1,50 proc. do 1298,38 pkt.
Akcje AT&T zdrożały w poniedziałek o 1,15 proc. Ataki międzynarodowej koalicji w Libii spowodowały wzrost cen ropy naftowej na światowych rynkach, a to z kolei sprawiło, że w górę poszły akcje koncernów paliwowych. ExxonMobil zyskał 2,52 proc., a Chevron - 2,32 proc.
- Dobre nastroje przeniosły się do Azji. Nikkei wzrósł o 4,4 proc. i dotarł do poziomu zamknięcia sesji z poprzedniego poniedziałku (już po trzęsieniu ziemi, ale jeszcze przed wybuchami w elektrowni atomowej) - zauważa Emil Szweda z Noble Securities. - Tym samym "efekt Fukushimy" został przez Nikkei wymazany - dodaje. Od dołka sesji z ostatniego wtorku Nikkei wzrósł już o 16,8 proc., w czym pomagają także kolejne oceny przyspieszenia wzrostu gospodarczego kraju w efekcie odbudowy zniszczeń.
- Przy takiej skali wzrostu muszą pojawić się pytania o jego granice. Impet zwyżki jest duży, na wykresie Nikkei zamknął właśnie pierwszą z trzech luk bessy, które pojawiły się w ostatnich dwóch tygodniach. Do powrotu do stanu sprzed trzęsienia musiałby jednak zyskać jeszcze kolejnych 9,5 proc. Nawet gdyby dokonał tego nieprawdopodobnego wyczynu, pokusa realizacji zysków szybko zepchnęłaby go z powrotem - przekonuje Emil Szweda.
Jak przekonują analitycy, dobre nastroje w USA i w Azji wcale nie muszą się przełożyć na wzrosty w Europie. Zdaniem Emila Szwedy potrzebne jest coś więcej, tymczasem z wypowiedzi przedstawicieli ECB wynika, że nowa sytuacja (Libia, Japonia) nie odwiedzie banku centralnego od podwyżek stóp, a ceny ropy nadal straszą presją inflacyjną.
- Do tego dochodzą stałe już obawy o kondycję budżetów niektórych krajów, zaś w tym tygodniu rozstrzygną się losy Funduszu Stabilizacji Finansowej (propozycje zmian jego działania wstępnie zaakceptowane 11 marca wymagają jeszcze potwierdzenia) - dodaje analityk Noble Securities.
Tymczasem w Polsce sytuacja może wyglądać jeszcze gorzej. - WIG20 znajduje się w trendzie bocznym, gdzie podaż pojawia się powyżej 2800, natomiast spadki poniżej 2650 wykorzystywane są jako okazja do zakupów - tłumaczy Tomasz Jerzyk z Domu Maklerskiego Banku Zachodniego WBK. - Mając na względzie, fakt, iż trend boczny ma miejsce po wcześniejszym wzroście, większe szanse przypisuję wybiciu w górę. W najbliższych godzinach spodziewam się nieznacznej korekty, której celem winien być poziom 2779, a po jej zakończeniu, liczę na dalszy wzrost i kolejną próbę sforsowania maksimów - prognozuje analityk DM BZWBK.
I rzeczywiście niedługo po otwarciu WIG stracił 0,12 proc., osiągając poziom 2788,10 pkt. Czekamy zatem na zapowiadane odbicie.