Dwa etaty a nawet i więcej
Najwięcej dwuetatowców czy wręcz multietatowców jest wśród pracowników budżetówki
Najwięcej dwuetatowców czy wręcz multietatowców jest wśród pracowników budżetówki. Nie brakuje nauczycieli, którzy jak tylko skończą pracę w szkole, biegną do innej. Niektórzy dorabiają w zupełnie innych branżach. Jak sobie radzą i co o tym myślą pracodawcy?
Aneta pracuje w jednej z gdańskich szkół. Jest matematyczką w podstawówce. Zarabia niecałe 1200 złotych. Wieczorami można ją spotkać w barze.
- Jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażałam sobie, żeby nauczyciel pracował za barem. Uważałam, że to deprymujące - co by powiedzieli uczniowie, gdyby mnie zobaczyli. Zmieniłam sposób myślenia, gdy przejrzałam wydruk z banku. Początkowo chciałam sobie dorobić podczas wakacji. Okazało się, że praca jest atrakcyjna finansowo. Do tego lokal jest porządny, nie mam do czynienia z alkoholikami, czy awanturnikami. Szef był ze mnie zadowolony. Postanowiłam pozostać na dłużej. Dostałam etat i cóż, zarabiam więcej niż w szkole - twierdzi Aneta, ma 32, prosi by nie upubliczniać jej nazwiska i szkoły, w której pracuje.
Na dwóch etatach pracuje Edward. Jest pielęgniarzem, jeździ w karetce pogotowia w Gdyni. Gdy tylko kończy pracę, jedzie do pacjenta - pracuje na drugim etacie jako rehabilitant.
- Robię ćwiczenia z niepełnosprawnymi lub osobami po wypadku. Najczęściej umawiam się tak, by mi i pacjentom pasowało. Praca w pogotowiu jest dla mnie priorytetowa, ale pieniądze są śmieszne. Mam rodzinę i musiałem znaleźć sobie drugą pracę. Pracuję właściwie bez przerwy, ale jestem zadowolony. Trochę mnie wkurza, że za granicą, za wyższą pensję ludzie pracują mniej, ale co zrobić - mówi Edward, również prosi o anonimowość.
Adam ma trzy etaty. Jest prawnikiem w kilku warszawskich firmach. Nie ograniczają go sztywne ramy czasowe.
- Obsługuję firmy pod względem prawnym, reprezentuję je w sądach, pomagam w spisaniu umów. Udało mi się wynegocjować etaty w każdej z firm. Cenią mnie za skuteczność - mówi Adam Koronowski, jest adwokatem, mieszka i pracuje w Warszawie.
Pracownicy firm rekrutacyjnych potwierdzają, że kandydaci coraz częściej szukają drugiej pracy.
- Zdziwiłam się, gdy idealny kandydat po przejściu rekrutacji, nagle stwierdził, że może pracować, ale musi mieć czas dla innej pracy. Takich kandydatów jest coraz więcej. Zdarzają się też osoby, które już mają nawet kilku pracodawców, dla których pracują np. na zlecenie - mówi Milena Kurdziel, doradca w katowickiej firmie headhunterskiej.
Jak patrzą pracodawcy na nowego pracownika, który już gdzieś pracuje?
- Ja się nie wtrącam. Jeśli pracownik wykonuje swoje obowiązki w mojej firmie, to jest wszystko w porządku. Dobrze wiem, że moi kierowcy jeżdżą w innych firmach. Cenię to, że są przedsiębiorczy. Gdybym mógł im więcej zapłacić, to mógłbym wymagać więcej - mówi Janusz Błochowiak, szef katowickiej firmy transportowej "Esparus".
Jednak nie wszyscy podzielają to zdanie.
- Nie interesuję się tym, co pracownicy robią po godzinach. Wolałbym, żeby skupiali się wyłącznie na pracy u mnie. Zależy mi, żeby mieli czas dla rodziny i żeby odpoczywali. Nie chcę zaganianego, niewyspanego pracownika, który łatwo może zrobić błąd. Myślę, że płacę dość dobrze - mówi Joachim Kreft, ma biuro rachunkowe w Warszawie.
toy