Handel ryzykiem
Dotychczas ekspansja kredytowa banku musiała być dostosowana do wielkości jego funduszy własnych.
27.01.2010 12:25
Tradycyjny model działalności kredytowej banków polegał na tym, że banki przed udzieleniem kredytu wnikliwie badały zdolność kredytową osoby fizycznej lub prawnej ubiegającej się o kredyt i z reguły dodatkowo żądały odpowiednich zabezpieczeń prawnych spłaty należności. Zaś po udzieleniu kredyt był zapisywany w księgach banku według wartości nominalnej i pozostawał tam aż do momentu całkowitej spłaty kapitału wraz z odsetkami. Bank udzielający kredytów pozostawał cały czas w kontaktach z kredytobiorcami, monitorując ich sytuację finansową. W razie powstania zaległości w spłacie długu lub pogorszenia się standingu dłużników bank ich upominał i żądał dodatkowego zabezpieczenia, a jeżeli działania te nie wywołały pożądanego skutku, to wypowiadał kredyt i przystępował do egzekucji należności. Jednocześnie bank tworzył rezerwy celowe na zagrożone należności. W tej sytuacji ekspansja kredytowa banku musiała być dostosowana do wielkości jego funduszy własnych. Model ten nazywano „originate and hold” (udziel
finansowania i trzymaj je w swoim portfelu).
Od powyższej filozofii w działalności kredytowej banki zaczęły odchodzić pod koniec lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia i na jej miejsce wprowadzać model „originate and distribute” (udziel finansowania, podziel je i sprzedaj). Wprowadzenie nowego modelu w działalności kredytowej banków zostało spowodowane głównie dwoma czynnikami:
- procesem dezintegracji (odpośredniczenia) na rynkach finansowych, czyli eliminacji sektora bankowego z funkcji pośrednika między podmiotami pragnącymi ulokować nadwyżkowe środki i osobami zgłaszającymi zapotrzebowanie na nie. W konsekwencji banki tracą często potencjalnych deponentów i kredytobiorców, co prowadzi do obniżenia ich dochodów z działalności depozytowo-kredytowej; • resją akcjonariuszy na zarządy banków, aby zwiększały zyski kierowanych przez siebie instytucji i tym samym umożliwiały uzyskiwanie wyższej stopy zwrotu od zainwestowanego kapitału.
Stosowanie modelu „originate and distribute” nie byłoby możliwe bez deregulacji rynków finansowych w krajach rozwiniętych i na rynkach wschodzących. Deregulacja stworzyła bowiem możliwość sekurytyzacji (od securities, papiery wartościowe) należności bankowych z tytułu udzielonych kredytów. Polega ona na przekształceniu aktywów bankowych (najczęściej związanych z kredytami) w papiery wartościowe zbywalne na rynku finansowym, nazywane asset backed securities (ABS), czyli papierami wartościowymi zabezpieczonymi aktywami.
W ostatnim dziesięcioleciu przedmiotem sekurytyzacji na dużą skalę stały się udzielone przez banki amerykańskie i inne instytucje finansowe kredyty hipoteczne, w tym także kredyty suprime, które zostały udzielone kredytobiorcom o niskim standingu. Kredyty hipoteczne były sprzedawane utworzonym najczęściej przez banki inwestycyjne wyspecjalizowanym instytucjom finansowym – wehikułom specjalnego przeznaczenia (special purpose vehicle – SPV). W USA największymi nabywcami kredytów hipotecznych stały się wspierane przez rząd dwie instytucje finansowe: Freddie Mac i Fannie Mae. Na bazie zakupionych od kredytobiorców pakietów kredytów hipotecznych emitowały one papiery wartościowe – mortgage based securities (MBS) i sprzedawały je bankom inwestycyjnym, funduszom inwestycyjnym, towarzystwom ubezpieczeniowym i innym podmiotom. Z czasem sekurytyzacja objęła też kredyty kartowe, samochodowe i konsumpcyjne, przyjmując w skali światowej olbrzymie rozmiary. Jej efektem było pojawienie się na rynku instrumentów CDO
(collateralized debt obligations) o wartości wielu miliardów dolarów. Tylko w marcu 2007 roku w USA wyemitowano CDO na kwotę 10 mld dolarów. MBS-y i CDO-y były chętnie nabywane przez inwestorów na całym świecie, którzy zakładali, że instytucje emitujące je właściwie zarządzają związanym z nimi ryzykiem. Opierali się przy tym na ocenach światowych agencji ratingowych, sami bowiem nie byli w stanie określić ryzyka zawartego w tych papierach. Transakcje te pozwalały uzyskiwać inwestorom wyjątkowo wysokie stopy zwrotu. Gdy pojawiły się problemy ze spłatą amerykańskich kredytów hipotecznych, wyemitowane na ich bazie MBS-y zaczęły gwałtownie tracić na wartości, stały się więc papierami toksycznymi. Za ich pośrednictwem kryzys subprime przeniósł się na inwestorów i kraje odległe od epicentrum kryzysu. Według Jean-Claude Tricheta, prezesa Europejskiego Banku Centalnego, i wielu innych ekonomistów, sekurytyzacja kredytów hipotecznych i idące z nią w parze rozprzestrzenianie się modelu „originate and distribute”
stanowią główną przyczynę obecnego kryzysu finansowego i gospodarczego.
Transfer ryzyka
Warto bliżej nakreślić funkcjonowanie modelu „originate and distribute” i przedstawić jego skutki dla banków. Na rynkach finansowych ukształtowały się dwa rodzaje sprzedaży przez banki udzielonych kredytów:
• zeczywiste przeniesienie wierzytelności na spółkę specjalnego przeznaczenia (true sale transaction),
• yntetyczna transakcja, której istotą jest plasowanie na rynku jedynie ryzyka wynikającego z udzielonych kredytów.
W przypadku stosowania pierwszego rozwiązania następuje faktyczna sprzedaż bez regresu wierzytelności spółek, która nie jest kapitałowo ani organizacyjnie powiązana z bankiem udzielającym kredytów. Za sprzedane wierzytelności bank uzyskuje środki finansowe, które umożliwiają mu udzielenie kolejnych kredytów. Po sprzedaniu określonych wierzytelności, rzecz jasna, bank przestaje być ich właścicielem i nie uwzględnia ich już w swoim bilansie. Tym samym uwolniony zostaje kapitał regulacyjny banku, który był potrzebny do pokrycia ryzyka związanego z udzielonymi kredytami. Kapitał ten może stanowić podstawę do wzrostu poziomu dźwigni finansowej (poziomu lewarowania) w banku udzielającym kredytów, stanowiących następnie przedmiot sekurytyzacji. Na mechanizm sekurytyzacji wierzytelności kredytowych stanowiących integralną część modelu „originate and distribute” można zatem spojrzeć jako na sposób omijania wymogów kapitałowych banku określonych przez przepisy nadzorcze. Dzięki sekurytyzacji bank może bowiem zwiększyć
wolumen udzielanych kredytów bez konieczności powiększania wielkości funduszy własnych, pełniących funkcję gwarancyjną i bez pogorszenia swego wskaźnika adekwatności kapitałowej. Należy przy tym podkreślić, że bank dokonujący rzeczywistej sprzedaży wierzytelności spółek specjalnego przeznaczenia nie ponosi odpowiedzialności wobec nabywców papierów wartościowych wyemitowanych przez tę spółkę za wykonanie jej zobowiązań jako emitenta.
W przypadku syntetycznej sekurytyzacji bank, który udzielił określonego kredytu, transferuje do spółki specjalnego przeznaczenia (SPV) jedynie ryzyko utraty należności związane z tym kredytem. Natomiast sama należność pozostaje nadal własnością banku-kredytodawcy i jest zapisana w jego bilansie. Do transferu ryzyka kredytowego wykorzystuje się gwarancje lub kredytowe instrumenty pochodne, takie jak swap kredytowy (credit default swap – CDS) czy opcja kredytowa (credit default option – CDO). SPV za przejęcie ryzyka od banku udzielającego kredytu otrzymuje od niego odpowiednie wynagrodzenia (premię), ale w razie wystąpienia szkody w postaci utraty części lub całości aktywów musi mu wypłacić wyrównanie w ustalonej wysokości. Największym rynkiem instrumentów transferu ryzyka, na którym dominującą pozycję zajmują banki, jest Londyn. Zarówno w przypadku faktycznego nabycia od kredytodawcy aktywów, jak i przejęcia jedynie ryzyka kredytowego SPV emituje papiery wartościowe (ABS). Uzyskanymi z emisji pieniędzmi
finansuje zakup należności kredytowych lub za środki z emisji kupuje bezpieczne papiery skarbowe w celu uzyskania dochodów z odsetek bądź też za te pieniądze ubezpiecza się, kupując kolejny CDS.
Cechą wspólną obu rozwiązań jest podział należności kredytowych stanowiących podstawę sekurytyzacji na transze różniące się poziomem ryzyka. Utratą należności w pierwszej kolejności zagrożone są „dalsze transze” (first loss), które są przez to wyżej oprocentowane niż transze cechujące się niższym ryzykiem.
Zalety i wady
Przejście do modelu „originate and distribute” umożliwiło bankom redukcję ryzyka kredytowego, uwolniło część kapitału regulacyjnego i dzięki upłynnieniu środków zamrożonych w udzielonych kredytach stworzyło pole do poszerzenia działalności kredytowej i tą drogą zwiększenia dochodów. Należy podkreślić, że szanse, które stworzył nowy model działalności kredytowej, mają największe znaczenie dla banków odczuwających niedobór środków płynnych na powiększenie akcji kredytowej i będących na granicy spełnienia ustalonych przez nadzór finansowy minimalnych wymogów kapitałowych. Pozytywną stroną wprowadzenia przez banki modelu „originate and distribute” jest to, że nie pociąga ono za sobą zmian w relacjach kredytodawcy z dłużnikami. Po sprzedaniu należności kredytowych SPV kredytobiorcy spłacają bowiem kredyt według ustalonego poprzednio w umowie kredytowej harmonogramu, przekazując pieniądze do banku – kredytodawcy, a ten następnie kieruje je do SPV.
Niewątpliwą zaletą mechanizmu transferu ryzyka z instytucji kredytowych do innych podmiotów jest, oprócz wspomnianej już możliwości zwiększenia akcji kredytowej banków, większa dyspersja ryzyka kredytowego, co w normalnych warunkach ekonomicznych prowadzi do jego ograniczenia. Jakie są słabe strony modelu działalności kredytowej „originate to distribute”, które sprawiły, że stał się on jedną z przyczyn globalnego kryzysu finansowego? P. Niedziółka zwraca uwagę na niebezpieczeństwo pogorszenia struktury bilansów banków, które transferują ryzyko kredytowe związane z aktywami o najwyższej jakości kredytowej, a pozostawiają w swoich bilansach ryzyko związane z gorszymi aktywami. Inne niebezpieczeństwo wiąże się z utratą bodźców do monitorowania spłaty tych należności kredytowych, których ryzyko zostało wytransferowane do innych podmiotów. Banki, które liczą się z możliwością sprzedaży kredytów bądź wytransferowania samego ryzyka kredytowego, z reguły przywiązują mniejszą wagę do wnikliwej oceny zdolności
kredytowej podmiotów ubiegających się o kredyt. Pojawia się więc niebezpieczeństwo, że kredyt w przypadku stosowania modelu „originate and distribute” mogą otrzymać osoby, które nie mają możliwości spłacenia go w terminie. Problemy z tytułu niespłacenia długu będzie miał wówczas nabywca należności kredytowej lub samego ryzyka kredytowego. Przy ocenie nabywanego długu lub ryzyka kredytowego kieruje się on głównie ratingiem nadawanym aktywom przez agencje ratingowe, a te jak wiadomo w okresie kryzysu subprime zawiodły, nadając niejednokrotnie wysoki rating także papierom, które wkrótce okazały się papierami toksycznymi. Agencje ratingowe przy ocenie ryzyka opierały się bowiem na niepełnych lub błędnych informacjach i to pochodzących ze zbyt krótkiego okresu, aby mogły stanowić podstawę oceny standingu finansowego dłużnika w przyszłości. Poza tym są one opłacane przez banki, co może prowadzić do konfliktu interesów.
Kolejną słabą stroną modelu „originate and distribute” było wykreowanie zbyt złożonych i nieprzejrzystych instrumentów transferu ryzyka kredytowego. Przez to stają się one bardzo podejrzliwe i trudno jest je sprzedać, co prowadzi do pogorszenia płynności podmiotów liczących na ich upłynnienie.
Nie należy z góry odrzucać idei sprzedaży kredytów lub samego ryzyka kredytowego, na której opiera się model „originate and distribute”, tak samo jak niewłaściwe byłoby całkowite odejście od sekurytyzacji aktywów bankowych. Model ten otwiera bowiem drogę dla ciekawych innowacji finansowych i większej dywersyfikacji ryzyka kredytowego. Potrzebne są jednak działania, które mogłyby go usprawnić. Chodzi tutaj m.in. o zwiększenia transparentności produktów sekurytyzacyjnych poprzez łatwiejszy dostęp wszystkich uczestników rynku do istotnych dla oceny ryzyka informacji oraz przywrócenie wiarygodności agencji ratingowych i ratingowi nadawanemu przez nie ocenianym aktywom.
Poważnym problemem na rynku transferu ryzyka kredytowego jest występowanie zjawiska asymetrii informacji i związane z tym ryzyko nadużycia (moral hazard). Sprzedający ryzyko kredytowe dzięki temu, że ma bezpośrednie kontakty z dłużnikami, dysponuje lepszą informacją o ich standingu niż podmiot nabywający ryzyko. W tej sytuacji nabywca ryzyka może obawiać się, że druga strona kontraktu będzie próbowała sprzedać głównie największe ryzyko, a po jego upłynnieniu nie będzie zainteresowana jego dalszym monitorowaniem. Wystąpi zatem moral hazard. Kupujący ryzyko wiedząc o tym, będzie żądał odpowiednio wyższej ceny za przejęcie ryzyka. W interesie sprzedającego ryzyko leży zatem ograniczenie asymetrii informacji przez udostępnienie nabywcy jak najpełniejszych danych mogących mieć wpływ na standing kredytobiorców.
Anna Podurgiel
doktorantka w UG
Eugeniusz Gostomski
profesor UG