Idą do knajpy zamiast do sądu

Z naszej ankiety wynika, iż zwolnieni pracownicy wolą udać się do baru "zapić smutki w szklance wódki" (15 proc.), niż walczyć o swoje prawa w sądzie (13 proc.).

Idą do knajpy zamiast do sądu

31.07.2009 | aktual.: 31.07.2009 11:31

Mają ochotę uderzyć szefa, mdleją, idą do baru lub stoją jak wryci i nie rozumieją co mówi do nich szef. Jak najczęściej reagują pracownicy, gdy szef mówi, że ich zwalnia z pracy?

Z naszej ankiety wynika, iż zwolnieni pracownicy wolą udać się do baru "zapić smutki w szklance wódki" (15 proc.), niż walczyć o swoje prawa w sądzie (13 proc.).

Natomiast 29 proc. ankietowanych, odpowiedziało, że po zwolnieniu, po prostu by odeszli, gdyż szef ma niepodważalne argumenty. Zaś 22 proc. osób starałoby się zmienić decyzję przełożonego.
"Mógłbym się zdenerwować, a nawet uderzyć szefa" - tego zdania jest 10 proc. głosujących. Kolejne 7 proc. stwierdziło, że wyzwaliby szefa od najgorszych. Tymczasem 5 proc. osób biorących udział w głosowaniu stwierdzało, że mówiliby i pisali w internecie, że szef to oszust.

Ten dzień zostaje w pamięci

Pracownicy, którzy zostali zwolnieni, najczęściej ten dzień doskonale pamiętają. Powtarzają, że wylanie było dla nich życiową porażką. Inni, że to tylko przykre doświadczenie - nie mniej zapamiętają je do końca życia. Czy rzeczywiście szefowie są bezwzględni, czy może zwolnienie jest również dla nich koszmarem? A jak na zwolnienie reagują zwalniani?

Oto wypowiedzi zwolnionych z pracy internatów, które znaleźliśmy na forach internatowych.

Szef mówił jakby w innym języku

"Niczego się nie spodziewałem, byłem tego dnia w pracy jak co dzień. Miałem nawet spotkanie z klientem, bo negocjowałem warunki umowy. Cieszyłem się, bo udało mi się ustalić dobre warunki. Po spotkaniu szef wezwał mnie, myślałem, że chce mi pogratulować dobrego kontraktu. Rozsiadłem się w fotelu z uśmiechem, nalałem wody, która stała na stoliku. Czułem się dobrze, nawet zrelaksowany, wiedziałem, że odwaliłem kawał dobrej roboty. A tu taki cios. Szef wstał podszedł do mnie i chwycił za ramię. Zaczął się jąkać, miał rozbiegany wzrok. Nie rozumiałem, o co mu chodzi. Mówił, że jest ze mnie bardzo zadowolony, dlatego tak mu ciężko, że słyszał o umowie, że wie, że to mnie zaboli, ale pracy jest dużo, a z moim doświadczeniem na pewno coś znajdę. Podał rękę. I tyle. Stałem osłupiały, dalej nie rozumiałem. Zapytałem, o co chodzi. A szef wtedy odpalił, że mnie zwalnia. I że chociaż mam prawo do wypowiedzenia, to wolałby, żebym już dziś zabrał swoje rzeczy i się wyniósł. Gdy pytałem dlaczego, on stwierdził tylko, że
efekty mojej pracy nie są satysfakcjonujące. Byłem w szoku, bo wcześniej nie otrzymywałem żadnych sygnałów, a może ich nie zauważałem?" - pisze greg.

Myślałam, że zemdleję

"Byłam sprzedawczynią w supermarkecie, pracowałam po godzinach, byłam na każde skinienie, gdy np. któraś z dziewczyn zachorowała, zastępowałam też te, które szły na urlop macierzyński. I któregoś dnia, kierowniczka przychodzi do mnie, gdy akurat siedziałam na kasie, że jak chce mogę iść do domu, bo jestem zwolniona, ale lepiej, żebym dokończyła swój dyżur. I poszła. Myślałam, że zemdleję. Siedziałam bez ruchu, a kolejka była coraz dłuższa.

Ryknęłam płaczem, nie wiedziała co robić, klienci nawet mnie pocieszali, wielu przeszło do innych kolejek, ktoś podał mi chusteczkę. Poszłam do kierowniczki, a ona pisząc coś i przekładając, stwierdziła, że jej się nie podobam, że za wolno pracuję. Na nic się zdały tłumaczenia, że rzeczywiście ostatnio mam wolniejsze tempo, ale to wynika z przemęczenia, miałam kilka dyżurów pod rząd. A ona na to, że mam to wyjaśnić niezadowolonym klientom.
Przepłakałam cały dzień, myślałam, że życie mi runęło. Co robić, od czego zacząć szukanie? Znalazłam po 3 miesiącach w sklepie osiedlowym, do dziś tam pracuję, minęły już dwa lata" - pisze Zuzia.

"Myślałem, że mu przywalę" "Szef mnie zwolnił, gdy byłem w najgorszym okresie życia. Odeszła ode mnie dziewczyna, ukradli mi samochód i jeszcze podnieśli mi czynsz. Wszystko mi się waliło. Szef powiedział spokojnie, że właściwie to był zadowolony, ale sytuacja firmy jest taka a nie inna i musi kogoś zwolnic, a ja mam najkrótszy staż i niby jestem pracowity, ale za mało kreatywny, dlatego padło na mnie. Jestem spokojnym człowiekiem, ale jak to usłyszałem, krew uderzyła mi do głowy. Myślałem, że wybuchnę. Pamiętam, że krzyknąłem, że jak szef może. Tak się zdenerwowałem, że myślałem, że mu przywalę. Bardzo wulgarnie się wyraziłem o szefie, później tego żałowałem, bo w sumie szef był w porządku" - opisuje grafomann.

(część tekstu jest autorstwa Krzysztofa Winnickiego)

zwolnieniapracownikpracodawca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)