Inwestorzy indywidualni dostaną po 21 akcji BGŻ
To już pewne. Skończył się sen tych, którzy upatrywali w banku BGŻ szansę na duży zarobek. Inwestorzy indywidualni dostaną po 20 akcji banku BGŻ, a za każdą zapłacą 60 zł.
To już pewne. Skończył się sen tych, którzy upatrywali w banku BGŻ szansę na duży zarobek. Inwestorzy indywidualni dostaną po 21 akcji banku BGŻ, a za każdą zapłacą 60 zł.
Ci, którzy zapisali się na większą liczbę akcji (maksymalnie można było zapisać się na 120 akcji), niestety będą musieli obejść się ze smakiem.
Każdy inwestor indywidualny, który zapisał się w ofercie publicznej BGŻ na 120 akcji, dostał tylko 21 walorów i to po cenie o 33 procent niższej od proponowanej pierwotnie przez rząd. Obniżona cena to wynik niskiego popytu ze strony instytucji finansowych, które najwyraźniej mają inny pogląd na temat obecnej wartości akcji banku niż minister Grad, a zarazem ostrożnie wydają się podchodzić do jakichkolwiek większych inwestycji na rynkach wschodzących, przy spadających od kilku tygodni cenach - mówi analityk Wirtualnej Polski Jacek Frączyk.
Jego zdaniem niższa liczba akcji, jakie dostali inwestorzy, to wynik zmniejszenia puli przez ministerstwo, które pierwotnie chciało sprzedać pakiet 37 proc. akcji, a w końcu pozbyło się ich tylko 12 proc., uznając cenę za za niską.
Liczba akcji sprzedawanych przeznaczonych inwestorom indywidualnym wynosiła 1.560.000. Inwestorzy złożyli łącznie 76.577 zapisów na 7.321.657 akcje. Ostateczna liczba akcji sprzedawanych w ofercie BGŻ wynosiła łącznie 5.200.000. Wcześniej planowano sprzedaż 16.046.596 akcji.
Cena emisyjna akcji BGŻ wynosiła 60 zł.
Niepewna przyszłość po debiucie
Czy inwestorzy zarobią?
- Trudno powiedzieć, jakie będą notowania BGŻ po debiucie. Pierwsze rekomendacje mówią o cenie 62 zł. W kalkulacjach wartości BGŻ uwzględniać trzeba to, że rząd ma w swoich rękach 25 proc. akcji, których nie udało mu się chwilowo sprzedać, a znając potrzeby budżetowe, do tego w roku wyborczym, trzeba być świadomym, że sprzeda je szybciej, niż później. - dodaje Frączyk. - Już sama wiedza o takiej "wiszącej" podaży, która w każdym momencie może trafić na rynek, będzie trzymała cenę akcji blisko ceny z oferty publicznej.
Zdaniem analityka wyjątkiem w tej "trudnej" sytuacji może być uruchomienie zasobów jednej z firm kontrolowanych przez państwo. Tak było np. w przypadku Tauronu, gdzie przydały się wolne aktywa pieniężne KGHM. Jeśli nie poprawi się koniunktura na rynku, prawdopodobnie w ten właśnie sposób minister będzie chciał się szybko pozbyć swojego udziału, pewnie po cenie wyższej niż w ofercie.