Konieczna prywatyzacja i zmiana produkcji w stoczniach
Dokończenie prywatyzacji stoczni oraz produkcja statków wysoko zaawansowanych technologicznie - to zdaniem szefa Forum Okrętowego Piotra Soyki niezbędne warunki dla przetrwania branży stoczniowej w Polsce.
08.04.2010 | aktual.: 08.04.2010 15:13
W Gdańsku odbyła się w czwartek konferencja "Dziś i jutro przemysłu stoczniowego", współorganizowana przez Zarząd Regionu Gdańskiego NSZZ "Solidarność". Jej gośćmi byli m.in. marszałek pomorski Mieczysław Struk oraz wojewoda pomorski Roman Zaborowski.
- Nie ma na świecie przypadku, aby np. stocznie remontowe, tak jak gdyńska Nauta, były w rękach państwa - mówił na konferencji Piotr Soyka, wieloletni prezes Gdańskiej Stoczni Remontowej, a obecnie przewodniczący rady nadzorczej tej firmy oraz szef Związku Pracodawców Forum Okrętowe.
Zdaniem Soyki, jeśli polskie stocznie mają się utrzymać na rynku i się rozwijać, trzeba ułatwić finansowanie gwarancji na zaliczki armatorskie poprzez preferencyjne kredyty. Niezbędne jest również, wzorem innych krajów europejskich, lokowanie przez rząd zamówień na produkcję okrętów dla Marynarki Wojennej w polskich stoczniach.
Soyka uważa, że konieczna jest nowa strategia asortymentowa. - Szansą jest m.in. produkcja statków niszowych i wysoko zaawansowanych technologicznie, przebudowy i remonty statków, produkcja pływających konstrukcji stalowych. Można także współpracować ze stoczniami zachodnioeuropejskimi w podwykonawstwie np. przy budowie kadłubów - wyjaśnił.
Dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego prof. Jerzy Bieliński podkreślił, że trudna sytuacja w przemyśle okrętowym nie dotyczy tylko Polski.
- W stoczniach europejskich kończy się w tym roku realizacja statków zakontraktowanych w 2008 r., co w sytuacji, kiedy w ubiegłym roku portfel zamówień był znikomy, oznacza, że nie będą one miały wkrótce pracy. Zwolnienia w tysiącach pracowników szykują się np. w Danii, Francji, Malcie i Niemczech - dodał prof. Bieliński.
W opinii naukowca, do kryzysu europejskich stoczni przyczyniła się także konkurencyjność przemysłu okrętowego na Dalekim Wschodzie oraz gwałtowny spadek cen na statki - są one teraz na poziomie z połowy lat 90.
- Europejskie stocznie już dawno zostały wyprzedzone przez azjatyckie stocznie w produkcji kontenerowców, masowców i tankowców, najważniejszych jednostek w tej branży. Główna część europejskiej produkcji to dziś m.in. promy i statki wycieczkowe. Nieźle trzymają się natomiast na rynku producenci łodzi i jachtów - zatrudniają oni ponad 270 tys. ludzi, gdy w tradycyjnych stoczniach pracuje dziś w Europie 85 tys. osób - wyjaśnił Bieliński.
Zdaniem Bielińskiego, szansą dla europejskich stoczni może np. specjalizacja w produkcji jednostek dla tzw. żeglugi średniego zasięgu i śródlądowej (promy fiordowe, barki, pchacze, pogłębiarki, holowniki) oraz potrzeba wymiany floty ze względów ekologicznych.