Najbardziej mroczny zawód na świecie nadal istnieje!
Kojarzą się z kapturem na głowie i wielkim toporem w ręku. Praca kata należy do najbardziej makabrycznych profesji jakie można sobie wyobrazić. Wywierała straszliwy wpływ na psychikę osób wykonujących ten zawód. Często popadały one w alkoholizm lub popełniały samobójstwa. Są kraje, w których kaci nadal pracują. A kim byli przedstawiciele tego fachu w dawnej Polsce?
02.08.2013 | aktual.: 16.06.2014 14:35
Kojarzą się z kapturem na głowie i wielkim toporem w ręku. Praca kata należy do najbardziej makabrycznych profesji jakie można sobie wyobrazić. Wywierała straszliwy wpływ na psychikę osób wykonujących ten zawód. Często popadały one w alkoholizm lub popełniały samobójstwa. Są kraje, w których kaci nadal pracują. A kim byli przedstawiciele tego fachu w dawnej Polsce?
Około tysiąca straconych ludzi przez pół wieku. Tak swoją efektywność w wykonywaniu obowiązków służbowych określił 81-letni Darshan Singh. Zajmuje się on wykonywaniem kary śmierci w Singapurze od 1959 roku. Zwolniony z tajemnicy służbowej, zdradził szczegóły wykonywania swojego zawodu w książce „Był sobie kat” autorstwa Alana Shadrake'a.
Do swoich obowiązków podchodzi bardzo profesjonalnie. Odpowiadał za sprawny przebieg całej egzekucji. Dzień wcześniej musiał dokładnie zważyć skazanego, by odpowiednio dobrać grubość sznura. Dzięki temu – jak tłumaczy w książce - śmierć następuje szybciej, przez co umierający mniej cierpi.
Straceniu w Singapurze podawani są głównie mordercy, gwałciciele, przemytnicy i handlarze narkotyków. Dla wielu więźniów, zwłaszcza tych samotnych czy zapomnianych przez bliskich, kat Darshan jest ostatnią i właściwie jedyną osobą, z którą mogą porozmawiać przed śmiercią.
Ile zarabia kat?
Zarobki Darshana rosły wraz z biegiem lat. Gdy zaczynał pracę, otrzymywał 22 dolary za jednego powieszonego. Po ponad 50 latach, wykonanie wyroku śmierci w Singapurze kosztuje 400 dolarów. Pracy przez najbliższe miesiące mu z pewnością nie zabraknie. Twarde prawo w tym kraju sprawia, że skazanych wciąż przybywa. Wielce prawdopodobne, że Darshan Singh swoją funkcję będzie pełnił aż do śmierci, bowiem od lat brakuje chętnych, by zająć jego miejsce.
Polscy kaci
W PRL po okresie stalinizmu, państwo miało dwóch etatowych katów zatrudnionych w więziennictwie. Szacuje się, że w latach 1960-88 wykonano 256 wyroków śmierci. W rekordowym 1973 r. stracono 27 skazanych. Po 16. egzekucji odbyło się w 1960 i 1976 r. Dane te pochodzą z publikacji Bartłomieja Kozłowskiego „O karze śmierci w Polsce i gdzie indziej”. Jeszcze więcej pracy dla katów było w okresie stalinowskim, czyli w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Historycy mówią o 3,5 tys. ofiar, a rzeczywista liczba może być dużo wyższa. Ostatni wyrok wykonano w Polsce 21 kwietnia 1988 roku w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie na Stanisławie Czabańskim – skazanym za gwałt i zabójstwo. Później wprowadzono moratorium, a w 1998 r. na mocy nowego Kodeksu karnego kara śmierci została zastąpiona karą dożywotniego pozbawienia wolności.
Prawo PRL wymagało, aby przy egzekucji pracowały dwie osoby. Założenie pętli, sprawdzenie sprzętu (działanie dźwigni i zapadni) oraz kontrola dokumentów należały do obowiązków samego kata. Jego pomocnik miał za zadanie jedynie zasłonięcie oczu skazanemu. Tożsamość katów trzymano w ścisłej tajemnicy, co było zasadą zaczerpniętą z praktyk stosowanych w ZSRR. Podpisywali oni specjalną umowę zobowiązującą ich do milczenia na temat wykonywanej pracy. Często nawet najbliższa rodzina nie wiedziała, gdzie pracuje. Prawdę znali jedynie niektórzy współpracownicy np. dyrektorzy więzień. Ostatnim katem polskim, którego nazwisko było publiczne znane był funkcjonariusz UB Aleksander Drej. Wyroki wykonywał do 1957 roku.
W latach 20-lecia międzywojennego funkcję tę sprawował Stefan Maciejewski (wg niektórych źródeł Maciejowski). Dzięki swojej pracy był człowiekiem dobrze sytuowanym. Za jednego skazańca brał mniej więcej 100 zł, a za „dyspozycyjność” otrzymywał dodatkowe 400 zł. Dla porównania - średnia pensja wynosiła wówczas 250 zł. Wykonane wyroki (a było ich około setki) zszargało jednak jego psychikę. Popadł w alkoholizm, wszczynał burdy, a nawet próbował się powiesić.
Podobnie było z niektórymi pracującymi w tym zawodzie za czasów PRL-u. Przedostatni polski kat rozpił się i stał się niezdolny do wykonywania obowiązków. Z kolei odnośnie ostatniego znane są jedynie plotki. Ponoć przeszedł na emeryturę i zajął się prowadzeniem zakładu samochodowego. Kilka lat później miał odebrać sobie życie. W dawnej Polsce istniały nawet specjalne szkoły dla katów. Najsłynniejsza z nich mieściła się w Bieczu na Pogórzu Karpackim. Grasujące tam bandy dawały gwarancje, iż nie zabraknie skazańców, na których adepci mogli uczyć się zawodu.
Ciężka praca kata
Kaci zajmowali się też wymuszaniem zeznań na torturach czy okaleczeniami. Często sprawowali nadzór nad domami publicznymi. W biedniejszych miastach musieli dorabiać i wykonywać inne zajęcia np. byli grabarzami czy hyclami. W przeszłości bycie katem oznaczało wykluczenie społeczne. Ich żonami najczęściej zostawały prostytutki lub skazane na śmierć, którym darowano życie, jeśli zdecydowały się na związek z niedoszłym oprawcą. Dzieci kata nie mogły na wiele liczyć. Córki często zajmowały się nierządem, a synowie przejmowali „fach” po ojcu.
W dawnych czasach kat nosił rzucające się w oczy stroje. W czasie egzekucji konieczne było założenie charakterystycznego kaptura i rękawiczek. Co ciekawe, Darshan Singh, jak sam przyznał w publikacji, chodzi do pracy w koszulce.
Bywało i tak, że kaci zyskiwali sławę na miarę dzisiejszych celebrytów. Charles Sanson przeprowadził we Francji ponad 2 tys. wyroków śmierci. Stracił m.in. króla Ludwika XVI i Marię Antoninę. W czasie jednej z egzekucji - w ciągu 24 minut - zgilotynował aż 54 osoby. Z kolei Albert Pierrepoint dał się zapamiętać jako ten, którzy wykonywał wyroki na zbrodniarzach II Wojny Światowej. Z jego rąk zginęło ok. 200 nazistów. Oficjalnie odszedł z pracy z powodu nieporozumień finansowych i zajął się prowadzeniem własnego pubu. Z biegiem lat stał się przeciwnikiem kary śmierci. W swojej autobiografii napisał, że nie służy ona niczemu poza zemstą.
Karę śmierci orzekało w 2012 roku 58 państw
- Chiny - stracono tysiące osób, brak oficjalnych danych
- Iran - 314 osób
- Irak - 129 osób
- Arabia Saudyjska - 79 osób
- USA - 43 osoby
W Europie jedynie Białoruś przewiduje karę śmierci. Niestety nie ma oficjalnych danych na temat liczby wykonanych wyroków, gdyż nadal pozostaje to tajemnicą państwą.
KK, AS, WP.PL