Oszustwo na znanej platformie. "Ktoś wprowadził się do mieszkania"
Coraz częściej właściciele mieszkań i turyści padają ofiarą oszustów podszywających się pod gospodarzy na Booking.com. Przestępcy wykorzystują system samodzielnego zameldowania, by wyłudzać pieniądze i bezprawnie zajmować cudze apartamenty.
Jak opisuje "Gazeta Wyborcza", małżeństwo z Finlandii zarezerwowało przez Booking.com 30-metrowy apartament w centrum Warszawy. W ramach procedury otrzymali kod do domofonu oraz kod do skrzynki z kluczykiem przy drzwiach mieszkania. Jednak gdy dotarli na miejsce, klucza w skrzynce nie było.
Nowości na cmentarzach. Na to Polacy wydają najwięcej pieniędzy
Oszustwo na znanej platformie
Właścicielka do mieszkania musiała jechać z zapasowymi kluczami. Dopiero po przyjeździe wpuściła gości do mieszkania i zapewniła ich, że wszystko jest w porządku.
Goście zostawili walizki i wyszli zwiedzać. Po ok. trzech godzinach zadzwonili ponownie do właścicielki, gdyż w drzwiach mieszkania pojawił się młody mężczyzna ze starszą kobietą, którzy rzekomo chcieli się wprowadzić.
- Goście przyjechali z Finlandii na weekend i dzwonią, że ktoś się wprowadza do apartamentu - mówiła serwisowi kobieta.
Po wiadomości od Finów właścicielka znowu pojechała do mieszkania w centrum. - A tam kobieta, jak się okazało z Grochowa, wymachuje mi kluczami, że to jej mieszkanie. Wynajęła je dla syna na rok, zapłaciła kaucję i czynsz za pierwszy miesiąc - opowiadała "Wyborczej".
Właścicielka w rozmowie z nową "najemczynią" stopniowo poznawała szczegóły procederu. Jakiś czas wcześniej ktoś wynajął od niej apartament na jedną dobę. Zapamiętała tę osobę, bo odezwała się dosłownie w ostatniej chwili. Najemca wynajął mieszkanie na jedną noc, dostał dane do samozameldowania, ale nawet nie pojawił się na miejscu.
Oszust, podając się za właściciela, ten sam apartament zaoferował w innym serwisie na wynajem długoterminowy, za okazyjną cenę w wysokości 1,8 tys. zł miesięcznie plus kaucja.
- Pani stwierdziła, że to okazja. Nigdy nie wynajmowała wcześniej mieszkania, nie wiedziała, że trzeba zapytać o akt notarialny, nie znała realnych cen - opowiadała serwisowi właścicielka.
W opisywanej sytuacji poszkodowane zostały trzy strony: goście z Finlandii, którzy zamiast zwiedzać Warszawę trafili na zamieszanie z apartamentem; właścicielka mieszkania, która musiała interweniować; oraz osoba, która zapłaciła oszustom kilka tysięcy złotych na mieszkanie dla syna i do dziś mieszkania nie ma. Sprawa została zgłoszona na policję.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"