Piekło kobiet w koreańskiej fabryce ekranów
Pracownice bełchatowskiej firmy Humax, produkującej ekrany do telewizorów plazmowych i LCD, są wycieńczone i załamane. Przed świętami Bożego Narodzenia koreańscy właściciele fabryki tak wyśrubowali normy, że kobiety siedzą przy taśmach produkcyjnych po kilkanaście godzin dziennie.
Kierownicy wulgarnymi odzywkami zaganiają je do szybszej pracy. Pracownice zarabiają 800-900 zł, za nadgodziny dostają po 80 gr i muszą pracować w niedziele. W efekcie często w pracy mdleją ze zmęczenia. Mężowie udręczonych powiedzieli "dość" i donieśli o praktykach koreańskiego pracodawcy do Państwowej Inspekcji Pracy.
_ Jeśli skargi pracowników nie są przesadzone, nie ma wątpliwości, że w montowni telewizorów dochodzi do łamania prawa _ - mówi inspektor Aleksandra Grzelak z łódzkie Państwowej Inspekcji Pracy. A dr Witold Matuszyński z Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego nie ma wątpliwości: _ Sprawą powinna zająć się prokuratura _.
W 63-tysięcznym Bełchatowie mężczyźni mogą znaleźć pracę w kopalni i elektrowni. Gorzej z kobietami. Jeśli nie zatrudnią się w handlu albo służbie zdrowia, siedzą w domu. Na 5,6 tys. bezrobotnych bełchatowian prawie 4 tys. to kobiety.
Gdy w listopadzie ub.r. koreańscy inwestorzy otwierali montownię telewizorów, praca w niej była szczytem marzeń dla wielu mieszkanek miasta i okolic. O każde miejsce walczyło kilka kobiet. Teraz stanowią one 70 proc. 300-osobowej załogi. Gdy przychodziły do pracy w Humaksie wydawało im się, że złapały pana Boga za nogi. Wyśrubowane normy w fabryce telewizorów i marne zarobki szybko pozbawiły je złudzeń. W obawie przed zwolnieniami tygodniami znosiły jednak upokorzenia i milczały.
Pół roku temu pierwsze kobiety zaczęły mówić, że w firmie źle się dzieje. Czara goryczy przelała się jednak dopiero teraz. Pracownicy zdecydowali się opowiedzieć, jakie piekło zgotowali im szefowie Humaksu przed Bożym Narodzeniem. Prosili o jedno: zachowanie ich danych do wiadomości redakcji.
_ Wcześniej robiliśmy po 200 dekoderów dziennie _ - mówi Maria. Ma podkrążone oczy i nerwowo zaciąga się papierosem. _ Teraz zarządzono, że mamy składać po 400. Przed świętami firma mają zlecenia na dwa razy więcej telewizorów. Usłyszeliśmy, że jak się nie wyrobimy, na nasze miejsca już czekają inni. Uwijamy się więc jak w ukropie, ale nie wyrabiamy szalonej normy w regulaminowym czasie. Za jedną nadgodzinę dostajemy 1,5 zł brutto, czyli marne 80 groszy na rękę. To upokarzające _- opowiada pani Maria.
Młody pracownik Humaksu dodaje: _ Jeżeli ktoś nie może przyjść do pracy w niedzielę, kierownicy straszą konsekwencjami. W ostatnią sobotę powiedzieli: osoby, które studiują w weekendy, mają nie iść do szkoły, tylko pracować, bo inaczej pożałują. Na niedzielę prowadzono zapisy. Kto się nie zgłosił, natychmiast był wzywany na dywanik do szefa. Czujemy się jak w obozie pracy _ - podsumowuje.
Jego koleżanka ze zmiany dopowiada: _ Jesteśmy traktowani jak zwierzęta. Kierownicy "motywują" pracujących ordynarnymi przekleństwami. "Ruszcie d... do roboty", "Nie opierda... się, kur...., co to za siedzenie", "jeb... leniuchy, opieprzacie się, to nic nie zarobicie" _ - cytuje załamana kobieta.
Pracownice montowni nie wytrzymują napięcia i presji czasu. W ubiegłym tygodniu jednego dnia z wycieńczenia zemdlało pięć kobiet. Do firmy dwukrotnie wzywano karetkę, pomocy udzielał też lekarz zakładowy z sąsiedniej firmy Tosen.
_ To były zasłabnięcia wynikające przede wszystkim ze zmęczenia _ - potwierdza Elżbieta Maciaszczyk-Gabryańczyk, zastępca ordynatora oddziału ratunkowego wojewódzkiego szpitala im. Jana Pawła II w Bełchatowie. _ Jednej pacjentce udzieliliśmy pomocy na miejscu, drugą zabraliśmy do szpitala na obserwację. Jeszcze tego samego dnia wypisała się na własne żądanie. _
Lekarka dodaje, że to niejedyne przypadki zdrowotnych problemów pracowników Humaksu, z jakimi się zetknęła. W tym samym tygodniu zgłosiły się dwie osoby, które uskarżały się na zawroty głowy i bóle kręgosłupa.
_ Jedną z kobiet musieliśmy hospitalizować. Szczegółów nie ujawnię, bo obowiązuje mnie tajemnica lekarska _ - mówi Maciaszczyk. Co na to szefostwo Humaxu? Jako przyczynę zasłabnięć i omdleń pracowników podaje... grypę jelitową i zimowe przeziębienia. Jae Hong Yoo, członek zarządu firmy Humax, potwierdza, że w okresie przedświątecznym jest więcej pracy, co wynika z większej liczby zamówień na telewizory. Ale ani on, ani inni członkowie zarządu, nie widzą związku między omdleniami pracownic a zwiększeniem tempa pracy.
_ Te przypadki były incydentalne. O naszych pracowników staramy się dbać najlepiej, jak potrafimy _ - mówi Jae Hong Yoo. _ Niektórym robiło się słabo z różnych powodów, także osobistych. Mimo braku jakichkolwiek podstaw, by uznać, iż jest to coś poważnego, zdecydowaliśmy się wezwać pogotowie. Pracownicy są dla nas najważniejsi, dlatego staramy się stwarzać dla nich jak najlepsze warunki pracy _ - deklaruje.
Inspektor Aleksandra Grzelak z Państwowej Inspekcji Pracy w Łodzi już zapowiada kontrolę w Humaksie.
_ Za pracę w dni wolne pracodawca jest zobowiązany oddać pracownikom wolne. Jeżeli pracownicy są nękani i zastraszani zwolnieniem, mamy do czynienia z mobbingiem. To sprawa dla sądu pracy _ - mówi Grzelak.
Jeżeli pracownicy udowodnią, że pracodawca łamie prawo, sąd może wymierzyć mu grzywnę do 30 tys. zł. Inspektor pracy po kontroli może nałożyć mandat do 5 tys. zł.
Dr Witold Matuszyński z Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego nie ma wątpliwości, że pracownicy Humaksu potrzebują pomocy.
_ Sprawę o mobbing w sądzie trudno wygrać, trzeba mieć mocne dowody i świadków. W opisywanych przypadkach są łamane podstawowe prawa pracownicze, to wszystko podlega pod zapisy kodeksu karnego _- tłumaczy.
Bogusław Ziętek, szef komisji krajowej związku "Sierpień 80", współpracującego z Komitetem Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników, twierdzi, że to, co się dzieje w Bełchatowie jest powszechną praktyką w innych firmach z udziałem kapitału zagranicznego.
_ Przypadki słownego poniżania, a nawet rękoczynów, są na porządku dziennym. Z tym trzeba walczyć. Udzielimy pracownikom Humaksu wszelkiego wsparcia _- mówi Ziętek.
Według koreanistki Ewy Paszkowicz, problem po części bierze się z różnic w etosie pracy między Koreańczykami a Polakami.
_ U Koreańczyków dominuje myślenie zespołowe, nie jednostkowe _ - tłumaczy. _ Koreańczyk zawsze zgadza się z decyzją przełożonego, dopiero potem może zasugerować mu inne rozwiązanie, inaczej szef straciłby twarz. Pracę wykonuje szybko i bez dyskusji. _
W Korei inny jest też stosunek do kobiet.
_ Tam kobiety pracują tylko do ślubu _- mówi Paszkowicz. _ W pracy są mniej poważane, mniej zarabiają. Po przyjeździe do Polski Koreańczycy są zaskoczeni, jak dobrymi pracownicami są kobiety, jednak trudno im się pozbyć zakorzenionych stereotypów. _
Grzegorz Maliszewski
POLSKA Dziennik Łódzki Człowieczeństwo po koreańsku
_ Ruszcie dupy do roboty", "Kur..., co to za siedzenie", "jeb... leniuchy, opieprzacie się, to nic nie zarobicie" _- tak kierownicy motywują do pracy kobiety, zatrudnione przy taśmie w koreańskiej fabryce Humax w Bełchatowie. Przed świętami telewizory idą jak woda, więc właściciele światowego koncernu chcą maksymalnie wykorzystać koniunkturę. Podwoili zatemnormę z 200 do 400 dekoderów dziennie. Kobiety, by wyrobić plan, muszą pracować w nadgodzinach (80 gr netto za jedną nadgodzinę) oraz w niedziele. Efektem są omdlenia podczas pracy z wyczerpania. Przedstawiciel firmy Jae Hong Yoo rutynowo deklamuje, że przypadki omdleń były incydentalne, że pracownicy są dla firmy najważniejsi i dlatego starają się stwarzać im jak najlepsze warunki pracy. Nazwa "Humax" - jak przeczytałem w Internecie na stronie firmy - wywodzi się od "HUman MAXimization". W wolnym tłumaczeniu: maksymalizacja człowieczeństwa. Jeśli ordynarne odnoszenie się do kobiet, szantażowanie wyrzuceniem z pracy w przypadku odmowy pracy w niedzielę to
w pojęciu koreańskich właścicieli szczyty człowieczeństwa, gratuluję im poczucia humoru. W tym uwłaczającym godności ludzkiej traktowaniu pracownic w Humaksie, ale i w wielu innych firmach zagranicznych, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach, gdzie pracują emigranci z Polski, powtarza się jedna prawidłowość: najbardziej chamscy i bezwzględni są nadzorcy Polacy. Nie ma sensu umoralniać ani nadzorców, ani właścicieli. To nic nie da. Jedyny skuteczny sposób to walka o swoje prawa. Powołanie związku zawodowego, alarmowanie inspekcji pracy (chociaż mandat w wysokości 5 tys. zł to kpina) i pozywanie do sądu o odszkodowanie. Adam Socha