Polacy pozazdrościli Chuckowi gotówki
Zalew reklam pożyczek gotówkowych zrobił swoje – w marcu wartość kredytów konsumpcyjnych wzrosła o kwotę nienotowaną od półtora roku. Wszystko zgodnie z planem: pożyczki mają być w tym roku kurą znoszącą bankom złote jaja.
02.05.2013 | aktual.: 23.12.2015 11:45
Instytucje finansowe dwoją się i troją, aby namówić Polaków do zaciągania kredytów konsumpcyjnych. Już od kilku miesięcy w mediach trwa w najlepsze festiwal reklam pożyczek gotówkowych. Spoty rozlatującej się kuchni i łazienki, które można odnowić za pożyczkę z BNP Paribas, przeplatają się z nawoływaniami Piotra Adamczyka „Bierz, co chcesz!” za kredyt w Eurobanku. Do placówki BZ WBK dziesiątki razy dziennie przychodzi po czekającą już na niego gotówkę Chuck Morris. W ING BSK można wziąć pożyczkę w czasie nie dłuższym niż wypicie espresso. Jak oprzeć się Mini Ratce skoro bierze ją nawet królewna na sfinansowanie potrzeb krasnoludków? W ten sposób do pożyczek przekonuje spot PKO BP. Credit Agricole jeszcze niedawno namawiał do prosto liczonego kredytu gotówkowego. Alior i Millennium od tygodni przekonują, że dają najniższą ratę. Nie próżnowały też wiewiórki z BGŻ i nie raz dyskutowały na drzewie o pożyczce gotówkowej.
Wzrost zadłużenia o 440 mln zł
Wygląda na to, że skomasowany atak spotów reklamowych przyniósł efekt i Polacy połknęli haczyk. Jak wynika z ostatnich danych NBP w marcu wartość zadłużenia osób prywatnych w złotowych kredytach konsumpcyjnych wzrosła o niemal 440 mln zł do blisko 122,8 mld zł (wraz kredytami w walutach jest to blisko 130,5 mld zł). To spora odmiana po tym jak przez ostatnie półtora roku zadłużenie konsumpcyjne klientów indywidualnych z miesiąca na miesiąc spadało - wartość spłacanych rat przewyższała pożyczane kwoty lub też banki sprzedawały portfele złych długów. Pojawiające się sporadycznie miesięczne wzrosty sięgały najwyżej 125 mln zł, a ostatnia zmiana w górę, liczona w setkach milionów złotych (684 mln zł) miała miejsce w sierpniu 2011 r.
Można się spodziewać, że marcowy skok nie będzie ostatnim i zadłużenie konsumpcyjne powiększy się również w kolejnych wiosennych miesiącach. Tym bardziej, że ze względu na długą zimę przesunął się w czasie m.in. początek prac remontowych, a banki nie odpuszczają z kampaniami reklamowymi.
Choć wcale nie jest taniej
Postawa Polaków wobec kredytów konsumpcyjnych zaskakuje, bo np. kredyty mieszkaniowe m.in. ze względu na obawy o perspektywy gospodarki nie sprzedają się lepiej niż w zeszłym roku. Najwyraźniej jednak po około dwóch latach odmawiania sobie pożyczania na konsumpcję, lub też odchodzenia z kwitkiem od bankowych okienek, wielu uznało, że można jednak spróbować.
Z pewnością do zmiany podejścia, klientów banków nie mogły przekonać spadki cen kredytów konsumpcyjnych. Statystyki NBP pokazują, że Rzeczywista Roczna Stopa Procentowa nowo zawieranych umów na kredyty konsumpcyjne udzielane gospodarstwom domowym wyniosła w marcu 21,4 proc. i była niemal taka sama jak rok temu. Wtedy jednak podstawowa stopa procentowa wynosiła 4,5 proc., a dziś jest to 3,25 proc. i zanosi się, że wkrótce będzie mniej.
Bankom pożyczki dają nieźle zarobić
I to właśnie rosnące korzyści mobilizują banki do oferowania kredytów konsumpcyjnych na większą skalę. Niezmienione od roku koszty pożyczek, przy oferowaniu znacznie niżej oprocentowanych depozytów, dają szansę na coraz wyższe marże odsetkowe. Atutem finansowania konsumpcji w oczach bankowców jest też krótki okres zamrożenia kapitału, czego nie można powiedzieć o kredytach mieszkaniowych.
W którą stronę banki zamierzają iść w tym roku po zyski, pokazały już pierwsze publikacje wyników za I kwartał Banku Millennium i Grupy BZ WBK. Obie instytucje ogłosiły nadspodziewanie dobre rezultaty finansowe. W Millennium zbiegło się to po raz pierwszy w historii z większą sprzedażą kredytów konsumpcyjnych niż kredytów hipotecznych. Z kolei portfel kredytów konsumpcyjnych BZ WBK wraz z przejętym Kredyt Bankiem może przyprawić o zazdrość niejednego konkurenta. Na koniec marca portfel ten jeszcze wzrósł do ponad 5,4 mld zł z 5,3 mld zł w grudniu.
Paradoksalnie do śmielszego powrotu na rynek kredytów konsumpcyjnych banki mogą też skłaniać wnioski wyciągnięte z lekcji, jaką dostały po boomie kredytowym w latach 2007-2010. Instytucje miały czas aby przeanalizować zebrane doświadczenie. Poprawiły systemy scoringowe i pożyczają rozsądniej. Dzięki bogatym już własnym bazom jak i danym z Biura Informacji Kredytowej, wiedzą którym osobom nie można ponownie zaufać.
Pomoże też rekomendacja T
Większej sprzedaży pożyczek gotówkowych sprzyja również zliberalizowanie rekomendacji T, choć wpływ poluzowania zasad finansowania konsumpcji ma szansę być zauważalny bardziej od drugiego kwartału. Komisja Nadzoru Finansowego ogłosiła nową wersję rekomendacji T pod koniec lutego i dała bankom czas na jej wdrożenie do końca lipca z zastrzeżeniem, że banki mogą się dostosować wcześniej.
Zgodnie ze zmienionymi regułami, bank może wyłącznie na dowód udzielić klientowi kredytu ratalnego na niemal 15 tys. zł, a nieznanemu klientowi pożyczki gotówkowej bez zaświadczenia o dochodach w wysokości ok. 3,7 tys. zł. Dla klientów związanych z bankiem od pół roku w grę wchodzi pożyczenie na uproszczonych zasadach ponad 22 tys. zł, gdy relacje trwają 12 miesięcy może to już być kwota przekraczająca 44 tys. zł. Zliberalizowana rekomendacja T zniosła też najbardziej dokuczliwe ograniczenie, czyli liczenie zdolności kredytowej, tak aby na raty kredytów nie trafiało więcej niż 50-proc. wpływów, jeśli zarobki nie przekraczały przeciętnych dochodów w gospodarce. Zamykało to drogę do kredytów konsumpcyjnych wielu mniej zamożnym osobom.
Halina Kochalska, Open Finance