Pomoc dla Grecji nowym planem Marshalla?
65 lat temu ogłoszono plan Marshalla. Miliardy dolarów wpompowano w kraje zniszczone działaniami wojennymi. Tamte pieniądze to jednak tylko ułamek tego, co obecnie dostaje Grecja. Czy te pieniądze rzeczywiście ożywią ten śródziemnomorski kraj?
04.06.2012 | aktual.: 05.06.2012 07:28
- Jest kilka różnic między planem Marshalla a obecną pomocą Grecji. Plan Marshalla to był plan inwestycyjny. Pompowano pieniądze, aby pobudzić gospodarki. W przypadku Grecji natomiast pieniądze w bardzo małym stopniu idą na ożywianie gospodarki. W większości przeznaczane są na spłatę zadłużenia kraju - mówi Wirtualnej Polsce ekonomista Marek Zuber.
Przeczytaj więcej: Większość pieniędzy dla Grecji wraca do UE
Ekonomista podkreśla, że sam plan Marshalla bezpośrednio miał raczej niewielki wpływ na tempo wzrostu gospodarczego krajów Europy Zachodniej. Zaznacza, że dużo bardziej istotne znaczenie miały efekty pośrednie, np. poprzez wzrost wydajności pracy czy odbudowanie zaufania inwestorów dzięki ustabilizowaniu finansów publicznych i zwrotowi ku gospodarce rynkowej.
Jak twierdzi Andrzej Sadowski, ekonomista i wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, plan Marshalla jest przeceniany z perspektywy czasu. O sukcesie np. Niemiec zadecydowało to, że gospodarka Niemiec stała się prywatną gospodarką rynkową. Właśnie to urynkowienie, powstanie tysięcy nowych firm, to jest droga do sukcesu, a nie plan Marshalla.
- To, co zrobili Niemcy po drugiej wojnie światowej, jest dobre dla Grecji teraz - uważa Sadowski. - Plan Marshalla był jedynie elementem wizerunkowym i propagandowym.
Ekonomiści podkreślają też istotny element społeczny, który zadecydował o sukcesie państw po II wojnie światowej.
- Kolejną bardzo ważną kwestią w czasach powojennych był społeczny ruch odbudowy państw. Ludzie byli gotowi na wyrzeczenia i jednocześnie bardzo mocno pracowali wspólnie nad odbudową swoich państw. W Grecji dzisiaj takiego ruchu nie ma - mówi Zuber.
Podobnego zdania jest Andrzej Sadowski. Ekonomista uważa, że II wojna światowa była kataklizmem i ludzie musieli wziąć się do pracy, dzięki czemu gospodarka ożywiła się.
- W przypadku Grecji nic takiego nie wystąpiło. Nie było w tym kraju takiego kataklizmu jak wojna.
5 czerwca 1947 roku sekretarz generalny USA w swoim przemówieniu na uniwersytecie Harvarda przedstawił deklarację pomocy gospodarczej dla krajów Europy, określając jej charakter i warunki otrzymania. Plan został uchwalony przez Kongres USA 3 kwietnia 1948 roku i wszedł w życie tego samego dnia po podpisaniu przez prezydenta Harry’ego Trumana. Już wkrótce potem pieniądze zaczęły płynąć do krajów Europy. Program pomocy realizowany był przez cztery lata, czyli od kwietnia 1948 do czerwca 1952 roku.
Polska, która początkowo pozytywnie podchodziła do planu Marshalla, zmieniła zdanie i odmówiła przystąpienia do amerykańskiego programu. Stało się tak przez naciski Józefa Stalina na polskiego premiera Józefa Cyrankiewicza. W efekcie zamiast dolarów z USA dostaliśmy pięcioletnie porozumienie handlowe, odpowiednik kredytu w wysokości 450 milionów dolarów z 1948 roku, a także 200 tys. ton ziarna, ciężkiej maszynerii, powstały także nowe fabryki.
Marek Zuber podkreśla, że po II wojnie światowej ludzie widzieli ponadto, że pieniądze szły właśnie na stymulowanie i rozwój gospodarki. Grecy natomiast nie widzą tych pieniędzy, nie widzą efektów. Owszem, te pieniądze są, tylko przeznaczane na inny cel - spłacanie długów. Grecy płacą za to, co robili wcześniej.
Jak można w takim razie pomóc Grecji? Co trzeba by zrobić, aby kraj podźwignął się z kolan?
- Potrzebna jest przede wszystkim koncepcja odbudowy kraju, opracowanie dobrego planu. Pieniądze muszą iść na stymulowanie gospodarki. Niezbędne jest zwiększanie konkurencyjności. A poza tym Grecy muszą mieć chęć odbudowy swojego państwa, a także płacenia podatków, a z tym, jak wiemy, były w przeszłości problemy - zaznacza Zuber.
W opinii ekonomisty nawet w przypadku wprowadzenia takiego planu Grecja i tak musiałaby liczyć na pomoc innych państw czy instytucji przez długi czas.
Andrzej Sadowski natomiast podkreśla, że jedynie większe otwarcie rynku, większe urynkowienie gospodarki Grecji jest dla tego kraju szansą. Konieczne byłoby wyjście kraju ze strefy euro i powrót do własnej waluty.
- Posiadanie własnej waluty spowodowałoby, że kraj lepiej by reagował na zawirowania na rynkach. Grecja mogłaby dzięki temu spowodować, że rolnictwo czy turystyka stałyby się bardziej konkurencyjne i atrakcyjne. Nie ma co do tego wątpliwości - mówi ekonomista CAS.
Zaznacza, że ważna jest też akceptacja strat ze strony chociażby banków niemieckich czy francuskich.
Przypomnijmy, że 2 maja 2010 roku kraje strefy euro i MFW zgodziły się na pożyczkę dla Grecji w wysokości 110 mld euro, pod warunkiem wprowadzenia planu antykryzysowego. W październiku 2011 roku przywódcy krajów strefy euro zgodziły się na kolejne 130 miliardów euro pożyczki, do planu antykryzysowego dołączając kolejne wymagania, w tym obniżkę długu kraju z poziomu 198 proc. PKB w 2012 roku do 121 proc. PKB w roku 2020.