Rolnicy biją na alarm. Co się dzieje w polskich sadach?
W polskich sadach gwałtownie rozprzestrzenia się zaraza ogniowa. Choroba atakuje drzewa szybciej niż przewidywały prognozy, a sadownicy zmuszeni są do radykalnych działań, by ratować uprawy i ograniczyć straty.
W ostatnich tygodniach sadownicy z różnych regionów Polski zgłaszają masowe przypadki czernienia i zasychania pędów. Jak podaje portal rolnikinfo.pl, objawy pojawiły się wcześniej niż przewidywały oficjalne modele chorobowe.
Zgodnie z ich prognozami, do infekcji miało dojść na przełomie maja i czerwca, a pierwsze symptomy miały być widoczne dopiero pod koniec czerwca. Tymczasem pierwsi rolnicy sygnalizowali problem już w maju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzieci oszalały na punkcie tego napoju. O co chodzi z Wojankiem?
Polskie sady walczą z groźną bakterią
Zaraza ogniowa uchodzi za jedną z najgroźniejszych chorób drzew sadowniczych. Szczególnie zagraża gruszom i jabłoniom, a wywołuje ją bakteria Erwinia amylovora. W skrajnych przypadkach konieczne jest wycięcie i spalenie całych kwater, by powstrzymać rozprzestrzenianie się patogenu.
Na portalu doradztwosadownicze.pl czytamy, że każde mechaniczne uszkodzenie roślin przez grad czy silny wiatr zwiększa ryzyko infekcji. Bakterie są bowiem przenoszone wraz z kroplami deszczu, a także przez owady i ptaki.
Pierwsze objawy zarazy ogniowej to kwiaty, które wyglądają jakby były nasączone wodą. Później szybko więdną, kurczą się i obumierają, o czym świadczy ich brunatny kolor.
Choć najlepszą metodą ochrony przed zarazą ogniową jest profilaktyka prowadzona już od wiosny, w wielu miejscach może być już za późno na zapobieganie.
Najbardziej skuteczną, choć radykalną metodą jest spalenie zainfekowanego materiału roślinnego, zanim choroba zdąży się rozprzestrzenić. Tylko wtedy istnieje szansa na uratowanie pozostałych drzew w sadzie.
Zaraza ogniowa niszczy sady
Obecnie nie ma skutecznych środków interwencyjnych, które pozwoliłyby szybko zahamować rozwój choroby. Sadownicy mogą jedynie ograniczać presję bakterii poprzez profilaktykę i systematyczne zabiegi ochronne.
Tymczasem liczba zgłoszeń od sadowników ciągle rośnie, co wskazuje na pogarszającą się sytuację. Jeśli tempo rozprzestrzeniania się choroby się nie zmniejszy, tegoroczne plony mogą być poważnie zagrożone, a niektóre sady mogą stanąć przed najgorszym scenariuszem – koniecznością całkowitego wycięcia zakażonych drzew i ich spalenia.