Skandal na koncercie we Wrocławiu. Pomieszane numerki w szatni, ludzie potracili swoje kurtki
Świetną zabawę fanów muzyki elektronicznej we Wrocławiu przyćmiło zamieszanie z szatni po koncercie. Obsługa nie była w stanie opanować "numerkowego" chaosu, a część osób wróciła do domu bez swoich kurtek i tego, co w nich było. Organizator apeluje: musicie nam pomóc.
25 października w Hali Stulecia we Wrocławiu odbył się koncert popularnego artysty i producenta techno Borisa Brejchy. Wydając 100-200 zł na bilet na koncert i płacąc za szatnię, raczej nikt nie spodziewa się, że do domu może wrócić... bez kurtki. A jednak, taki skandal miał miejsce po występie.
Wszystko zaczęło się po godz. 4 nad ranem, kiedy pierwsi ludzie zaczęli opuszczać imprezę i udali się do szatni (zaznaczmy, że płatnej - 6 zł) po odbiór swoich okryć wierzchnich. Wtedy okazało się, że część numerków... jest zdublowana.
"Było co najmniej 500 (chociaż może i co najmniej 600, teraz już nie pamiętam) zdwukrotnionych numerów" - napisał na Facebooku jeden z pracowników szatni w pełnym emocji poście. Według niego to na szatniarzach skupił się gniew ludzi, w ich kierunku kierowano przekleństwa i groźby.
Zobacz też: Testowali nowe smaki chipsów. "Powinny mi wyjść oczy z orbit"
W mediach społecznościowych szybko powstała grupa poszkodowanych. Opisują tam kulisy sytuacji, swoje zguby, publikują zdjęcia i filmy z zajścia.
Zdjęcie zrobione w szatni przez jednego z uczestników wydarzenia - widzimy, że zdenerwowani ludzie zdecydowali sami się wkroczyć do szatni i szukać swoich rzeczy.
Tak wyglądał chaos i zamieszanie, po tym jak okazało się, że numerki do szatni są zdublowane. Poszkodowani opisują to jako "jarmark" albo "jak na wyprzedaży karpii".
Dlaczego nikt ich nie powstrzymał? I gdzie byli pracownicy szatni, tudzież ochrony? Okazuje się, że ci pierwsi po prostu w pewnym momencie wyszli przytłoczeni sytuacją. Jeden z nich wprost napisał, że nie chcieli "ryzykować zdrowiem za marne paręnaście zł/h".
Z relacji uczestników wynika, że ochrona nie była zbytnio zainteresowana zaprowadzeniem porządku.
To tylko przykład komentarzy opisujących bierność ochrony zamieszczonych na stronie wydarzenia. Wynika z nich, że personel nie kwapił się za bardzo do zaprowadzenia porządku.
Taka samowolka mogła się skończyć tylko jednym - bardzo dużo ludzi nie znalazło swoich rzeczy pozostawionych w szatni. Niejednokrotnie zmuszeni byli wracać wiele kilometrów do domu bez kurtki w zimny październikowy dzień. Niektórzy stracili okrycia wierzchnie o dużej wartości, nie wspominając już o pozostawionych w kieszeniach kluczach i innych wartościowych przedmiotach.
Co na to organizatorzy? Proszą o pomoc... poszkodowanych.
Taki post zamieścili organizatorzy, agencja Follow The Step. Najbardziej uderzające jest chyba zdanie "w tej chwili musicie pomóc nam zidentyfikować Wasze kurtki".
Jednak wychodzi na to, że nawet sami organizatorzy nie trzymają się swojego oświadczenia. Napisali, że "jeżeli komukolwiek nie udało się odebrać rzeczy, zapraszamy po ponowny odbiór przez cały dzień". Ci, którzy się wybrali 28 października do Hali Stulecia ponownie w poszukiwaniu swojej własności, donoszą, że nikogo na miejscu nie zastali. Chodzą słuchy, że organizatorzy zabrali wszystko do Warszawy.
Więcej szczęścia mieli ci, którzy wybrali się 27 października - trochę kurtek jeszcze zostało.
Oświadczenie wydała także Hala Stulecia. - Hala Stulecia nie miała wpływu na sposób organizacji m.in. szatni oraz działania jej obsługi. (...) Hala Stulecia zgodnie z umową udostępniła najemcy szatnię mobilną (do 1000 miejsc) wraz z numeracją. Agencja Follow the Step była zobowiązana do obsługi szatni, którą miała zapewnić własnym staraniem i na swój koszt, co tyczy się również wypożyczenia dodatkowych wieszaków od firmy zewnętrznej - czytamy w oświadczeniu podpisanym przez rzecznika prasowego Annę Worsztynowicz.
- Przykro nam z powodu tak licznie zgłaszanych złych doświadczeń uczestników koncertu - napisała.
"Strata czasu, byłam parę godz. temu i już były ostatnie sztuki, nikt tego nie pilnuje, każdy może sobie przyjść i wziąć, co mu się podoba. Naszych kurtek już nie było, chyba komuś się spodobały, niech się dobrze noszą" - pisze jedna z uczestniczek wydarzenia.
Uczestnicy koncertu są zbulwersowani bierną postawą organizatorów. Narzekają, że bardzo trudno skontaktować się z agencją Follow The Step i uzyskać konkretne informacje.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Agencja rozsyła tylko maile o przyjęciu zgłoszenia. Niektórzy z bezsilności decydują się na pisanie maili do menadżera gwiazdy wieczoru, Borisa Brejchy.
Również próbowałam skontaktować się z organizatorami. Na stronie nie mają podanego numeru telefonu, a na mail nie dostałam odpowiedzi.
Sprawa jest rozwojowa. Poszkodowani zapowiadają na grupie, że nie odpuszczą w dochodzeniu swoich roszczeń.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl