To oni zarabiają na fotoradarach

Są tacy, których każdy nowo postawiony fotoradar cieszy. Radość sprawia im każdy dodatkowy samochód ITD na polskich drogach. Mandatami też się nie przejmują, bo zarabiają na tym, że Polacy ministrowi finansów zarobić nie dają.

To oni zarabiają na fotoradarach
Źródło zdjęć: © Wojciech Jargiło, newspix.pl

31.01.2013 | aktual.: 11.10.2016 13:57

Adam Tychmanowicz, pomysłodawca Yanosika, nie potrafi przypomnieć sobie, kiedy dostał ostatni mandat. Pierwszy trop prowadzi go na peron kolejowy, po którym kiedyś jeździł rowerem. Po chwili przypomina sobie, że ostatnio dostał mandat za jazdę samochodem. A konkretnie za nieopłacenie parkingu.

- Nie dlatego rozwijamy firmę, że pojawił się minister Rostowski. Pomysł jest wcześniejszy. Mamy natomiast nadzieję, że to nie z powodu Yanosika pojawił się minister Rostowski i jego pomysły - żartuje Adam Tychmanowicz.

Jego aplikacja na smartfony podpowiada kierowcom, gdzie stoją fotoradary, a cała społeczność zgromadzona wokół programu na bieżąco informuje, gdzie suszą albo na jakiej drodze jeżdżą tajniacy ITD. I robią to całkowicie legalnie.

W połowie stycznia w Yanosiku zalogowanych było jednocześnie aż 30 tys. kierowców, a samą aplikację ściągnęło ponad 350 tys. użytkowników. I choć to właśnie firma Adama Tychmanowicza jest dziś liderem na rynku programów ostrzegających przed radarami, to szlak przecierał Speedalarm.

- Działamy od maja 2008 roku. Zaczęliśmy jako pierwsi w Polsce i najprawdopodobniej drudzy na świecie w czasach, kiedy telefony GPS-ów jeszcze wbudowanych nie miały - mówi Paweł Aksamit, który w Speedalarm zainwestował razem z bratem.

Do tej pory ich aplikację zainstalowało w Polsce ponad ćwierć miliona kierowców. Wielu z nich to "dzieci Rostowskiego i Nowaka". Ci zgłosili się po Speedalarm, gdy ministrowie zaplanowali w 2013 roku zebrać z mandatów 1,5 mld zł. Miesięcznie Speedalarmowi przybywa 30 tys. nowych użytkowników.

Aplikacja zaczęła zarabiać na siebie dopiero w zeszłym roku. Przychody pochodzą przede wszystkim od osób, które płacą za abonament, umożliwiający sprawdzenie, gdzie są fotoradary i samochody policji oraz ITD. Za darmo z aplikacji można korzystać tylko przez godzinę dziennie.

Klienci to głównie zawodowi kierowcy firm dostawczych, spedytorzy i zaopatrzeniowcy. Latem dochodzą też ci, którzy wybierają się na rodzinne wyjazdy.

- Jako jedyni na rynku opracowaliśmy i opatentowaliśmy technologię, która minimalizuje zużycie energii z baterii telefonu. Speedalarm działa jak antywirus w komputerze, to znaczy uruchamia się i informuje kierowcę tylko, gdy jest ryzyko, że dostanie mandat. Nie trzeba jej więc w ogóle włączać, a nawet wyjmować telefon z kieszeni - tłumaczy Paweł Aksamit.

Inny model działania ma Yanosik. Program jest całkowicie darmowy, nie licząc transmisji danych, za którą trzeba zapłacić operatorowi telekomunikacyjnemu. Firma zarabia na sprzedaży urządzeń z aplikacją - w ten sposób nie trzeba obciążać swojego telefonu. Dodatkowe dochody przynosi reklama. Ostatnia akcja radarowa rządu sprawiła, że dynamika zdobywania nowych klientów potroiła się.

Projekt jest już rentowny. Dla Adama Tychmanowicza Yanosik to dziś priorytet, choć sam odpowiada też za kilka innych projektów. Do zainwestowania w program udało mu się nakłonić fundusz kapitałowy. Teraz aby projekt nadal mógł rosnąć, szuka kolejnego inwestora finansowego.

- Chcemy, żeby Yanosik nie był związany tylko z fotoradarami. Zamierzamy rozwijać kwestie związane z nawigacją oraz na bieżąco monitorować, co się dzieje na polskich drogach. Moim zdaniem mamy największą i najtrafniejszą bazę korków - chwali się Tychmanowicz.

Oczywiście większość Polaków użytkujących smartfony ma zainstalowaną nawigację od Google'a. Problem w tym, że dane w niej często są nieaktualne. Na przykład nowe drogi pojawiają się kilka miesięcy po otwarciu. Gigant traktuje Polskę po macoszemu, a zyskują na tym polskie firmy, jak Yanosik czy Speedalarm, w których główne drogi pojawiają się na mapach w godzinę po otwarciu.

Premia w postaci dodatkowych klientów od ministra Rostowskiego sprawiła natomiast, że konkurenci chcą szukać użytkowników za granicą.
- Kto się nie rozwija, ten się zwija. Więcej powiedzieć na razie nie mogę - ucina temat szef Yanosika.

Dużo bardziej zaawansowane są plany Speedalarmu, który w ciągu miesiąca zamierza wejść na rynek brytyjski.
- Na Wyspach problemem nie są fotoradary, ale remonty i wypadki na drogach. To o nich chcą być informowani kierowcy. Jednocześnie jest to największy obecnie mobilny rynek w Europie. To tam najwięcej wydaje się na zakup aplikacji na telefony komórkowe. Chcemy więc nieco podjeść z tego tortu - zdradza Paweł Aksamit.

Na koszty marketingu na Wyspach zamierza wydawać na początek kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Najlepszą reklamę zrobiłoby mu jednak wprowadzenie w Wielkiej Brytanii planu rozbudowy fotoradarów.

jacek rostowskifotoradaryanosik
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)