Towarzystwa nie chcą ubezpieczać atomu

Firmom ubezpieczeniowym nie podoba się konieczność przejęcia odpowiedzialności związanej z elektrownią atomową na kwotę rzędu 1,3 miliarda złotych

Towarzystwa nie chcą ubezpieczać atomu
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

06.05.2011 | aktual.: 06.05.2011 11:07

Firmy ubezpieczeniowe sprzeciwiają się nowelizacji prawa atomowego. Argumentują, że nowe zapisy będą zbyt dużym obciążeniem dla branży. Według proponowanych zmian ubezpieczyciel, podpisując umowę z firmą eksploatującą urządzenia jądrowe, przejmowałby odpowiedzialność na kwotę 300 mln SDR, czyli ponad 1,3 mld zł.

Nie gratka, ale problem

Zdaniem Polskiej Izby Ubezpieczeń polski rynek nie jest przygotowany na przyjęcie tak wysokiego zobowiązania, tym bardziej że zakres ochrony przewiduje odpowiedzialność nie tylko za szkody materialne i osobowe, ale także za te wyrządzone w środowisku naturalnym.

– Żaden ubezpieczyciel ani reasekurator w pojedynkę nie jest w stanie wziąć na swoje barki podobnego zobowiązania. Na takie sumy jest w całej Europie dosłownie kilka umów, dotyczą np. producentów największych samolotów pasażerskich – zauważa Piotr Wójcik, dyrektor departamentu ubezpieczeń odpowiedzialności cywilnej w AXA Polska.

Podobnego zdania jest PZU, które popiera inicjatywę PIU. Specjaliści zaznaczają, że każde towarzystwo w Polsce podpiera się reasekuratorem przy dużym ryzyku, tym samym unikając tzw. kumulacji ryzyka. Ale w każdej umowie reasekuracyjnej jest zapis o wyłączeniu z zakresu odpowiedzialności ryzyka atomowego.

– Oznacza to, że ubezpieczyciele, którzy zdecydowaliby się na zawarcie takiej umowy przy obecnej propozycji zapisów prawnych, całe ryzyko za ewentualne szkody związane z eksploatacją urządzeń jądrowych musiałyby pozostawić na udziale własnym. Stanowiłoby to ogromne zagrożenie dla ich płynności finansowej – zauważa w piśmie do Sejmu Andrzej Maciążek, wiceprezes Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Izba argumentuje, że w przypadku rozwijania w Polsce energetyki jądrowej konieczne jest stworzenie odrębnego funduszu ubezpieczeniowego, tzw. pool dla odszkodowań jądrowych, objętego gwarancjami budżetu.

Funkcjonowanie poolu powinno być powołane odrębną ustawą, która określałaby finansowanie, wysokość gwarancji, ale też obowiązek ubezpieczania się w nim przez firmy. Podobna instytucja, Nuclear Risk Insurers, działa od 1956 r. w Wielkiej Brytanii, w Niemczech z kolei działa pool farmaceutyczny, w którym uczestniczy większość rynku.

Odpowiedzialność w czasie

Wątpliwości PIU budzi też zapis dotyczący określonych w projekcie ustawy szkód jądrowych wyrządzonych w okresie trwania ochrony ubezpieczeniowej. – Awaria w elektrowni jądrowej może trwać miesiącami, a szkody będące skutkiem takiego wypadku ubezpieczeniowego mogą pojawiać się w ciągu następnych kilku lat – zauważa Andrzej Maciążek.

- Nie tylko sam limit jest potężny, ale też odpowiedzialność w czasie. Mówimy o dziesiątkach lat. Gdyby elektrownia w Czarnobylu była ubezpieczona w chwili awarii, odszkodowania byłyby wypłacane jeszcze dziś, ćwierć wieku po wybuchu - zauważa Piotr Wójcik.

W związku z niedawną awarią w elektrowni w Fukushimie ubezpieczyciele nie będą musieli wypłacać odszkodowań, bo polisy nie obejmowały ryzyka związanego z katastrofami naturalnymi. Straty związane z katastrofą są szacowane na ponad 20 mld dolarów.

300 mln SDR - taka miałaby być wartość polisy dla elektrowni atomowej wystawianej przez jedno towarzystwo ubezpieczeniowe

Zuzanna Reda

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)