Trudne dostosowania w biurach
Korekty grafików pracy, nadgodziny i pozyskanie nowych osób – w ten sposób większość biur maklerskich próbuje sobie radzić z wydłużeniem sesji przez giełdę.
07.03.2011 08:37
Korekty grafików pracy, nadgodziny i pozyskanie nowych osób – w ten sposób większość biur maklerskich próbuje sobie radzić z wydłużeniem sesji przez giełdę.
Od ponad dwóch miesięcy handel na GPW kończy się nie o 16.30, ale godzinę później. Brokerzy do samego końca starali się odwieść władze warszawskiego parkietu od ujednolicenia godzin obrotu z największymi giełdami zachodnimi. Ludwik Sobolewski, prezes giełdy, zdania jednak nie zmienił i godziny sesji po raz drugi w ciągu dwóch lat uległy wydłużeniu (we wrześniu 2008 r. przyśpieszono start rynku kasowego o pół godziny).
Praca ponad normę
Te dwie zmiany spowodowały, że obecnie handel akcjami trwa osiem i pół godziny dziennie – więcej, niż wypadałoby na jeden etat. Jeżeli do tego doliczyć przygotowanie analiz i rozmowy z klientami przed rozpoczęciem notowań, jak i rozliczenie zawartych transakcji na koniec dnia, dla wszystkich było jasne, że nie uda się przysposobić biur do zmian bez specjalnych rozwiązań.
Przedstawiciele branży przyznawali na początku roku, że liczą się ze wzmożoną presją płacową ze strony pracowników. Podwyżki pensji miały zrekompensować dłuższe godziny pracy. Brokerzy zauważali jednak, że grafik kluczowych pracowników i tak jest już napięty.
– To nie jest kwestia podwyżki, lecz dłuższych godzin pracy, które zostały narzucone domom maklerskim, a w konsekwencji głównie maklerom. Czas pokaże, jak branża sprosta temu wyzwaniu – mówił niedawno w wywiadzie dla „Parkietu” Witold Stępień, szef najaktywniejszego na rynku akcji DM Banku Handlowego.
W większości przypadków domy maklerskie starały się zreorganizować czas pracy obecnych pracowników. – Wprowadziliśmy prace zmianowe, być może niektórzy pracownicy będą mieli trochę więcej nadgodzin – mówi Roland Paszkiewicz, dyrektor ds. analiz Centralnego Domu Maklerskiego Pekao. – Przeorganizowaliśmy czas pracy, nie zmieniła się jednak ani liczba zatrudnionych pracowników, ani ich płace – dodaje Krzysztof Polak, dyrektor Biura Maklerskiego Alior Banku. Przyznaje jednak, że nie wie, czy to wystarczy. Niektóre domy maklerskie wprowadziły przerwy w ciągu dnia, tak aby kluczowi pracownicy obsługiwali początek i zakończenie sesji. – W jednostkach, w których specyfika pracy skłaniała nas do zastosowania innego niż zmianowy system pracy, zdecydowaliśmy o zastosowaniu rozwiązania polegającego na zapewnieniu wybranym pracownikom przerwy w ciągu dnia pracy, tak aby obsługa klientów przez zajmujących się nimi maklerów mogła się odbywać z uwzględnieniem jej kluczowych faz – opisuje anonimowo przedstawiciel jednego z
domów maklerskich.
Podwyżki dla wybranych
Inną metodą na rozwiązanie problemu było zatrudnienie dodatkowych osób – ale głównie w centralach. DM Banku Polskiej Spółdzielczości wydłużył czas pracy i wzmocnił kadrowo contact center, które od 3 stycznia pracuje do godziny 18. – Zatrudnienie wzrosło o ok. 5 proc. Nowe osoby zasiliły zespoły front office, zajmujące się przyjmowaniem zleceń i obsługą bieżącą klientów – mówi Tomasz Lis, szef biura sprzedaży i marketingu brokera. Zwiększenie potencjału serwisu telefonicznego pozwala zdaniem wielu biur zamykać placówki sieci tak, jak do tej pory. – Zebrane w naszych punktach informacje nie wskazywały na znaczące zapotrzebowanie klientów na wydłużenie godzin pracy punktów usług maklerskich – mówi Lis.
Zatrudnienie zwiększały zarówno biura specjalizujące się w brokerce, jak i w oferowaniu instrumentów finansowych. Przykładowo, NWAI Dom Maklerski zatrudnił dwie nowe osoby (dotąd pracowało tam czterech maklerów).
Zmiany dotknęły także fundusze inwestycyjne. Dla przykładu, BZ WBK AIB TFI zatrudniło dodatkową osobę oraz wprowadziło zmianowy system pracy w zespole dilerów, którzy zajmują się zakupem i sprzedażą papierów wartościowych. Wydłużyło także godziny pracy zespołów back office (osób wyceniających portfele klientów, informatyków), które już wcześniej pracowały w systemie zmianowym.
Nie zawsze korekty w grafiku pracy były rozwiązaniem możliwym do zastosowania. Wówczas konieczne były podwyżki. – Niektóre prace trudno realizować na zmiany albo stale płacąc nadgodziny. Tak jest np. w przypadku animatorów, gdzie istnieje specjalizacja i każdy animator od początku do końca sesji powinien zajmować się „swoimi” instrumentami. W związku ze zmianą warunków pracy naturalne jest, że w pewnym zakresie musimy wychodzić naprzeciw zwiększonym oczekiwaniom pracowników – tłumaczy Radosław Olszewski, prezes DM BOŚ. Także grupa Copernicus zdecydowała się podwyższyć maklerom premie od obrotu.
Bez dodatkowych przychodów
Niezależnie od wybranego modelu, brokerzy ponoszą większe wydatki. – Koszty osobowe wzrosły chociażby z tytułu zdarzającej się pracy w porze nocnej (rozliczenia i kwestia IT) oraz nadgodzin w sytuacjach absencji lub urlopów – mówi Maciej Trybuchowski, dyrektor BM Banku Gospodarki Żywnościowej. Dla maklerów byłoby to jeszcze do zniesienia, gdyby wydłużenie sesji generowało wyższe obroty na rynku, a tym samem wyższe przychody. Styczeń i luty pokazały jednak, że o rekordowej skali handlu nie ma co mówić. Miesięcznie właściciela zmieniały akcje za 20–21 mld zł, przy średniej dla 2010 r. na poziomie 19,6 mld zł. – Nie obserwujemy większej aktywności inwestorów z USA – pomimo że GPW pracuje o godzinę dłużej po rozpoczęciu dnia roboczego na Wall Street. Tak jak poprzednio zlecenia tych inwestorów realizowane są za pośrednictwem międzynarodowych brokerów z Londynu, więc dłuższa sesja niczego nie zmienia – zauważa Arnold Teterycz, wiceszef zespołu brokerskiego Ipopema Securities.
– Dłuższe godziny funkcjonowania nie wpłynęły na wzrost przychodów, ale ewidentnie zwiększyły koszty funkcjonowania domów maklerskich – podkreśla Jacek Rachel, prezes Domu Maklerskiego BDM. – Liczymy, że giełda „weźmie na siebie” część podwyższonych kosztów, zmniejszając tym samym firmom inwestycyjnym stawki opłat transakcyjnych – dodaje.
Dochody spadają
Na razie nic nie wskazuje, aby GPW zdecydowała się na cięcie. Przedstawiciele giełdy sugerowali raczej, że brokerzy powinni dostosować się do zachodnioeuropejskich standardów. Tym bardziej że branża wciąż ma spory zapas na wypadek wzrostu kosztów. Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że w 2010 r. zagregowany zysk netto domów maklerskich wyniósł 791 mln zł. Był to jednak najgorszy wynik od 2006 r., a brokerzy przypominają, że czeka ich jeszcze kosztowna wymiana systemów IT po tym, jak własny system transakcyjny wymienia giełda. Tymczasem od lat wynagrodzenia są największą pozycją po stronie kosztów (w 2009 r. koszty osobowe biur sięgnęły 478 mln zł).
PARKIET
Konrad Krasuski