Wazeliniarstwo i seks z szefem. Sposób na sukces, ale na krótko
Jednym do szczęścia wystarcza, że mają pracę. Inni są nieszczęśliwi, dopóki nie zrobią kariery.
16.06.2010 | aktual.: 16.06.2010 13:49
Jednym do szczęścia wystarcza, że mają pracę. Inni są nieszczęśliwi, dopóki nie zrobią kariery. Jeśli należysz do tej drugiej grupy, musisz wiedzieć, jak się wybić i zostać zauważonym.
Dla Jadwigi sposobem na wybicie się był seks z kierownikiem. Jerzy postawił na wazeliniarstwo. Podobnie jak Marek, który jest też niezrównanym zawodnikiem, jeśli chodzi o przyprawianie kolegom gęby, intrygi oraz donosy. Kiedyś przez jego głupotę firma straciła kontrakt wart kilkadziesiąt tysięcy złotych (zresztą zawsze coś zawalał). Aby chronić własną skórę, całą winę zwalił na kogoś innego – człowiek, którego wskazał, nie umiał się bronić i w rezultacie dostał wypowiedzenie z pracy.
Dziś Jadwiga, Jerzy i Marek rozumieją, że chwyty poniżej pasa są nie do przyjęcia. Wcale nie z powodów etycznych (gdzieżby się oni przejmowali moralnością!), ale ze względów wizerunkowych. Bo dopóki ich „opiekunowie” mieli rzeczywiste wpływy, cała trójka awansowała i zarabiała krocie. Ale gdy protektorzy, z różnych powodów, się wykruszyli, oni również musieli rozstać się ze swoją korporacją. Bo nowa władza nie chciała mieć do czynienia z panią puszczalską, lizusem bez charakteru i wstrętnym nieudacznikiem manipulantem. Nadal nie mogą znaleźć nowej pracy. I chyba najlepiej byłoby dla nich, gdyby przeprowadzili się do innych miast, gdzie nikt ich nie zna. Bo w swoim środowisku są spaleni.
Warto od siebie wymagać
Reputację mamy jedną – gdy ją zszargamy, nie oczekujmy, że ktoś w firmie czy branży będzie nas nadal cenił. A może być ostatnią szują, ale udawać fajnego kolesia? Roman Kropidłowski, psycholog biznesu i szkoleniowiec z Wrocławia, uważa, że jest to zły pomysł. Bo kłamstwo ma krótkie nogi.
- Znamy wielu takich, co do perfekcji opanowali sztukę osobistego PR-u, autoreklamy – mówi trener. – Gdziekolwiek się pojawią, na początku zawsze robią furorę. Z czasem jednak nawet największym naiwniakom spadają łuski z oczu. I zaczynają widzieć z kim naprawdę mają do czynienie.
Co więc pozostaje?
- Ostre zasuwanie – odpowiada Kropidłowski. – Ciężka harówa. Wymaganie od siebie. Choćby wszyscy obok nie robili w pracy nic, tylko oglądali porno na służbowych komputerach, omawiali nogi stażystki lub nowinki motoryzacyjne albo pięć razy na dzień urywali się na piwo do modnego pubu.
Solidna praca to, oczywiście, mało spektakularna opcja. Jednak tylko ona – zdaniem wrocławskiego psychologa – gwarantuje trwały sukces, choć zwykle w dłuższej perspektywie. Bo zbudowanie pozycji w firmie, w branży, na rynku pracy – zaznacza – zajmuje bardzo dużo czasu.
Konsekwencja popłaca
Czy się nam to podoba, czy nie, gwiazdą jednego sezonu może zostać każdy. Ale prawdziwą, niekwestionowaną karierę robią tylko długodystansowcy. Ci, którzy nieraz upadali, lecz zawsze się podnosili, otrzepywali kurz z kolan i biegli dalej. Przykładem jest Barbara Walters, megagwiazda amerykańskiej telewizji, która czekała kilkanaście lat na dzień, gdy mogła wreszcie wystąpić przed kamerą. Na początku Walters była kimś w rodzaju przynieś, podaj, pozamiatał. Potem awansowała na researchera – zbierała materiały dla starszych kolegów, pisała proste teksty. Wreszcie została asystentką i producentką. Kiedy mogła poprowadzić serwis informacyjny, była już niemłodą, doświadczoną kobietą. Lecz mimo otrzaskania z telewizją jej debiut wypadł fatalnie. Nie poddała się jednak. I każda kolejna próba zbliżała ją do wymarzonego sukcesu. Pracowitością, sumiennością, konsekwencją Walters sukcesywnie budowała swą pozycję w mediach – i udało się!
Nie czekaj, działaj… i pokazuj się!
- Oczywiście, cierpliwość nie wyklucza, a wręcz zakłada aktywne działanie oraz autopromocję. Szczęściu trzeba pomóc – tak Roman Kropidłowski komentuje „przypadek” Barbary Walters.
I dodaje, że nic nie osiągnie człowiek, który kieruje się zasadą: siądź w kącie, a zobaczą cię. Także znane porzekadło, że dobry towar sam się chwali, już dawno zdążyło się zdezaktualizować.
- Nagłaśnianie swych umiejętności, osiągnięć, sukcesów nie jest niczym złym – podkreśla Kropidłowski. – Jednak pod warunkiem, że są to rzeczywiste umiejętności, osiągnięcia i sukcesy, a nie wymyślone na potrzeby rozmowy kwalifikacyjnej.
Mirosław Sikorski