Zamiast kul zmięte karteczki. Tak 60 lat temu wyglądało pierwsze losowanie Toto-Lotka
Pierwsza w historii szczęśliwa "szóstka" składała się z liczb 8, 12, 31, 39, 43 i 45.
27.01.2017 | aktual.: 27.01.2017 15:18
Dokładnie 60 lat temu, 27 stycznia 1957 roku, po raz pierwszy ruszyła maszyna losująca Toto-Lotka. W mieszanym ręcznie bębnie krążyły nie piłki, a zmięte karteczki z numerami. Kule pojawiły się dopiero 16 lat później. Pierwsza w historii szczęśliwa "szóstka" składała się z liczb 8, 12, 31, 39, 43 i 45. * *
Aby wygrać wystarczy prawidłowo skreślić 6 z 49 liczb. Proste? Kłopot w tym, że możliwych jest blisko 14 mln różnych zestawów szczęśliwych "szóstek". I choć prawdopodobieństwo wygranej wynosi dokładnie 1 do 13 983 816, to wizja gigantycznych pieniędzy przemawia do ludzi bardziej niż matematyka. Przecież "żeby wygrać, trzeba grać" – mówiło jedno z haseł reklamujących zakłady.
Nie bez znaczenia jest też niska cena kuponu pozwalająca niemal każdemu zamienić obecnie 3 zł na szansę szczęścia. Cóż jednak, że – jak łatwo policzyć - aby obstawić wszystkie kombinacje potrzeba by wydać w kolekturze prawie 42 mln zł.
Przez 60 lat Polacy marzą i grają. O własne mieszkanie, o samochód, o podróże i o to, by móc powiedzieć, że "teraz, to mi to Lotto". Są z pewnością tacy, którzy wciąż pamiętają emocje na 40. rocznicę powstania Totalizatora Sportowego i 40 żółtych maluchów - czyli będących szczytem marzeń Fiatów 126p – dodawanych do kolejnych trafionych "szóstek". Do dziś najwyższe kumulacje, jak rekordowe 60 mln zł z maja ubiegłego roku, wywołują prawdziwy boom na punkty zakładów.
Przez 60 lat zmieniły się kolektury, zmięte karteczki z numerkami zastąpiły kolorowe kule, a rękę losującego nowoczesne maszyny losujące. Od marca 1973 roku losowaniom towarzyszą kamery, a od 1991 r. internet. - Przez ten czas staliśmy się także jedną z najbardziej innowacyjnych firm w Polsce, z systemem sprzedaży online obejmującym ponad 16 tysięcy kolektur, który może działać przez 24 godziny na dobę i obsługującym nawet kilkadziesiąt milionów transakcji w ciągu dnia - zaznacza Aida Bella, rzeczniczka Totalizatora Sportowego.
Dawniej o ówczesny miliard grało się w środę i sobotę. Od 2007 roku zmieniono dni losowań na 3 razy w tygodniu: wtorek, czwartek i sobota, a dewaluacja zredukowała marzenia do milionów. Zmieniła się również nazwa od Toto-Lotka przez Dużego Lotka po Lotto. ##Postaw na 34 Jak wynika ze statystyk, 34 to liczba, która najczęściej jest losowana w polskim Lotto. Na 6 tys. losowań padała 742 razy. Najbardziej pechowa jest 48. Choć wylosowana została 614 razy. Pod koniec 2015 roku Totalizator Sportowy ogłosił, że w Polsce pojawił się równo 1000 milioner. Do tego czasu na główną wygraną przekazanych zostało ponad 4 mld złotych.
Jak podaje Totalizator Sportowy, szansa na dowolną wygraną to 1 do 53,96, czyli z każdych 13,98 mln zakładów, które średnio dają jedną główną wygraną, 13,72 mln kończy się porażką (poniżej trzech trafień), a wygrywa (nie kończy stratą) tylko 260 tysięcy zakładów.
- Podczas jednej z prób generalnych przed programem nasz kamerzysta trafił szóstkę. Proszę sobie wyobrazić jego rozczarowanie. Właściwe losowanie oczywiście wytypowało zupełnie inny zestaw liczb - opowiada w rozmowie z WP money Ryszard Rembiszewski, przez ponad 20 lat prowadzący i twarz Toto-Lotka.
Ten tłum przegrywających, którzy wykładają średnio 41 mln zł, żeby wyłonić jednego zwycięzcę, składa się na rosnącą kumulację i na wygraną szczęśliwca.
Ciekawym rekordem, jaki padł w 1994 roku, było jedno losowanie, w którym aż 80 szczęśliwców trafiło szczęśliwą "szóstkę". Jednak najwyższa wygrana w historii Lotto padła dopiero w sierpniu 2015 roku w Ziębicach.
W puli znalazło się dokładnie 35 234 116,20 zł. Po opłaceniu 10-procentowego podatku Lotto wypłaciło zwycięzcy 31 mln zł. Właściciel zwycięskiego kuponu długo zwlekał z odebraniem wygranej. Zgłosił się po nią niemal miesiąc po losowaniu, gdy cała Polska już spekulowała, czy w ogóle ktoś odbierze fortunę.
- Do dziś jestem pytany, czy gram w Lotto. Próbowałem szczęścia, a jakże. Nawet raz wygrałem... 120 zł. Tak więc miliardów ani milionów z tego nie było - opowiada Rembiszewski. ##Szczęście na 5 lat "Pieniądze szczęścia nie dają, ale ty to sprawdź" - brzmi parafraza popularnego powiedzenia. No więc sprawdziliśmy. Okazuje się, że co 10. zwycięzca bankrutuje w ciągu pięciu lat.Jedną z najsłynniejszych historii jest przykład Romana W. ze wsi pod Dobrym Miastem i jego rodziny. Gracz w 1995 r. zastawił w lombardzie obrączkę ślubną, żeby kupić los w kolekturze totalizatora. - To jedna z ciekawszych historii naszych milionerów. Mężczyzna ten trafił "szóstkę" i to dwukrotnie, bo skreślone przez jego syna liczby tydzień później przyniosły kolejną wygraną - przypomina sobie Rembiszewski, który gościł go w programie.
Milioner zaczął wydawać pieniądze na wycieczki czy najnowszą w tamtym okresie limuzynę. Część pieniędzy przeznaczył m.in. na budowę domu i kupno dwóch mieszkań w Olsztynie. Roman W. postanowił założyć także dyskotekę. Ze swojej wygranej milioner cieszył się pięć lat. W 2000 roku mężczyzna stracił wszystkie środki, musiał sprzedać swoje nieruchomości i zamknąć nierentowny klub.
- Pieniądze są dla ludzi mądrych - przyznaje ze smutkiem Rembiszewski. - Pieniądze szczęścia nie dają. Być może. Lecz "w kufereczek stóweczek daj Boże" – jak śpiewała Danka Rinn - cytuje*. *
Innym przykładem jest historia małżeństwa z Kujaw, które przed 30 laty wygrało milion złotych. Szczęśliwi rodzice postanowili zainwestować wygrane pieniądze w dzieci. Swoim córkom kupili mieszkania. Później dzieci odwróciły się od nich. Skończyli na zasiłkach z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i mieszkaniu w małej kawalerce.
Nie tylko rozważne wydawanie pieniędzy jest ważne, ale i dyskrecja. Przekonał się o tym mieszkaniec Osin w województwie zachodniopomorskim, który pochwalił się swoją wygraną w lokalnym barze. To wystarczyło, by miejscowi przestępcy napadli mężczyznę, pobili i zabrali mu zwycięski kupon. Poszkodowany zgłosił sprawę policji, której udało się zdobyć skradziony los.
W 2010 roku media interesowały się Ryszardem M., mieszkańcem Wydmin i pracownikiem lokalnego punktu skupu złomu, który wygrał 13,3 mln i zniknął bez wieści. Pojawiały się opinie, że milioner, chcąc zachować anonimowość, postanowił przeprowadzić się do Olsztyna. Mężczyzna ufundował jednemu z synów drogi samochód, którym ten spowodował tragiczny wypadek. Kierowcy nic się nie stało, ale jego współpasażerka doznała złamania kręgosłupa w dwóch miejscach. Sprawa trafiła do sądu, a mężczyznę skazano na 3,5 roku pozbawienia wolności. ##Ten, co wygrywa zawsze Gra jest tak skonstruowana, że jej właściciel zarabia na niej zawsze. Wielokrotnie udowadnialiśmy to w WP money. Jak działa mechanizm? Z każdej złotówki wydanej na kupony, 51 proc. idzie na wygrane. Ta kwota jest następnie dzielona pomiędzy "trójki", "czwórki", "piątki" i " szóstki". Najwięcej, bo 43 proc., idzie na główną wygraną. Kolejne 8 proc. trafia do puli dla "piątek". W przypadku "czwórek" jest to już różna część wpłat graczy, ale średnio jest to 13 proc. Reszta to pieniądze dla osób, które trafiły "trójkę".
Jeśli jednak na wygrane idzie 51 proc., to co się dzieje z pozostałą częścią? Ta kwota to przychód Totalizatora Sportowego. Oczywiście musi z niego opłacić pracowników kolektur, swoich pracowników czy koszty zakupu programu komputerowego. Znaczna część pieniędzy idzie także na dopłaty na rzecz instytucji kultury i sportu.
- Spółka powstała, by gromadzić środki, z których finansowano remonty i budowy obiektów oraz urządzeń sportowych. Później do zadań Totalizatora Sportowego doszło też przekazywanie funduszy na szeroko rozumianą kulturę narodową - przypomina Aida Bella, rzeczniczka Totalizatora Sportowego. - Dzięki graczom Lotto każdego roku przekazujemy na sport i kulturę setki milionów złotych - dodaje.
Dlaczego jednak Totalizator Sportowy cieszy się z takiej kumulacji? Bo tylko duże wygrane przyciągają do kolektur graczy, którzy na co dzień kuponów nie puszczają. Wyniki finansowe spółki z poprzednich lat pokazują, że gdy w danym roku było dużo kumulacji powyżej 20-25 mln zł, to przychody Totalizatora rosły. Z kolei gdy kilka lat temu wielkich wygranych zabrakło, to pod koniec roku firma sama z własnego budżetu dorzuciła do puli kilkanaście milionów złotych. Tylko po to, by Polacy ustawili się w kolejkach przed kolekturami.
Od pewnego czasu TS próbuje jednak uniezależnić się od - nomen omen - losu. Dlatego mocno inwestuje w inne gry, w szczególności w zdrapki oraz loterię Ekstra Pensja.