300 mln zł dla siedmiu firm jednego właściciela
W gminie Darłowo może wkrótce powstać aż siedem elektrowni wiatrowych. O unijne dotacje na ich budowę stara się również siedem firm. Każda z nich wnioskuje o ok. 40 mln złotych. Razem mogą uzyskać prawie 300 mln.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden człowiek będący prezesem wszystkich spółek ubiegających się o pieniądze z Unii. Zdaniem ekspertów, jest to próba obejścia unijnych wymagań i sztuczny podział inwestycji.
Jak informuje "Rzeczpospolita", w ramach unijnego programu "Infrastruktura i środowisko" przeprowadzono już dwa nabory wniosków na wsparcie inwestycji wykorzystujących odnawialne źródła energii. Jak dotąd nie rozstrzygnięto żadnego, a proces ten trwa już ponad rok.
Wszystko przez wątpliwości, jakie mają urzędnicy, przed podpisaniem umów na dofinansowanie. Siedem firm jest ze sobą ściśle powiązanych. Jak wylicza "Rzeczpospolita" łączy je adres w Warszawie, Robert Hadło w zarządach wszystkich spółek, a także Thomas Bernard Flangan zasiadający w czterech zarządach.
Specjaliście twierdzą, że powiązania kapitałowe nie są problemem w przyznaniu dofinansowania na inwestycje. Ich zdaniem problemem jest próba sztucznego podziału projektu. W praktyce oznacza to, że każda z firm może starać się o 40 mln zł dofinansowania. Łącznie prawie 300 mln. Gdyby połączyć wszystkie firmy, nie mogłyby się ubiegać o tak dużą kwotę.
Zdaniem Pawła Choromańskiego z firmy doradczej MCG, takie sztuczne dzielenie projektu dla uzyskania wyższej dotacji jest niezgodne z prawem. Zarzuty odpiera prezes wszystkich spółek ubiegających się o dotacje Robert Hadło. Jak twierdzi, wszystkie inwestycje są oddzielnymi projektami, a łączy je jedynie lokalizacja z dogodnymi warunkami wietrznymi.
Do końca lipca ma zostać podjęta decyzja, które projekty otrzymają unijne pieniądze.
kj