Berlińscy urzędnicy dręczą polskich sklepikarzy

Polskie towary w Berlinie cieszą się niesłabnącą popularnością. Po jedzenie a także picie - tym polskie piwo - do sklepów prowadzonych przez Polaków wpadają nie tylko imigranci, ale także rodowici berlińczycy. Niestety miejscy urzędnicy nie są fanami polskich sklepów i nękają ich właścicieli na różne sposoby.

Berlińscy urzędnicy dręczą polskich sklepikarzy
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

30.06.2010 | aktual.: 30.06.2010 12:46

W Berlinie istnieje kilkanaście polskich sklepów, które oferują szeroką gamę produktów pochodzących z Polski. Wędliny, pieczywo, nabiał, polskie pierogi czy kiszone ogórki cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Bardzo chętnie kupowane są też alkohole. O ich popularności świadczyć może fakt, że polskie piwo i wódki kupić można także w wielu zwykłych sklepach spożywczych. Tak właśnie działa podstawowe prawo ekonomii. Jeśli istnieje popyt to jest i podaż.

Wydawać by się mogło, że ten układ działa, więc idealnie. Okazuje się, że niestety nie jest to takie proste. W ostatnim wydaniu miesięcznik "Twoja Gazeta Berlin" donosi o kolejnym przypadku nieuczciwego traktowania polskich przedsiębiorców przez berlińskich urzędników. Z powodu ich działań pod znakiem zapytania stanąć może dalsza swobodna sprzedaż w Berlinie alkoholu i innych produktów spożywczych legalnie sprowadzanych do tej pory z Polski.

Gazeta twierdzi, iż już wcześniej handlowcy mieli problemy z tutejszymi urzędnikami. Na polskie sklepy spożywcze i punkty gastronomiczne działające w stolicy Niemiec nakładane już były w przeszłości surowe kary pieniężne. Właścicielom grożono nawet aresztowaniem, bądź natychmiastowym wstrzymaniem działalności gospodarczej. Głównym przewinieniem był zazwyczaj brak etykiet w języku niemieckim na opakowaniach polskich produktów, które oferowane były tam klientom.

Tym razem na celowniku znalazła się firma, która legalnie i na podstawie unijnych przepisów o swobodnej wymianie towarów i usług, sprowadzała do Niemiec wybrane towary z Polski. Z dnia na dzień stanęła ona przed wizją bankructwa, gdy otrzymała nakaz natychmiastowego zaprzestania prowadzenia działalności gospodarczej. Polegała ona na hurtowej sprzedaży do sklepów czy restauracji słodyczy oraz napojów - także alkoholowych polskich producentów.

Przyczyny tego stanu rzeczy upatruje się w chęci ochrony konkurencyjności rodzimego rynku alkoholi. Wszak niemieckie piwo, które można bez problemu nabyć w sklepach w Polsce i innych unijnych krajach, opatrzone jest również niemieckojęzyczną etykietą. Regulują to oddzielne przepisy obowiązujące w całej Unii Europejskiej. Polscy handlowcy podejrzewają, że podwójne standardy tutejszych urzędników chronić mają niemieckie firmy, które posiadają wieloletnie umowy i praktycznie zmonopolizowały rynek importowanych trunków. Konsument, bowiem, mając do wyboru Żubrówkę i jej odpowiednik wódkę Grasovkę, najpewniej wybierze oryginalny polski produkt. A to zdaje się przeszkadzać niemieckim monopolistom.

Na razie klienci nie powinni mieć problemu z zakupem polskiego piwa, które jest w Berlinie bardzo popularne nie tylko wśród Polaków. Co jednak stanie się, gdy zapasy sklepów się skończą na razie jeszcze nie wiadomo. W tej chwili trwają konsultacje handlowców z prawnikami. Polscy przedsiębiorcy liczą również na pomoc Ambasady RP w Berlinie. Chcą połączyć siły, by wspólnie walczyć o swoje prawa i firmy, które są nie tylko źródłem ich utrzymania.

Bo polskie restauracje i sklepy to nie tylko miejsca handlu. Można tutaj spotkać innych rodaków, poczytać gazetę, porozmawiać o polskiej polityce, sporcie czy po prostu o życiu. To swoiste miejsca spotkań tutejszej Polonii, w których dzięki słynnej polskiej gościnności można poczuć się, choć trochę jak w domu.

Z Berlina dla polonia.wp.pl
Emilia Kałka

Berlinpiwoprawo
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)