Bon wakacyjny 1000+ nie wypali? Ekspert nie wierzy w zaangażowanie firm
1000 zł na wakacje rozbudziło nadzieje Polaków zmęczonych koronawirusowym kryzysem. - Jestem przekonany, że przedsiębiorcy w ten program nie wejdą – mówi jednak w rozmowie z WP Finanse Arkadiusz Pączka, ekspert Pracodawców RP. Dopłata 100 złotych na pracownika może stanowić dla wielu firm problem nie do przeskoczenia.
15.05.2020 | aktual.: 15.05.2020 13:48
Bon turystyczny o wartości 1000 zł miałby być według założeń przeznaczony wyłącznie na spędzenie wakacji w Polsce: opłacenie noclegów w krajowych hotelach, hostelach czy pensjonatach, wstępów do muzeów czy różnych innych miejsc turystycznych, opłacenie przewodnika lokalnego lub wykupienie krajowej wycieczki. W ten sposób, przekazując bon turystyczny 1000+ obywatelom, państwo chce jednocześnie wesprzeć polską turystykę.
To informacje, jakie już znamy – przedstawiała je na konferencjach prasowych minister Jadwiga Emilewicz. W programie "Money. To się liczy” powiedziała, że rząd planuje, by nowy program Bon turystyczny 1000+ był programem wieloletnim. Co roku jednak będą zmieniać się proporcje dopłat – coraz mniej będzie wynosił udział państwa, a coraz więcej pracodawcy. I tu jest - weług biznesu - podstawowa wada tego projektu, bo nie można go jeszcze nazwać programem.
- Nie mamy jeszcze żadnych założeń projektu ustawy. Rozumiem, że on powstaje w ministerstwie, w ramach tzw. pakietu proinwestycyjnego. Z tych medialnych wypowiedzi wynika, że pracodawcy mieliby w tym programie partycypować. Zakładamy, że byłby to program dobrowolny. Problem jest w kosztach: jeśli dziś mówimy o 10 procentach i zwiększeniu tej partycypacji w przyszłości, to w obliczu niepewności gospodarczej i tego, co się szykuje w II półroczu, jestem przekonany, że przedsiębiorcy w ten program nie wejdą – mówi w rozmowie z WP Finanse Arkadiusz Pączka, ekspert Pracodawców RP.
Pączka zauważa, że na razie mowa jest o 10 procentach z tysiąca złotych i wydaje się to niewielką sumą – ot, ledwo stówa na osobę. Jednak zakładane zwiększenie partycypacji pracodawców będzie rodzić pytanie o koszta. Jego zdaniem paradoksalnie lepiej mogłyby sobie z tym poradzić duże firmy, już prowadzące w porozumieniu z pracownikami fundusze świadczeń. Z kolei małym i średnim firmom o wiele trudniej byłoby wyasygnować kolejne pieniądze dla pracowników – szczególnie w obecnej, bardzo niepewnej i napiętej sytuacji gospodarczej.
- Jestem sceptyczny co do dużej partycypacji firm w tym programie. Oczywiście zgadzam się z ideami bonu i wspierania inwestycji turystycznych w Polsce. To słuszny kierunek, ale nie sądzę, by wiele firm w to weszło – mówi Pączka.
Dodaje, że już dziś w wielu dużych firmach istnieje program tzw. wczasów pod gruszą. Kwoty dofinansowania dochodzą nawet do tysiąca złotych, ale wszystko jest pochodną ilości pieniędzy zebranych na zakładowych funduszach świadczeń pracowniczych. To funkcjonuje już od lat i cieszy się sporą popularnością.
Pączka przypomina, że program, o którym mówi min. Emilewicz byłby dla przedsiębiorców kolejnym – po wdrożonych niedawno PPK – obciążeniem, na dodatek cyklicznym. Tymczasem dziś pracodawca nie wie, czy będzie dalej funkcjonował w drugiej połowie roku. A pierwszym, co obcina się w firmach, są dziś benefity, w następnej kolejności zaś pensje.
- Nie poznaliśmy jeszcze żadnego projektu, nie wiadomo też czy dzisiejsze 10 proc. miałoby pochodzić z jakiegoś funduszu w firmie. Kiedy go poznamy, bardzo chętnie go zaopiniujemy, na ten temat powinny się też wypowiedzieć związki zawodowe. Czekamy na szczegóły – podkreśla Arkadiusz Pączka.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie