Bukmacherzy chcą blokowania nielegalnych serwisów
Legalni bukmacherzy zwiększają obroty. W zeszłym roku zostawiliśmy u nich 852 mln zł. Nadal jednak to tylko ułamek tego, ile pieniędzy zostawiamy w nielegalnych serwisach. Firmy chcą więc blokowania buków z Malty czy Gibraltaru.
16.04.2014 | aktual.: 19.04.2014 00:33
2013 był pierwszym rokiem od uchwalenia słynnej ustawy antyhazardowej, w której obroty bukmacherów gwałtownie wzrosły. Ich zdaniem pomogła częściowa liberalizacja przepisów zezwalających na legalne obstawianie przez internet. Dzięki temu już co piąty zakład zawierany jest w sieci.
- Liczymy, że w kolejnych latach obroty całej branży utrzymają się na poziomie 850-900 mln zł. Nie liczymy na gwałtowne wzrosty, jeśli nie zmieni się prawo - mówi Ales Dobes, szef Fortuny.
Zeszłoroczne przychody legalnych buków dały budżetowi państwa ok. 102 mln zł dochodu. Miliony fiskus jednak stracił, bo większość Polaków obstawia mecze w nielegalnych serwisach. Strony z Malty, Gibraltaru czy Cypru generują rocznie nawet 4,5 mld zł. I podatku nie płacą ani złotówki.
Według wyliczeń firmy Roland Berger, gdyby zmienić prawo tylko w latach 2014-2020 do naszego państwa powędrowałoby dodatkowe 1,7 mld zł. Można za to wybudować kilkadziesiąt kilometrów autostrady. Niestety dziś u legalnych bukmacherów zarejestrowanych jest niecałe 50 tys. użytkowników. U nielegalnych co najmniej dziesięciokrotnie więcej.
- My nie możemy się legalnie reklamować. Nawet plakat w witrynie naszego punktu może sprawić, że stracę pracę. Tymczasem nielegalni bukmacherzy kpią z prawa wykorzystując do reklam celebrytów i ogłaszając się w sieci w półlegalnych serwisach - mówi Mateusz Juroszek, szef STS.
Jak mówi, on jako legalny biznesmen chcąc zorganizować akcję zachęcającą do legalnego obstawiania może zostać potraktowany jako przestępca, a do jego punktu nie może wejść nawet ojciec z niemowlęciem w wózku. Tymczasem nasze państwo nie widzi problemu gdy dzieci obstawiają bez problemu w sieci.
- Nielegalni bukmacherzy nie pilnują tego tak mocno jak my. Poza tym naginają prawo reklamując się przy każdej imprezie sportowej pokazywanej przez polskie telewizje - tłumaczy Dobos.
Bukmacherzy namawiają więc ministerstwo finansów do blokowania adresów IP nielegalnych serwisów oraz ustawowego wstrzymania do nich przelewów pieniężnych. Podają też badania opinii publicznej, z których wynika, że trzech na czterech Polaków chce takiego rozwiązania.
- Podkreślmy, że proponowane przez nas przepisy nie mają nic wspólnego z ACTA. Chcemy blokowania tylko serwisów bukmacherskich, które dziś kpią sobie z naszego prawa. Dziś nawet ministerstwo finansów stoi po naszej stronie. Niestety nie ma woli politycznej. Wszyscy politycy boją się powiedzieć, że czas wreszcie to zrobić - podkreśla Juroszek.
Jak dodaje, takie przepisy obowiązują już w wielu krajach. I wszędzie zmuszają do legalnej gry i zwiększają przychody podatkowe. Blokowanie IP i płatności mamy m.in. we Francji, Niemczech czy Hiszpanii. Tylko strony internetowe blokuje Rumunia, Węgry czy Szwecja. Takie przepisy niedługo zaczną obowiązywać też w Wielkiej Brytanii.
Polska w Unii Europejskiej pozostanie największym krajem, w którym z nielegalnymi serwisami walczy się tylko teoretycznie.