Dlaczego inteligentni zawodzą w pracy?
Zawodowe porażki ludzi ponadprzeciętnie zdolnych zadziwiają
21.09.2011 10:49
Zawodowe porażki ludzi ponadprzeciętnie zdolnych zadziwiają. Z badań przeprowadzonych przez firmę doradztwa personalnego Egon Zehnder wynika, że specjaliści, którzy zawiedli, mieli najczęściej wysoki iloraz IQ oraz niebywałe kwalifikacje. Co zatem było nie tak?
Okazuje się, że mieli oni jakąś fatalną „skazę”, taką jak arogancja, konfliktowość, niechęć do współpracy czy brak elastyczności w działaniu. Natomiast pracownicy, którzy odnieśli sukces, potrafili znaleźć wspólny język z otoczeniem, zarażali innych optymizmem, z pokorą przyjmowali krytykę i nie obawiali się eksperymentów.
Średniacy na szczycie
Zgodnie z tzw. zasadą Petera ludzie awansują aż do progu swojej niekompetencji. Do tej pory uważano, że rozwój kariery blokuje brak wystarczającej wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Tymczasem psycholog dr Daniel Goleman dowiódł, że prawdziwym hamulcem jest niedostatek inteligencji emocjonalnej.
Pod tym pojęciem kryje się zdolność do wyrażania uczuć, panowanie nad nastrojami, samoświadomość, asertywność, intuicja, wrażliwość i empatia. Amerykański uczony analizował losy absolwentów Uniwersytetu Harvarda. Ku swemu zaskoczeniu odkrył, że ci, którzy uczyli się najlepiej, z reguły nie radzili sobie tak dobrze jak „średniacy”. Zdobywali gorzej płatną pracę, nie szło im w interesach, a nawet częściej się rozwodzili. Profesor wziął też pod lupę menedżerów, którym powierzono odpowiedzialne funkcje, a wkrótce potem zwolniono lub zdegradowano. I co się okazało?
Ludzie ci nie radzili sobie ze stresem. Po byle porażce załamywali się, zmieniali plany lub rezygnowali. Zgubiła ich sztywność, zadufanie w sobie, niechęć do zmian oraz złe relacje z innymi. Co jeszcze utwierdziło dr. Goldmana w przekonaniu, że o wynikach decyduje nie tyle to, co mamy w głowie, ile kompetencje społeczne i emocjonalne? Naukowiec poprosił 120 przedsiębiorców o opisanie czynników poprawiających jakość pracy. Aż 67 proc. ankietowanych postawiło na umiejętności interpersonalne. Najlepsze szkoły to za mało
Jack Welch został kiedyś zapytany, czy warto robić MBA. Były szef General Electric odpowiedział, że studia te mogą być kartą przetargową przy przyjęciu do pracy. Jednak następnego dnia wszyscy zapomną o dyplomach, a zaczną rozliczać z wyników. Jeżeli te będą – zostaniemy, jeśli nie – to do widzenia.
Nawet ukończenie najbardziej renomowanych szkół zarządzania nie gwarantuje, że wejdziemy na biznesowy szczyt. A dotarło tam wielu ludzi bez studiów, między innymi twórcy potęgi Microsoft Bill Gates i Paul Allen oraz założyciel Apple Steve Jobs. Wyższym wykształceniem nie mogą się też pochwalić Roman Karkosik i Zygmunt Solorz-Żak, co wcale nie przeszkodziło im znaleźć się na liście najbogatszych Polaków.
Na przeciwnym krańcu znajdują się członkowie Mensy (organizacja zrzesza osoby o ponadprzeciętnym IQ), którzy klepią biedę i mają problem ze znalezieniem odpowiedniej posady. Aż trudno w to uwierzyć, ale w czasie recesji co piąty z nich był bezrobotny. Wspomniany Jack Welch świetnie tłumaczy, dlaczego wielu geniuszom i prymusom tak źle się wiedzie w życiu.
Jego zdaniem, ludzie ci często zachowują się tak, jakby zjedli wszystkie rozumy. Przez to zrażają do siebie innych i kiedy potrzebują wsparcia, nie mają na kogo liczyć. Popełniają też mnóstwo błędów, ponieważ są zamknięci na rady i sugestie współpracowników bądź podwładnych.
Co to właściwie jest inteligencja emocjonalna?
Jedni z inteligencją emocjonalną się rodzą. Inni powinni się jej uczuć. Daniel Goleman określa ten trudny proces staromodnym słowem „dojrzewanie”. Naukowcy z USA obliczyli, że szkolenia z zakresu tzw. EQ poprawiają wydajność przeciętnego pracownika o 4-12 proc. Co gospodarce amerykańskiej przynosi ogromne korzyści – od 5,6 do 16,8 miliarda dolarów rocznie. Także polscy przedsiębiorcy zaczynają dostrzegać znaczenie inteligencji emocjonalnej Dowód? Większość szkoleń, kursów i warsztatów zawodowych dotyczy tzw. kompetencji miękkich, związanych z relacjami interpersonalnymi i zarządzaniem emocjami. A jeśli akurat nasz szef nie jest świadomy, że sukces wymaga czegoś więcej niż intelektualnej czy technicznej zdolności? Chyba trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i zainwestować w swój rozwój. Naprawdę warto!
Mirosław Sikorski/MA