Dobre tylko polskie?

O tym czy 2013 rok będzie kryzysowy nie zadecyduje ani Donald Tusk, ani Jacek Rostowski. W dużym stopniu będzie to zależało od tego co włożymy do naszego koszyka podczas zakupów.

Dobre tylko polskie?
Źródło zdjęć: © Flickr | wlodi

05.12.2012 | aktual.: 06.12.2012 09:30

O tym czy 2013 rok będzie kryzysowy nie zadecyduje ani Donald Tusk, ani Jacek Rostowski. W dużym stopniu będzie to zależało od tego, co włożymy do naszego koszyka podczas zakupów.

Amerykanin nie kupi nieamerykańskiego samochodu, Francuz nawet nie spróbuje niefrancuskiego sera czy wina, a Niemiec nie nabędzie urządzenia bez niemieckiego logo. Dla Japończyka kupno innego produktu niż japoński to niemal zdrada narodowa równa działaniu na rzecz obcego wywiadu. Firmy z tych krajów często wolą zapłacić nieco więcej, byle tylko kupić usługę czy produkt wyprodukowany przez ich rodzimych przedsiębiorców. Po co? Bo im się to po prostu opłaca!

Szacuje się, że z każdych 100 zł wydanych na produkt wytworzony przez stricte polską firmę nasz PKB powiększy się o 70 zł. Jeśli ten sam produkt kupimy w firmie produkującej w Polsce, ale będącej częścią zagranicznego koncernu, to do naszej gospodarki wróci tylko około 40 zł. W przypadku kupienia produktu stworzonego zagranicą, nasz PKB praktycznie nie drgnie.

- To nie rząd wypracuje wzrost gospodarczy. Robią to polscy przedsiębiorcy i polscy konsumenci. Szczególnie w kryzysie to od naszych decyzji zakupowych będzie zależało, które firmy będą się rozwijać i zatrudniać nowych pracowników - przekonuje Jacek Sadowski z firmy Demo Effective Launching, organizatora kampanii KupujNasze.pl.

Amerykański liberalizm ma swoje granice

Nasza gospodarka w ponad 60 proc. PKB opiera się na popycie wewnętrznym. To właśnie konsumpcja w kryzysowych latach pomagała rosnąć naszemu PKB i sprawiała, że byliśmy "zieloną wyspą". W kryzysowym 2013 roku ponownie powinniśmy pomóc gospodarce.

- Nasze decyzje mają olbrzymi wpływ na to, co dzieje się na rynku pracy. Jeśli w przyszłym roku tylko 10 proc. częściej sięgniemy po polski produkt, to przełożenie na gospodarkę będzie olbrzymie - dodaje Jacek Sadowski.

Zjawisko preferowania produktów i usług z wybranego kraju to etnocentryzm konsumencki. Taka naukowa nazwa powstała w latach 80. ubiegłego stulecia. Jednak podobne zachowania mają dłuższą historię, a najczęściej pojawiały się w latach kryzysowych. Już w 1933 roku amerykański kongres uchwalił Buy American Act. Prawo to zobowiązywało administrację rządową do preferowania w przetargach firm amerykańskich. Podobne przepisy w zeszłym roku zaproponował Barack Obama.

W Polsce administracja rządowa nikogo do podpisywania umów z konkretnymi firmami zmusić nie może odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej. Główną jej ideą jest przecież wspólny rynek. Rządy poszczególnych krajów nie mogą preferować tylko swoich przedsiębiorców. Z tego samego powodu godło Teraz Polska i fundacja je przyznająca nie mogą być wspierane z publicznych pieniędzy. Problem z promowaniem naszej żywności miało też ministerstwo rolnictwo. Ostatecznie powstał certyfikat "Poznaj dobrą żywność", które biało-czerwonym logo wyraźnie sugeruje, że mamy do czynienia z polskim jedzeniem. Teoretycznie dostać może je jednak każda firma z UE.

- Nie chcemy namawiać do szowinizmu konsumenckiego. Godło Teraz Polska to dziś znak jakości. Chcemy aby Polacy na zakupach wybierali produkty nie dlatego, że są polskie, ale dlatego że są i dobre, i polskie - mówi Jarosław Górski z Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego przyznającego znak Teraz Polska.

Ukryte Made in Poland

Niestety wiele rodzimych firm nadal woli ukrywać to, że są polskie. Według badań stowarzyszenia PEMI aż 72 proc. firm w wyraźny sposób nie informuje na etykiecie o tym, że produkt powstał w naszym kraju. W akcjach promocyjnych tylko 13 proc. przedsiębiorstw korzysta z etnocentryzmu konsumenckiego. Badanie przeprowadzono na podstawie ankiety w ponad 1200 firm na potrzeby akcji "590 powodów aby kupować polskie produkty" - to nawiązanie do prefiksu 590 na kodzie kreskowym, który najczęściej świadczy o tym, że produkt powstał w Polsce.

- Problem w tym, że dziś już trudno stwierdzić czy produkt jest polski czy nie. Weźmy "polskie piwa". Żywiec czy Tyskie nigdy nie wyjdą poza nasz kraj i nie staną się markami globalnymi, bo byłyby wtedy konkurencją dla piw zagranicznych koncernów do których należą nasze browary - mówi o wspieraniu na zakupach polskich firm dr Adam Figiel z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, autor książki "Etnocentryzm konsumencki".

Jego zdaniem dziś wybór "polskie, nie polskie" ma znaczenie w przypadku małego biznesu i wyboru piekarni, w której kupujemy chleb. W supermarkecie jest już znacznie gorzej. Tam trudno stwierdzić jaka jest miara polskości w produkcie, na którym napisano Made in Poland. Wiele firm to międzynarodowe koncerny tylko operujące polską marką.

Zresztą nawet nasze firmy często udają kogoś kim nie są. Świetnie widać to po nazwach takich marek jak: Reserved, Wittchen czy Gino Rossi. Cała trójka to polskie firmy. Buty czy odzież wolimy po prostu z obco brzmiącą metką.

Biało-czerwone kubki smakowe

Inaczej sprawa wygląda w przypadku żywności czy napojów. Francuski koncern Danone nie sprzedaje u nas wody Evian, tylko Żywiec Zdrój, a Coca Cola zrezygnowała z napojów Bonaqua na rzecz Kropli Beskidu.

- Rzeczywiście najchętniej kupujemy polskie produkty z sektora firm rolno-spożywczych. Popularne są też nasze marki budowlane. Mamy przekonanie, że w tym wypadku nasz kraj jest gwarancją jakości. Z polską żywnością jest jak z kubańskimi cygarami, niemieckimi autami czy szwajcarskimi zegarkami - mówi Jarosław Górski.

Widać to w największych polskich sieciach handlowych. Lidl chwali się, że sprzedaje polskie wędliny i wyroby mleczarskie nie tylko w polskich sklepach, ale także je eksportuje. Biało-czerwona flaga pojawia się też w Tesco czy Biedronce. Nawet branża finansowa zaczęła pokazywać, kto za nią stoi. Wszystkie SKOK-i i banki spółdzielcze reklamują się tym, że reprezentują polski kapitał. Podobnie robił Getin Noble Bank, gdy w mediach rozpętała się debata o repolonizacji banków.

Bo kryzys nauczył nas, że pieniądze mają jednak granice. Głównie to granice wyznaczane przez słupki poparcia polityków. Fiat zamiast inwestować w polskie fabryki, które są nawet kilkukrotnie bardziej wydajne i tańsze niż ich włoskie odpowiedniki, woli przenieść produkcję pod Neapol. Powód? Chce tego włoski rząd, który dodatkowo sypnął euro na wsparcie motoryzacyjnego koncernu.

Podobnie sytuacja wyglądała w 2009 i 2010 roku w polskiej bankowości, która w znacznej mierze należy do zagranicznych grup finansowych. Z central w Niemczech, Francji czy Włoch przyszło polecenie wstrzymania akcji kredytowej. Nie zrobił tego należący do Skarbu Państwa PKO BP. I to on na tym wygrał uciekając konkurencji.

- Z naszych badań sprzed trzech lat wynika, że Polacy zaufali też produktom z branży odzieżowej, kosmetycznej czy artykułom gospodarstwa domowego takich firm jak Amica czy Zelmer - mówi Jacek Sadowski.

Jak dodaje, żadne kampanie reklamowe, namawianie w telewizji, radiu i internecie nie pomogą we wzroście sprzedaży, jeśli polskie produkty będą po prostu złej jakości. Na szczęście ostatnio jest się czym pochwalić. Wiedźmin, Inglot czy okna Fakro to dowody na to, że Polak potrafi.

made in polanduepolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)