Zimą roku w fińskim ministerstwie pracy i gospodarki zorientowano się, że na kontach pozostaje suma 43 milinów euro, które w wypadku niezagospodarowania trzeba będzie oddać Brukseli. Rozpoczęło się gwałtowne poszukiwanie projektów spełniających kryteria, które można by wesprzeć tymi pieniędzmi.
Udało się znaleźć zastosowanie jedynie dla połowy nierozdysponowanej sumy. Pieniądze otrzymał na przykład program promujący fińską kulturę w krajach skandynawskich i nadbałtyckich.
Kłopotem było to, że dotacje dotyczyły działań rozpoczętych w latach 2000-2006 - a więc programów już istniejących, a nie dopiero planowanych.
Wiadomość o konieczności zwrotu pieniędzy do Brukseli, podana dzisiaj przez fińskie media, wywołała falę bardzo nieżyczliwych dla władz komentarzy - mimo że Finlandia wykorzystuje przeciętnie 98 procent unijnych dotacji.
