Firmy z Niemiec wzmacniają relacje z Rosją

W cieniu rosyjskich działań zmierzających do włączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej, niemieckie firmy zacieśniają relację z Moskwą. Zdaniem ekspertów, sankcje na rosyjski gaz są mało prawdopodobne z uwagi na interesy krajów Europy Zachodniej z Rosją.

Firmy z Niemiec wzmacniają relacje z Rosją
Źródło zdjęć: © AFP | Daniel Roland

20.03.2014 | aktual.: 20.03.2014 12:38

Na początku marca niemiecki koncern energetyczny RWE ogłosił, że chce sprzedać swoją spółkę-córkę RWE Dea - która wydobywa ropę i gaz na Morzu Północnym - rosyjskiemu funduszowi LetterOne z siedzibą w Luksemburgu. Fundusz należy do rosyjskiej grupy inwestycyjnej Alpha, której głównym udziałowcem jest rosyjski miliarder Michail Fridman.

Zdaniem eksperta Natural Gas Europe, Sergio Matalucciego, to jasny dowód na to, że Berlin nie chce nałożenia na Rosję sankcji na dostawy gazu z powodu Krymu i jest niechętny "mocnym środkom". - W niemieckim interesie jest, żeby mówić głośno, a działać delikatnie, utrzymując status quo - uważa ekspert.

Sprzedaż RWE Dea to drugi w ostatnim czasie głośny przypadek niemiecko-rosyjskiej kooperacji w dziedzinie energetyki. Wcześniej rosyjski koncern gazowy Gazprom zapowiedział przejęcie części aktywów innego niemieckiego koncernu - BASF, wśród nich gazociągu OPAL biegnącego w Niemczech wzdłuż granicy z Polską i dużych magazynów gazu. BASF jest przeciwny ekonomicznym sankcjom wobec Rosji, o czym poinformował Rainer Steele, szef należącej do tego koncernu spółki-córki Wintershall.

Niechętny potencjalnym sankcjom energetycznym wobec Rosji jest włoski koncern energetyczny Eni - w niedawno opublikowanym wywiadzie dla "Financial Times" szef tej firmy Paolo Scaroni argumentował, że w krótkim terminie byłoby "niemożliwym" dla Europy, by karać Rosję bojkotując jej gaz. Podkreślał, że Rosja poradzi sobie, jeśli otrzyma płatności za gaz z opóźnieniem, ale Europa nie poradzi sobie bez rosyjskiego surowca. Eni wspólnie z Gazpromem zamierza budować gazociąg South Stream, który ma dostarczać gaz do Europy z pominięciem Ukrainy.

- Rzeczywistość jest taka, że nic się nie zmieniło. Europa jest uzależniona od rosyjskiego gazu, tak jak było 6 lat temu, kiedy Bruksela poniosła klęskę nie ukarawszy Kremla za wojnę w Gruzji - podkreśla Matalucci.

Również ekspert Instytutu Sobieskiego Tomasz Chmal nie spodziewa się sankcji energetycznych wobec Rosji. - Nie możemy nagle wstrzymać odbioru gazu i wypowiedzieć kontrakty. To są umowy długoterminowe - powiedział PAP. Przyznaje, że od wielu lat firmom niemieckim bardzo dobrze współpracuje się z firmami rosyjskimi. - Pytanie, jak daleko musi pójść agresja partnera wschodniego, by Niemcy w jakimś sensie się otrzeźwili. Myślę, że jeszcze do tego nie doszło. Niemcy ciągle wierzą, że mamy do czynienia z partnerem wiarygodnym i obliczalnym. My w Polsce tej wiary nie podzielamy i mówimy o tym od wielu lat - powiedział.

Dodał, że wierzy jednak, że Niemcy w końcu dostrzegą problem. - Nie wiem, co się jeszcze musi stać. Widocznie Krym to za mało - powiedział.

Europejscy liderzy podczas odbywającego się w czwartek i piątek szczytu w Brukseli będą szukać odpowiedzi, jak zmniejszyć zależność energetyczną od rosyjskiego gazu. Jak podaje Reuters, przejęcie Krymu przez Rosję zrodziło w Europie wątpliwości, czy roczne zużycie gazu w UE powinno być w prawie jednej trzecie uzależnione od dostaw ze Wschodu. Agencja podaje, że Europa płaci za rosyjski gaz 5 mld dolarów miesięcznie. Ok 40 proc. tego gazu jest dostarczanych do Unii Europejskiej przez Ukrainę.

Chmal zwraca uwagę na słabość rządów w kontekście polityki energetycznej. - Myślę, że w pewnym sensie europejskie rządy abdykowały wobec koncernów energetycznych. Uznały, że te koncerny - kierujące się przecież zyskiem, a nie bezpieczeństwem energetycznym - zrealizują koncepcję bezpieczeństwa energetycznego. Uważam, że to błędne myślenie, a państwa powinny mieć sporo do powiedzenia w sektorze energetycznym - dodał.

Łukasz Osiński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)