Graj w I lidze. Jak GROM

W tych miejscach pracuje się, gra i służy bez większego wysiłku i stresu

Obraz
Źródło zdjęć: © Thinkstock

Państwowa firma z przerośniętą biurokracją, najniżej notowana drużyna piłkarska w okręgu, jednostka w wojsku zajmująca się administracją rezerw osobowych. W tych miejscach pracuje się, gra i służy bez większego wysiłku i stresu. Ale mierne wymagania nie dają nadziei na spektakularny sukces.

Jesteśmy dumni z tego, że w „Medal of Honor Warfighter” znaleźli się także polscy komandosi. Zadecydowali o tym w USA główni konsultanci tej niezwykle popularnej gry – członkowie Navy Seals. Zostali zapytani, którą jednostkę specjalną na świecie jako jedyną widzieliby w trybie fabularnym gry – i w siedmiu na siedem przypadków padła nazwa GROM. Polska formacja wyróżniła się już niejednokrotnie, walcząc u boku Amerykanów w misjach w Afganistanie czy Iraku.

Przetrwają najsilniejsi

Nie tylko na wojnie, ale także w biznesie i na rynku pracy zawsze warto grać z najlepszymi, czyli w pierwszej lidze. Potwierdza to Marek Nowak, który robi karierę w jednej z firm informatycznych w Berlinie. Kilka niemieckich koncernów IT dosłownie biło się o niego. I to nie tylko dlatego, że za Odrą od lat brakuje programistów. Najważniejszym atutem Polaka jest jego doświadczenie zawodowe zdobyte w IBM i Cisco.

- Są takie uczelnie i firmy, których nazwy otwierają drzwi na całym świecie – mówi Nowak. – Nawet nikt szczególnie nie pyta, co tam robiliśmy i jakie odnieśliśmy sukcesy. Wszyscy zakładają, że jeśli ktoś trafił to tej czy innej renomowanej instytucji, stosującej różne sita rekrutacyjne, i wytrwał w niej kilka lat, to musi mieć kwalifikacje i klasę.

- Nie oceniam kandydata tylko na podstawie dotychczasowych miejsc pracy, biorę również pod uwagę ich osobiste kwalifikacje i zalety – dodaje dr Marek Suchar, szef firmy doradczo-rekrutacyjnej IPK. – Z punktu widzenia wielu pracodawców, lepiej jednak mieć w CV ekskluzywne projekty i prestiżowe spółki, choćby się było w nich tylko gońcem, niż sprawować bardziej eksponowane funkcje w firmach, o których nikt nic nie wie

Dostać się do grona wybrańców to nie lada sztuka. Ale jeszcze większe wyzwanie tam się utrzymać. I dostosować swe tempo pracy do dynamizmu koleżanek i kolegów.

- Nie wolno liczyć na taryfę ulgową, głaskanie po głowie, zawsze miłą atmosferę – ostrzega prezes Marek Suchar. – Przeciwnie. Trzeba się przygotować, przynajmniej z początku, na odwalanie najbrudniejszej roboty i sporą dawkę uwag krytycznych ze strony starych wyjadaczy. To rodzaj selekcji, gra typu „Przetrwają najsilniejsi”. Kto z tej próby wychodzi zwycięsko, może liczyć na szacunek współpracowników i partnerów.

Doświadczyli tego również nasi chłopcy z Jednostki Wojskowej GROM. Ich pierwsza wspólna z Amerykanami operacja bojowa, z 2002 roku, polegała na kontroli, poprzez abordaż, jednostek płynących z Iraku i z tego kraju płynących. Jak piszą Marcin Rak i Michał Romanek w książce-albumie „Elitarni” (wydawnictwo Znak), początkowo SEALsi i GROMowcy podchodzili do siebie z rezerwą. Jednak już pierwsze ćwiczenia i akcje rozwiały wątpliwości obu stron. Po sukcesie jednej misji przyszły następne. A sojusznicy zaczęli traktować Polaków jako jednostkę do zadań o najwyższym priorytecie.

Zarządzanie czasem: Jak efektywnie planować i realizować zadania?
Marek Nowak też czuł się jak żołnierz elitarnej jednostki, przynajmniej wtedy, gdy pracował w IBM. Koncern dużo płacił, ale też niemało wymagał. W biurze spędzał nieraz po kilkanaście godzin dziennie, a i tak robotę zabierał z sobą do domu. Zaś największe zaangażowanie nie gwarantowało wcale pochwał ze strony przełożonych.

- Odbiło się to na moim zdrowiu, nerwach, psychice – opowiada Nowak. – Nieraz miałem ochotę zrezygnować. Zawziąłem się jednak. Postanowiłem, że choćby nie wiem co, zapłacę taką cenę za swoją przyszłość. Powtarzałem sobie: dziś musi być strasznie, aby jutro było łatwo – i ten scenariusz się sprawdza.

Trampolina do sukcesu

Niestety, nawet zdobycie podrzędnej pracy w prestiżowej firmie to nie bułka z masłem. Nieraz o jedno miejsce walczą dziesiątki, jeśli nie setki kandydatów, którzy ukończyli dużo lepsze szkoły niż my, mogą się pochwalić bogatszym doświadczeniem zawodowym, znają więcej języków i pod każdym innym względem wbijają nas w kompleksy. Mimo to nie jesteśmy bez szans. Pod warunkiem, że wykażemy się ponadprzeciętną determinacją i pokorą.

Paul Arden, były dyrektor kreatywny agencji reklamowej Saatchi & Saatchi, w książce „Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie” (wydawnictwo Insignis) przekonuje: Jeśli chcesz pracować w firmie, która nie chce cię przyjąć, kręć się w pobliżu tej firmy. Biegaj na posyłki, rób innym herbatę, pokaż, że się nadajesz. Poznaj się z ludźmi. Twoja wytrwałość wzbudzi nie tylko szacunek, ale i sympatię. W końcu cię przyjmą, ponieważ staniesz się częścią ich społeczności. Może to potrwać długo, nawet rok, ale w końcu się uda.

Taką ścieżkę przeszła Agnieszka, szefowa działu konferencyjno-szkoleniowego, działającego w jednej z ogólnopolskich spółek medialnych. Zaczęła od recepcji. Pokazała, że jest sumienna i obrotna, więc została poproszona o wsparcie przy organizacji eventów wyjazdowych. Woziła po różnych Poznaniach, Wrocławiach i Koszalinach banery i materiały konferencyjne. A że przy okazji poznała mnóstwo lokalnych samorządowców, biznesmenów i innych VIP-ów, dostała nowe zadanie – pozyskiwania partnerów kolejnych sympozjów, zjazdów i kongresów. Znowu sprawdziła się, więc awansowano ją na producentkę konferencji (taka osoba m.in. opracowuje koncepcję i program tego typu wydarzeń). Wreszcie została dyrektorem merytorycznym całego działu, a branża konferencyjna chce złowić menedżerkę.

- Droga od krzesełka w recepcji do fotela dyrektorki merytorycznej zajęła mi zaledwie trzy lata – nie kryje dumy Agnieszka. – Nie przewidziałam tak szybkiego sukcesu. Ale od początku swoją obecną firmę traktowałam tylko jako trampolinę do… jeszcze lepszych miejsc pracy i jeszcze ważniejszych wyzwań. Mogłam się zatrudnić w spokojniejszym miejscu, z lepszą atmosferą, fajniejszymi ludźmi. Wtedy jednak, choćbym miała na koncie równie imponujące osiągnięcia, nikt pewnie nie zwróciłby na mnie uwagi. A moim celem jest praca w londyńskim City. Daję sobie na to rok, góra dwa lata.

Również żołnierze GROM nie muszą się martwić o pracę po zakończeniu służby wojskowej. Firmy konsultingowe, szkoleniowe, agencje detektywistyczne, wywiad i menedżerskie stanowiska stoją przed nimi otworem. Są skazani na sukces. Jak każdy, kto z zasady gra tylko w pierwszej lidze.

mk/MA

Wybrane dla Ciebie
Za jego ślub zapłacili sponsorzy. Ich logotypy nosił na marynarce
Za jego ślub zapłacili sponsorzy. Ich logotypy nosił na marynarce
"Chora sytuacja". Szpital jest zadłużony, lekarze zgarniają miliony
"Chora sytuacja". Szpital jest zadłużony, lekarze zgarniają miliony
Masowo okradają Polaków. Konsulat wydał rekordową liczbę dokumentów
Masowo okradają Polaków. Konsulat wydał rekordową liczbę dokumentów
Kupili stare bmw. Takimi banknotami zapłacili. "Souvenir"
Kupili stare bmw. Takimi banknotami zapłacili. "Souvenir"
Ile kosztuje Burger Drwala? Kultowa kanapka już dostępna
Ile kosztuje Burger Drwala? Kultowa kanapka już dostępna
Wojsko znów wyprzedaje samochody. Oto co można kupić za 6 tys. zł
Wojsko znów wyprzedaje samochody. Oto co można kupić za 6 tys. zł
Kupiłeś telewizor? Masz mało czasu na zgłoszenie. Później grozi kara
Kupiłeś telewizor? Masz mało czasu na zgłoszenie. Później grozi kara
Milioner stawia wieżę widokową. Mieszkańcy mają wątpliwości
Milioner stawia wieżę widokową. Mieszkańcy mają wątpliwości
Popularny miód zniknie z polskich sklepów. Powodem nowe przepisy UE
Popularny miód zniknie z polskich sklepów. Powodem nowe przepisy UE
Kupują bilety, płacą mandaty. Pasażerowie mają dość
Kupują bilety, płacą mandaty. Pasażerowie mają dość
Koniec sklepów bez kasjerów. Sieciówka tłumaczy powody
Koniec sklepów bez kasjerów. Sieciówka tłumaczy powody
Polski ser mistrzem świata. Klienci szturmują sklep. "Nawał pracy"
Polski ser mistrzem świata. Klienci szturmują sklep. "Nawał pracy"