Zboża z Ukrainy w kaszkach. Firma odpowiada wściekłym klientom

Firma Helpa przyznała otwarcie, że korzysta z ukraińskich surowców. Klienci wytknęli jednak producentowi kaszek brak takich oznaczeń na opakowaniach. Współwłaścicielka firmy wyjaśnia tę kwestię w WP Finanse.

Producent kaszek tłumaczy się z ukraińskich surowców
Producent kaszek tłumaczy się z ukraińskich surowców
Źródło zdjęć: © East News, Facebook Helpa | Karol Porwich
Maria Glinka

23.02.2024 | aktual.: 23.02.2024 12:39

Helpa Czary Mamy to producent naturalnych i ekologicznych produktów dla dzieci i niemowląt. W ofercie znajdziemy kaszki, owoce liofilizowane i płatki śniadaniowe. Tym, co skłaniało rodziców do sięgania po artykuły firmy, był prosty skład produktu.

Jednak gdy na jaw wyszło, jak wiele polskich spółek mogło sprowadzać surowce z Ukrainy, część klientów odwróciła się od Helpy. Wszystko z powodu oświadczenia, które pojawiło się na oficjalnym profilu firmy na Facebooku.

"W związku z trudnościami z dostępnością kaszy jaglanej ekologicznej polskiej, w ostatnim roku mieliśmy niejednokrotnie problem z utrzymaniem ciągłości dostaw. W odpowiedzi na tę sytuację, podjęliśmy decyzję o sprowadzeniu surowca ekologicznego z Ukrainy, który spełnia wszystkie rygorystyczne normy jakości i bezpieczeństwa" - czytamy w oświadczeniu, które wzbudziło poruszenie wśród internautów.

"Byliśmy zbyt nadgorliwi"

Tym, co wzbudziło ogromne wątpliwości wśród klientów, są oznaczenia na opakowaniach. Jedna z użytkowniczek zamieściła pod wpisem zdjęcie kaszy jaglanej od Helpy, gdzie brakuje wzmianki o Ukrainie. Z kolei na opakowaniu kaszki owsianej producent wymienił tylko Polskę i Finlandię.

Chcąc rozwiać te nieścisłości, redakcja WP zwróciła się do Helpy z prośbą o wyjaśnienia.

"Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego I Rady (UE) Nr 1169/2011 podawanie kraju pochodzenia nie jest wymagane, gdy etykieta jako całość nie sugeruje, że środek spożywczy pochodzi z innego kraju lub miejsca. W związku z powyższym, na żadnym naszym produkcie nie wskazujemy kraju pochodzenia" - przekazuje w komentarzu dla WP Anna Różyk, dietetyczka i współwłaścicielka Helpy.

Jednak klienci dostrzegli jeszcze jeden haczyk. Użytkowniczka zamieściła dwa zdjęcia kaszki manny z dawnych zbóż. Na opakowaniu pierwszej z nich (kupionej w grudniu) widnieje informacja: "kraj pochodzenia: Polska" oraz certyfikacja: Bioekspert Sp. z.o.o. Z kolei na etykiecie nowego produktu tych szczegółów już brakuje.

Użytkowniczka dopytuje o opakowania
Użytkowniczka dopytuje o opakowania© Facebook | Komentarz pod postem Helpy

"Na opakowaniach produktu oznaczenie jednostki stosowaliśmy nadgorliwie, kierując się chęcią transparentności. Obecnie nie stosujemy takiego oznaczenia" - przekonuje przedstawicielka Helpy pod wpisem.

Współwłaścicielka firmy, dopytywana przez nas o to, dlaczego nie na wszystkich produktach pojawia się certyfikacja Bioekspert, przyznała, że artykuły "są oznaczone symbolem Euroliścia, który jest jedynym symbolem wspólnoty europejskiej poświadczającym ekologiczne pochodzenie produktu".

Jak dodała, Helpa posiada "certyfikat wydany przez jednostkę certyfikującą Bioekspert Sp. z o.o. w zakresie działalności: Przygotowywanie, Dystrybucja/Wprowadzanie do obrotu, Przechowywanie".

Na firmę "wylała się fala hejtu"

Nasze wątpliwości wzbudził fakt, że firma przyznała się do ukraińskiego pochodzenia produktów dopiero po tym, jak media zaczęły huczeć o napływie ukraińskiego zboża. Współwłaścicielka Helpy tłumaczy, że to reakcja na komentarze w internecie.

"Jesteśmy małą rodzinną firmą. Po fali hejtu, która spotkała nas na naszych portalach społecznościowych, uznaliśmy, że sytuacja wymaga interwencji, ponieważ chcemy zapewnić naszych klientów, że oferowane przez nas produkty są najwyższej jakości i absolutnie bezpieczne" - przekonuje Anna Różyk.

Pod oświadczeniem aż roi się od nieprzychylnych komentarzy. "Akurat mamy w domu, dobrze, że tylko raz zrobiona. Żegnamy się na zawsze z wszystkimi produktami! Na Ukrainie nic nie jest pewne i sprawdzone, taki to już kraj" - przekonuje użytkowniczka.

"Kaszka wylądowała w koszu. Polski produkt, a jednak nie do końca" - wtóruje jej kolejna.

"Kiedy wybuchła afera ze zbożem z Ukrainy myślałam sobie: "Dobrze, że jest Helpa. Moje dzieci są bezpieczne". Nie mogłam być dalej od prawdy" - przyznaje inna internautka.

Producent kaszek zapewnia: produkty są bezpieczne

Bezpieczne, czyli jakie? Współwłaścicielka firmy przekonuje nas, że produkty spełniają krajowe i unijne wymagania dotyczące jakości i bezpieczeństwa żywności. Wskazuje przy tym na Rozporządzenie (WE) nr 178/2002 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 28 stycznia 2002 r. ustanawiające ogólne zasady prawa żywnościowego i Ustawę z dnia 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia.

Te akty prawne regulują wymagania, które muszą być spełnione, aby produkt został dopuszczony do sprzedaży.

"Produkty są dopuszczane do obrotu na podstawie zgłoszenia i kontroli sanepidu. Nasi dostawcy regularnie zlecają badania dotyczące jakości mikrobiologicznej, obecności zanieczyszczeń i środków ochrony roślin w surowcach. My również okresowo wysyłamy na badania produkty w celu weryfikacji" - dodaje.

Anna Różyk zwraca uwagę, że zarówno jakość mikrobiologiczna, jak i zawartość zanieczyszczeń, w tym mykotoksyn, toksyn roślinnych i metali są zgodne z prawnymi wymogami. Przekonuje, że kaszki Helpy są certyfikowane jako ekologiczne, w związku z czym spełniają wymagania określone przez rozporządzenie unijne.

Czy surowce z Ukrainy są bezpieczne? GIS komentuje

W związku z napływem produktów z Ukrainy pojawiły się pytania, jak tak naprawdę służby sprawdzają, co wjeżdża do Polski.

- Jeśli produkt nie spełnia norm unijnych dotyczących bezpieczeństwa żywności, to na granicy zatrzymuje go albo Państwowa Inspekcja Sanitarna albo Państwowa Inspekcja Weterynaryjna. W przypadku wątpliwości dotyczących norm jakościowych może interweniować również Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. W takiej sytuacji produkt jest cofany do producenta lub niszczony - przyznaje w rozmowie z WP Finanse Szymon Cienki, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS).

Jak dodaje, "nie można zakładać z góry, że produkty spożywcze przyjeżdżające do Polski stanowią dla nas zagrożenie".

- Co do zasady my takie rzeczy wyłapujemy i nie ma znaczenia czy produkt pochodzi z Ukrainy, czy z innego państwa. Codziennie w Polsce jest sprzedawanych kilkaset milionów produktów żywnościowych i nie ma możliwości, aby przebadać każdy pojedynczy produkt. Zgodnie z przepisami za bezpieczeństwo żywności wprowadzanej do obrotu odpowiada przedsiębiorca, który wprowadza ją na rynek, czyli producent, dystrybutor lub sprzedawca. Zakładanie z góry, że każdy produkt spoza UE jest zły, to ryzykowne podejście - przekonuje.

Rzecznik uspokaja, że kontrole na granicach UE są ujednolicone. To oznacza, że jeśli coś jest wprowadzane na rynek unijny, to musi być dostosowane do jego norm.

- W ostatnich dniach, w związku z protestami rolników, import żywności przez granicę polsko-ukraińską jest niewielki. Natomiast od dłuższego czasu wszelkie kontrole są wzmożone. Choć jest oczywiste, że nie przebadamy każdego ziarenka pszenicy, to weryfikujemy jej przydatność w oparciu o zaostrzone kryteria. Jeśli pojawiają się wątpliwości czy podejrzenia, to taki produkt nie jest wpuszczany na teren UE i tak się dzieje w każdym kraju, na wszystkich zewnętrznych granicach Wspólnoty - podkreśla rzecznik.

Apel o zachowanie spokoju płynie także z Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.

– System kontroli jakości i zapewniania bezpieczeństwa żywności produkowanej w Polsce i Unii Europejskiej jest jednym z najbardziej wymagających na świecie. Bez względu na kraj pochodzenia surowców wykorzystanych w produkcji żywność produkowana w UE musi być bezpieczna dla konsumenta oraz spełniać wymagania jakościowe. Odpowiedzialność za wypełnienie przepisów prawa żywnościowego, bezpieczeństwo i jakość żywności ponosi jej producent, który poprzez zaimplementowane systemy jakości żywności kontroluje jakość wprowadzanych do procesu technologicznego składników, monitoruje sam proces produkcji oraz jakość wytworzonej żywności - przekonuje w komentarzu dla WP Główny Inspektor Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych Przemysław Rzodkiewicz.

Jak dodaje, kontrole działalności przedsiębiorców, które przeprowadzają Państwowa Inspekcja Sanitarna, Inspekcja Weterynaryjna i IJHARS, są "niezapowiedziane".

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także