Klient narzeka na znajomość polskiego wśród Ukraińców pracujących w Biedronce. Mamy odpowiedź firmy

Pięciu pracowników z Ukrainy, którzy nie mówią po polsku i nie są w stanie pomóc w zlokalizowaniu produktu, i dwie kasjerki z Polski, które same nie mogą się dogadać ze swoimi kolegami - taki skład personalny w jednej z Biedronek na północy Polski opisuje rozżalony klient. W liście, który trafił już do internetu, narzeka, że z nikim nie mógł się dogadać i czuje się zażenowany. Co na to Biedronka? Poprosiliśmy o komentarz.

Klient narzeka na znajomość polskiego wśród Ukraińców pracujących w Biedronce. Mamy odpowiedź firmy
Źródło zdjęć: © PAP
Tomasz Sąsiada

29.09.2017 | aktual.: 29.09.2017 17:11

Do sytuacji, która tak rozemocjonowała klienta, doszło w ostatnią niedzielę w Biedronce w miejscowości Banino. Pan Karol postanowił podzielić się swoją historią z portalem trojmiasto.pl, który opublikował jego list.

"Jestem zażenowany obsługą na powierzchni marketu, a raczej jej brakiem w ojczystym języku. Na sali znajdowało się pięć osób, które nie mówiły po polsku. Co gorsza, one nie rozumiały, co się do nich mówi. Nie potrafiły udzielić informacji na temat lokalizacji produktu. Na pytanie odnośnie danego artykułu widziałem kretyński uśmieszek i wzruszenie ramionami. O co chodzi, pytam się?" - napisał pan Karol. I dodał, że dwie Polki, które siedziały za kasami, były jedynymi pracownikami sklepu mówiącymi po polsku. One również miały pzyznać, że mają problem z komunikacją z resztą zespołu.

"Po co otwierać sklep w niedzielę skoro nie ma się obsady, która może pomóc klientowi? Tu chodzi o zwykłą komunikację, która w markecie spożywczym jest chyba jedną z najważniejszych rzeczy między klientem a pracownikiem" - konkluduje czytelnik portalu trojmiasto.pl.

O skomentowanie tej sytuacji poprosiliśmy spółkę Jeronimo Martins Polska, która jest właścicielem Biedronki. Firma zapewnia, że w sklepie w Baninie na zmianie zawsze jest ktoś mówiący po polsku. "Zapewniamy, że w tym sklepie zawsze jest obecny przedstawiciel kadry kierowniczej, który biegle posługuje się językiem polskim oraz kasjerzy mówiący po polsku" - czytamy w przesłanym nam oświadczeniu.

Jeronimo Martins Polska składa nam też deklarację, że będzie pracowało nad lepszym przeszkoleniem obcokrajowców. "Mając na uwadze komfort naszych klientów, uczulimy pracowników obcojęzycznych, by zadbali o prawidłową obsługę klienta, i np. w sytuacji, gdy nie rozumieją zadawanych im pytań, zaprowadzili klienta do osoby posługującej się językiem polskim" - zapewnia nas firma.

Jak w tej chwili wygląda polityka firmy wobec zatrudniania obcokrajowców? Właściciel Biedronki informuje nas, że daje pracę około 1,2 tys. cudzoziemców, czyli około 2 proc. z ogólnej liczby 60 tys. zatrudnionych.

"Wśród naszych pracowników są przedstawiciele kilkunastu narodowości, w tym również z Ukrainy, szczególnie w sytuacjach, gdy nie ma możliwości znalezienia kandydatów z lokalnego rynku pracy. Z uwagi na specyfikę branży przede wszystkim podejmują oni pracę w centrach dystrybucyjnych i sklepach. Korzystamy głównie z usług wyspecjalizowanych firm zewnętrznych, które ich zatrudniają" - wyjaśnia firma.

I dodaje, że zatrudniając, nie wymaga egzaminu z języka polskiego. Upewnia się natomiast, że dana osoba potrafi porozumiewać się po polsku w stopniu umożliwiającym pełnienie danej funkcji. "To jest - na stanowisku związanym z obsługą klientów potrzebna jest co najmniej komunikatywna znajomość języka polskiego" - informuje nas Jeronimo Martins Polska.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1138)