Koniec wyścigu
Nie pomogą zaklęcia ani retoryczne figury. Polska będzie wlekła się na szarym końcu w peletonie uprzemysłowionych państw świata
03.02.2013 10:01
Świat będzie się zmieniał. Wcale nie będzie przeludniony. Ludzi będzie przybywać w ciągu następnych pięćdziesięciu lat średnio 0,3% rocznie. W znacznie mniejszym stopniu będzie światem ludzi młodych. Ci, którzy postawią na ich realne wykształcenie, wygrają. Kryzys nie będzie trwał dłużej niż jeszcze kilka lat, a wzrost produkcji sięgnie rocznie średnio 3%. Ale nie dotyczy to naszego kraju, którego czeka półwieczny kryzys. Ani Europy. Przyzwyczajeni do dominacji naszego kontynentu będziemy obserwować, jak traci on swoją pozycję, i patrzeć, jak wschodzą nowe potęgi. Raport OECD: „Looking to 2060: A global vision of long-term growth” nie pozostawia złudzeń ani co do pozycji Polski, ani Europy. W efekcie nadciągających zmian to goniące w dobrobycie świat Zachodu gospodarki Chin i Indii wyjdą na prowadzenie w wielkości PKB. Ich tempo wzrostu z biegiem czasu będzie maleć i spadnie o połowę z obecnych 7% rocznie, ale ciągle się będą rozwijać szybciej niż stary świat. Kraje OECD będą notowały wzrost ok. 2% rocznie,
a wiele bogatych krajów jeszcze niższy. Ta wizja nie jest bezwarunkowa. Świat potrzebuje reform. Świat potrzebuje konwergencji, czyli swobodnych przepływów kapitału i technologii, która może być absorbowana przez dobrze wykształconych pracowników. I jeszcze jedno: świat potrzebuje wydajnych Stanów Zjednoczonych.
Główne nurty rozwoju
Nowi liderzy i nowe, świetnie radzące sobie w gospodarce nowe kultury to wystarczająca zmiana, by powiedzieć: świat już nigdy nie będzie taki sam. Ale są inne trendy, które są bodaj ważniejsze niż rosnący potencjał Chin, Indii i Indonezji.
Starzenie się społeczeństw spowodowane małym przyrostem naturalnym i wydłużeniem życia będzie hamować wzrost gospodarczy, gdyż udział ludzi zdolnych do pracy będzie na świecie malał. Dotyczyć to będzie w szczególności Europy Środkowo-Wschodniej (Polska tu będzie niedoścignionym prymusem) i niektórych krajów południowoeuropejskich, gdzie wskaźnik obciążenia demograficznego (proporcja ludzi w wieku powyżej 65 lat do ludzi w wieku 15-64 lat) podwoi się, a w Chinach nawet potroi się w ciągu dekady. To pokazuje z nieco innej strony nowego światowego lidera, który nie obroni wysokiego tempa wzrostu przed nowymi liderami, tj. Indiami i Indonezją. Przed negatywnymi trendami mają się obronić także kraje anglojęzyczne (w szczególności Stany Zjednoczone) i niektóre gospodarki wschodzące. O ile nic się nie zmieni, względnie wysokie tempo przyrostu demograficznego będzie jednym z ważniejszych czynników hamujących przyzwoity wzrost PKB na głowę.
Zmniejszenie się udziału osób w wieku produkcyjnym nie oznacza koniecznie zmniejszenia się liczby osób aktywnych zawodowo. W raporcie OECD zakłada się, że zagwarantowany prawnie wiek emerytalny będzie indeksowany przedłużeniem się życia populacji. Głównym jednak czynnikiem, który ma neutralizować negatywne zmiany, będzie edukacja młodzieży i przede wszystkim dorosłych, która pozwoli utrzymać wskaźnik aktywności zawodowej na poziomie 60% (w populacji powyżej 15 lat). Jest jednak kilka krajów, m.in. Polska, w których nastąpi obniżenie wskaźnika aktywności zawodowej, które z kolei będzie miało długotrwały, ujemny wpływ na wzrost PKB i rozwój.
Generalnie zakłada się, że stopa bezrobocia w krajach OECD wróci w ciągu kilku lat do poziomu sprzed kryzysu, ale nie będzie to miało wpływu na wzrost gospodarczy. Podobnie jak zasoby pracy, dla wzrostu nie będzie zbyt istotna dynamika współczynnika kapitałochłonności, która będzie podobna w wielu krajach. Inaczej jednak będzie z jakością zasobów pracy. W wielu krajach, w których poziom edukacji był stosunkowo niski, będą miały miejsce procesy budowy kapitału ludzkiego. Dotyczyć to będzie w szczególności Chin, Indii, Turcji i Republiki Południowej Afryki.
Przeciętna długość kształcenia dorosłej populacji ma się wydłużyć przez następne dekady o dwa lata, by wreszcie zbliżyć się do obecnych osiągnięć Korei Płd., gdzie wynosi ona ok. 13 lat (przy czym Korea nadal będzie przedłużała ten okres kształcenia, by ok. 2060 roku zbliżyć się prawie do 16 lat). Procesy budowy kapitału ludzkiego i wydajność kombinacji czynników produkcji (pracy i kapitału) najbardziej będzie wpływała na tempo wzrostu. Dość tradycyjnie uważa się w raporcie, że kraje o niskiej wydajności czynników produkcji wskutek większego otwarcia swoich gospodarek i zwiększonej konkurencji wewnętrznej oraz procesów konwergencji, głównie technologicznej, będą notowały wyższą wydajność. I znowu dotyczyć to będzie Chin, Indii, Brazylii, Indonezji i niektórych gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej.
Globalne oszczędności ok. 2030 roku powinny zacząć spadać, głównie ze względu na starzenie się świata. Może to mieć wpływ za podniesienie stóp procentowych. Ale będzie to proces względnie stabilny, podtrzymywany zarówno przez oszczędności Chin i Indii, jak i wzrost oszczędności publicznych będących rezultatem polityk fiskalnych poszczególnych krajów.
Nowe lokomotywy
Chiny i Indie będą wytwarzały więcej niż wszystkie kraje OECD, mimo że jeszcze w 2010 r. produkowały zaledwie połowę tego, co wszystkie kraje G7 (i 1/3 tego, co całe OECD). W roku 2025 je wyprzedzą, a w 2060 r. będą wytwarzać o połowę więcej od gospodarek G7. O ile w 2011 r. Chiny wytwarzały 17% PKB krajów OECD i 8 krajów G20, które do tej organizacji nie należą, a więc tyle samo co Europa, podczas gdy USA 23%, a Japonia 7%, to w 2060 r. udział Chin skoczy do 28%, podczas gdy udział euro strefy spadnie do 9%, Japonii do 3%, a USA do 16%. Jeszcze szybciej będzie rosło znaczenie Indii, których udział w tym towarzystwie wzrośnie z obecnych 7% do 11% w 2030 r. i 18%, a więc więcej niż USA, w roku 2060. Przy tym zakłada się, że o ile Chiny wyprzedzą eurostrefę w ciągu roku, a USA w ciągu kilku najbliższych lat (najprawdopodobniej w roku 2016), to Indie w tym czasie wyprzedzą Japonię, eurostrefę za ok. 20 lat i pod koniec badanego okresu zostaną drugą światową gospodarką, za Chinami.
Świat zobaczy też inne, bardzo szybko rozwijające się gospodarki, jak Brazylia, Indonezja i Meksyk. Już za 10 lat będą się rozwijały szybciej niż Chiny. – Powyższa analiza zakłada stały wzrost produktywności w najbogatszym kraju, jakim jest USA, oraz trwanie procesów konwergencji w krajach wschodzących. Są to założenia pozytywne, choć wcale nie oczywiste – mówi Cezary Mech, były wiceminister finansów.
W efekcie tych procesów zakładany wzrost w krajach OECD ma wynosić przeciętnie 1,7% i ok. 3% w pozostałych krajach, co jest wielkością niewysoką w porównaniu z nawet tegorocznymi, sezonowo niskimi wskaźnikami wzrostu – 7,5% dla Chin i 5,3% dla Indii. Zgodnie z założeniami dochód narodowy na mieszkańca w krajach najbogatszych się podwoi, podczas gdy biedniejszych wzrośnie czterokrotnie. W Chinach i Indiach nastąpi siedmiokrotny wzrost PKB na głowę mieszkańca, licząc ją w sile nabywczej z 2005 roku. To oznacza, że pod koniec badanego okresu PKB na głowę w Chinach wyprzedzi o jedną czwartą analogiczny wskaźnik dla Stanów Zjednoczonych z roku 2011, podczas gdy dla Indii wyniesie ok. 50 proc. Poziomu tego wskaźnika. Różnica wynika z bardzo wysokiego wzrostu gospodarczego Chin i nasycenia ich kapitałem w ostatniej dekadzie. Dynamiczny rozwój „nowego” świata nie zlikwiduje tak szybko dużych różnic w standardach życia, na co trzeba będzie poczekać na II połowę XXI wieku.
Polska drugą Japonią i gorzej…
Nazwanie w ten sposób Polski było kiedyś propagandową szarżą, niepozbawioną elementów ukrytej głęboko nadziei. Dzisiaj jest nam bliżej do Japonii niż kiedykolwiek, ale nie jest to już powód do dumy, ale do głębokiego zaniepokojenia. Analiza wykresów nie pozostawia złudzeń. Obciążenie demograficzne Polski będzie, poza Japonią, najwyższe na świecie i wyniesie 64,6% w 2060 roku. Oznacza, że w tym okresie się potroi. Innymi słowy – wzrośnie o 45,6 pkt procentowe. Nawet dla Japonii te wyniki są daleko lepsze (obciążenie demograficzne tam z kolei się podwoi, czyli wzrośnie o ok. 30 pkt procentowych). W każdym razie Japonia i Polska będą stanowiły pod tym względem swoisty tandem. Jak już napisaliśmy, istnieją czynniki, które mogą neutralizować ujemny wpływ obciążenia demograficznego, ale w Polsce one nie występują. Dlatego zapaść demograficzna będzie odpowiedzialna za obniżenie tempa wzrostu o 0,6%.Średni wzrost Polski w okresie od 2011 do 2060 roku wynosi ok. 1,7-1,8% i lokuje nas końcu listy uprzemysłowionych
krajów świata. Między nami i dnem są jeszcze Portugalia, Włochy i Grecja.
Cezary Mech zwraca jednak uwagę, że sytuacja jest daleko gorsza. Tragedia zaczyna się od roku 2030, kiedy Polska stanie się najwolniej rozwijającym się krajem świata (wśród krajów badanych, rzecz jasna). Wzrost w tym czasie będzie na poziomie zaledwie 1%, przy statystyce opartej na cenach z 2005 roku. Znacznie od nas bogatsze kraje OECD będą się rozwijały w tempie o 70-80% szybszym (1,7-1,8%). Czy w takim wypadku można mówić o rozwoju? Silnie dotknięta demograficzną zapaścią Japonia (ubytek wzrostu w całym okresie o 0,5 pkt procentowego średniorocznie) ma się rozwijać szybciej, bo o 1,4% rocznie w latach 2030-2060. Szybciej się będzie rozwijać również Rosja, mimo że jej strata demograficzna będzie wyższa (o 0,1 pkt procentowego) od naszej. W efekcie udział populacji w wieku produkcyjnym w całości ma spaść w Polsce z 71,4% do 53,4%. Efektywny udział zasobów pracy w gospodarce będzie jeszcze mniejszy. W tym momencie trzeba przypomnieć nieoczywiste założenia tego modelu. Co się stanie z Polską, jeżeli Stany
Zjednoczone nie będą tak produktywne, jak zakłada model OECD? Co się stanie z naszym krajem, jeżeli procesy konwergencji nie będą tak podręcznikowe, jak chciałaby organizacja najbogatszych krajów świata. Już teraz wydaje się, że kapitał wcale nie wybiera Polski w tak jednoznaczny sposób, mimo niskich kosztów siły roboczej. W roku 2060 dystans Polski wobec USA, jeżeli chodzi o PKB na głowę, będzie taki jak Meksyku, RPA i Indonezji. Stare kraje UE będą poza naszym zasięgiem, sąsiedzi będą nieco lepiej się rozwijać, zaś nowe kraje będą nas mijać szybkim tempem. Jednym słowem, w tym rankingu też znajdujemy się na szarym końcu.
Próby naprawy
Raport OECD twierdzi, że kraje muszą zagwarantować każdemu pokoleniu ten sam, stały stosunek okresu aktywności zawodowej do trwania całego życia. Obecnie proporcja ta dla pracujących w OECD wynosi 43% (dla Turcji i Włoch 50%, dla Islandii 35%) i powinna utrzymać się na tym poziomie przez następne 50 lat. Oznacza to, że średni okres aktywności zawodowej powinien wzrastać, choć mniej niż średnia długość życia.
Z większą jeszcze determinacją raport OECD podkreśla rolę edukacji jako czynnika, który może zapobiec katastrofie. Dłuższy proces edukacji oznacza co prawda, że kolejne pokolenia wejdą z opóźnieniem na rynek pracy, ale wg raportu dobrze wyedukowani pracownicy odchodzą na emeryturę później. Edukacja dobrej jakości przyczynia się do zwiększenia poziomu aktywności zawodowej średnio o 0,5 pkt procentowego, ale są kraje które mają w tego typu działaniach osiągnięcia wręcz spektakularne, np. Korea, Turcja, Węgry. Raport podkreśla, że statystycznie rzecz biorąc, zasoby pracy nie są tak ważne jak ich jakość. Problem polega na tym, że nasz kraj nie ma również i na tym polu osiągnięć.
Zmiany w strukturze społecznej, przemiany w relacjach liczby potencjalnych emerytów do osób pracujących muszą oznaczać trwający półwiecze kryzys gospodarczy w Polsce. – Początek jego już odczuliśmy pod koniec tego roku – twierdzi Cezary Mech. – Rok przyszły nie może być bardziej optymistyczny.
Być może są to już pierwsze zwiastuny tego, w co weszliśmy. Czy elity polityczne mają jakieś złudzenia? Trudno powiedzieć. Ilość merytorycznych debat można policzyć na palcach jednej ręki. W ten sposób znaleźliśmy się za autobusem z napisem: koniec wyścigu.
Paweł Badzio