Ksiądz chodzi po kolędzie. Ministranci oddają procent
Bogu świeczka, a księdzu... podatek? Jak opisuje lokalny portal z Podkarpacia, ministrant musiał oddać księdzu procent z zebranych podczas wizyt duszpasterskich pieniędzy, nazywając go "podatkiem ministranckim". W sieci zawrzało.
Jeden z użytkowników Facebooka opisał swoją rozmowę z ministrantem. Chłopiec musiał oddać księdzu część zebranych pieniędzy. Jak twierdzi, miał to być "podatek ministrancki" - opisuje portal korso24.pl.
- Przychodzi do mnie do pracy młody chłopak, 11-13 lat, trzyma w woreczku drobne pieniądze: 20,10,5,2,1 zł, wszystkiego około 300 zł - opisywał pan Rafał.
Chłopiec miał poprosić o wymianę banknotów na grubsze. Ale zamiast wymienić dwa banknoty pięćdziesięciozłotowe i jeden dziesięciozłotowy, zostawił je, przyznając, że musi zapłacić księdzu podatek ministrancki 30 zł od jednej kolędy.
Obejrzyj: Abp Marek Jędraszewski ostrzegał przed ekologizmem. "To wewnętrzna kościelna gra"
Mężczyzna był zdumiony, że chłopcy muszą dzielić się z księżmi tym, co uzbierają podczas wizyt. Okazuje się jednak, że zwyczaj ten nie jest na Podkarpaciu niczym nowym. Tak by wynikało z relacji mieszkańców, z którymi rozmawiał portal.
- Z reguły chłopcy, którzy chodzą z księdzem, dostają od domowników pieniążki. Nieważne, ile ubierają. W ciągu dnia oddają daną kwotę, czyli np. 20 zł. Ale też nie każdy ministrant ma ten przywilej chodzenia po kolędzie - to zależy od zaangażowania w służenie. Z reguły chłopakom daje się po 2, 5, 10 zł - tłumaczyła jedna z mieszkanek.
Kobieta dodała, że ministrantom taka praktyka nie przeszkadza, twierdząc, że wielu chłopców marzy, by "załapać" się na wizyty duszpasterskie. Księża uzbierane pieniądze wydają na zakup, który może posłużyć wszystkim, np. na pizzę, kino czy wycieczki.
O to, czy to stała praktyka, dziennikarze zapytali też diecezję z terenu Podkarpacia, ale nie doczekali się odpowiedzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl