"L. Kaczyński nie miał takiej ochrony jak Miedwiediew"
Z wizyty Miedwiediewa zapamiętamy głównie jakość jego ochrony zapewnionej przez stronę rosyjską i polską. Szkoda, że tak nie dbano o Lecha Kaczyńskiego! - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski.
07.12.2010 | aktual.: 21.12.2010 13:22
Zachłystywanie się w Polsce słowami (w wypadku prezydenta Komorowskiego - przede wszystkim własnymi) i wielkie oczekiwania wobec prezydenta Rosji, który nie wydaje się mieć dużej, realnej władzy - drażnią. Wiadomo przecież (i mówią o tym sami Rosjanie), że Rosji w kontaktach z Polską chodzi głównie o usunięcie przeszkód w - korzystnych dla niej - relacjach USA i UE (dostęp do nowych technologii). A prezydentowi Obamie i kanclerz Merkel, naciskającym na Polskę, aby - moim zdaniem zbyt niesymetrycznie - "normalizowała" stosunki z Rosją, chodzi o argumenty wobec opozycji we własnych krajach, w sprawie układu START i angażowania się w inwestycje w Rosji. Gdyby chociaż, oprócz deklaracji, nastąpił jeden rzeczywisty krok, np. przywrócenie przez Rosję dostaw ropy do rafinerii w Możejkach czy deklaracja natychmiastowego przekazania Polsce wraku Tu-154. Wraku, który zachowuje wciąż wartość emocjonalną, ale niszczejąc - traci wartość dowodową.
Znacznie ważniejsze od wizyty prezydenta Rosji wydają się rozmowy przedstawicieli rządu Tuska w Brukseli. Chodzi wciąż o zasady liczenia deficytu budżetowego i ewentualnych sankcji. A te - jeżeli zmieni się Traktat Lizboński - mogą być i finansowe (grzywna, utrata dostępu do środków unijnych), i polityczne (utrata prawa głosowania w Radzie Europejskiej).
Znaleźliśmy się w pułapce - pozornego moim zdaniem - sukcesu: wzrostu PKB mimo kryzysu. A reguły wprowadzone (w trybie rozporządzenia!) przez Komisję Europejską mówią, że wprawdzie w makroekonomicznej ocenie danego kraju bierze się pod uwagę aktualne koszty reform strukturalnych, które w przyszłości odciążą budżet (jak nasza reforma emerytalna)
, ale tylko wtedy, gdy ów kraj rejestruje spadek PKB (przynajmniej na poziomie 0,75%).
Jedynym wyjściem byłoby pokazanie przez rząd prawdziwych kosztów kryzysu w Polsce i ceny, jaką zapłaciliśmy za wzrost. Wzrost bez rozwoju, bo okupiony dramatycznym obniżeniem standardów we wszystkich dziedzinach (od - a to tylko przykłady - zdrowia, gdzie wprowadza się pacjentów komercyjnych, zanim określi się zakres świadczeń gwarantowanych, przez stosunki pracy do coraz nowych opłat ponoszonych przez rodziców w publicznym szkolnictwie, czy proponowanej prywatyzacji lasów grożącej rabunkową eksploatacją). Nie mówiąc już o rozroście szarej strefy (także w kooperacji w przemyśle) i obniżce poziomu technologicznego, dramatycznej sytuacji finansowej w nauce i wykorzystywaniu środków unijnych z dużym udziałem firm zagranicznych, bo tylko one mają na wkład własny i dają minister Bieńkowskiej sukces statystyczny.
Przesuwanie problemów w przyszłe pokolenia (z krótkowzrocznym dalszym unieruchamianiem środków poprzez niepodlegające obrotowi obligacje emerytalne), czy całkowity brak polityki rozwojowej, a nawet - rezygnacja z budżetu zadaniowego to dalsze elementy owego pozornego "sukcesu". Tylko odwołanie się do wskaźników strukturalnych uświadomiłoby Komisji Europejskiej skalę kryzysu w Polsce. Ale to by wymagało odwagi i autorefleksji rządu, a na to trudno liczyć.
Pokryzysowa równowaga na niższym, niż możliwy i niż poprzednio, poziomie; rosnąca, nie do wyrównania, luka technologiczna wobec Zachodu; groźba trwałej peryferyzacji - i służenia w polityce (jak w relacjach z Rosją) wyłącznie jako listek figowy - to realne zagrożenia. A z wizyty Miedwiediewa zapamiętamy głównie jakość jego ochrony zapewnionej przez stronę rosyjską i polską. Szkoda, że tak nie dbano o Lecha Kaczyńskiego!
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski