Lekarz i sprzątaczka - zawodowy mezalians?
Kiedyś o mezaliansie stanowiło nierówne urodzenie, potem zamożność rodziny (co i teraz często jest źle widziane przez krewnych tej bogatszej strony). Czy dziś szanowany lekarz z tytułem naukowym przed nazwiskiem popełnia mezalians wybierając za żonę np. sprzątaczkę?
11.04.2011 | aktual.: 15.04.2011 15:30
- Byłabym szalenie ostrożna w komentowaniu ludzkich wyborów. To prostackie ładowanie się z butami w cudze życie - mówi psycholog Renata Kaczyńska-Maciejowska. - Sama znam świetnie dobraną parę informatyka i sprzątaczki, nie można więc uogólniać. Zdaję sobie jednak sprawę, że to "niezgranie" pod względem wykształcenia czy podejścia do kariery zawodowej może rodzić problemy.
Zdaniem pani psycholog najczęściej rozpadają się "nierówne zawodowo" związki zawierane przez osoby bardzo młode.
- Inaczej wyglądają priorytety dwudziestolatka, inaczej trzydziestolatka. Osoby bardzo młode podejmują często decyzję pod wpływem bardzo silnej fascynacji erotycznej, nie myśląc i nie wierząc w to, że po pewnym czasie ten aspekt stanie się sprawą drugorzędną i jeśli okaże się, że partnerzy są zupełnie niedobrani pod względem intelektualnym, będą ze sobą nieszczęśliwi - tłumaczy psycholog. - Starsze osoby mają większą wiedzę na temat swoich oczekiwań. Wiedzą co jest dla nich w życiu ważne, lepiej oceniają czego tak naprawdę oczekują od udanego związku, a więc także i od partnera, dlatego te związki są na ogół trwalsze.
Problemy, z którymi wiąże się popełnienie "zawodowego mezaliansu" mogą być bardzo różne. Różne są też ich przyczyny. Bo mezalians mezaliansowi nie równy. Jednych różni zawód, innych wykształcenie, jeszcze innych stosunek do kwestii zawodowego rozwoju.
I chyba właśnie ta ostatni różnica potrafi najbardziej "dopiec" współmałżonkom.
- Sytuacja gdy jedno z partnerów chce się kształcić, rozwijać, zdobywać kolejne doświadczenia zawodowe, a drugie nie ma tej gotowości rozwoju, nie jest zainteresowane zdobywaniem wiedzy, nie ma tej ciekawości, jest bardzo trudna - mówi Kaczyńska-Maciejowska. - Szybko dochodzi do sytuacji, w której jedno idzie do przodu, a drugie zostaje w tyle i to rodzi problemy.
Oczywiste jest to, że po pewnym czasie partnerzy mają coraz mniejsze pole porozumienia. Po omówieniu domowych kwestii, zwyczajnie przestają mieć o czym rozmawiać. Ale choć to bardzo poważny, to nie jedyny problem.
- Często ta osoba, która nie chce iść na przód, próbuje zatrzymać dążącego do rozwoju partnera. Czasem wynika to ze strachu, że ten ktoś odejdzie, czasem z zazdrości, albo zwykłego egoizmu i braku zrozumienia. Często taka osoba deprecjonuje wysiłek partnera, próbuje ograniczać czas poświęcany na pracę czy naukę, robi wymówki.
- To bardzo niekorzystna sytuacja, z której trudno znaleźć dobre wyjście - mówi pani Renata. - Czasem jednak sytuacja jest odwrotna. Jedno z partnerów, zazwyczaj kobieta, poświęca swoje ambicje, marzenia i plany dla tej drugiej osoby. Sama rezygnuje z kariery, by stworzyć rozwijającemu się partnerowi optymalne warunki do pracy. Dba o dom, robi zakupy, zajmuje się dziećmi, wspiera, dba, pomaga. Jednak ta praca często jest niedoceniana. Małżonek zapomina, że to, iż tak szybko i łatwo doszedł tam gdzie jest, zawdzięcza też drugiej osobie. Że być może bez jej wsparcia nie odniósłby takiego sukcesu - wyjaśnia psycholog. - Niestety ta sytuacja też często rodzi problem. Partner, który z siebie zrezygnował często intelektualnie przestaje pasować tej drugiej osobie. Mogą pojawić się wymówki, że to tylko jedna strona utrzymuje dom. Uzależnienie finansowe. Poza tym taki brak równowagi może doprowadzić do tragedii, gdy np. zabraknie jednego z partnerów - dodaje. - Skupiony na karierze mąż, gdy zostanie sam, stanie się
całkiem bezradny w codziennych sprawach. Z kolei gdy on umrze, żona zostaje nie tylko z bólem po stracie, ale też z wielkimi problemami dotyczącymi np. utrzymania domu. Dlatego moim zdaniem najlepiej sprawdzają się związki partnerskie, gdzie obie strony uczestniczą zarówno w trosce o dom i dzieci, jak i w utrzymaniu tego domu.
Kolejny problem wynikający z "mezaliansu" jest zupełnie innej natury.
- Dziś go kocham i świetnie się dogadujemy, ale on nie ma żadnych ambicji. Nie chce się uczyć, nie chce lepszej pracy. Ja skończyłam dwa kierunki studiów, pracuję w kancelarii prawniczej, on na budowie. Boję się, że kiedyś będę się go wstydzić. Że będzie mi głupio przed znajomymi. Planujemy ślub, ale nie wiem, czy to dobry pomysł - pisze na forum internautka. Co jej odpisują? "Jeśli już dziś o tym myślisz, to pewnie już się trochę wstydzisz chłopaka. Nie rób krzywdy ani jemu, ani sobie" - to najczęstsza odpowiedź. Czy słuszna?
- To może być bardzo poważny problem. Brak akceptacji w kręgu towarzyskim w takich sytuacjach zdarza się często. Tak naprawdę ocenianie ludzi po tym jaki wybrali zawód, źle świadczy o oceniających, a nie ocenianych, ale ta sytuacja może się odbić na partnerach - tłumaczy psycholog. - Jedna strona będzie się czuła poniżana, druga może się wstydzić. Jeśli nie ma wystarczającej akceptacji między partnerami, jeśli to problem nie tylko kręgu znajomych, ale także samych zainteresowanych, prawdopodobnie taki związek nie przetrwa.
Nie ma zasady, która mówi, że księżniczka nie może poślubić trenera fitnessu. Jedna to nawet zrobiła i wszystko wskazuje na to, że jest szczęśliwa. Warto jednak mieć świadomość problemów z jakimi może się zderzyć taki związek i być gotowym na ich rozwiązanie. Bo jeśli sami czujemy, że niewykształconego męża, czy żony - sprzątaczki nie będziemy chcieli zabrać na wyjście z przyjaciółmi - nie krzywdźmy ani siebie, ani drugiej strony.
AD/JK