Minister Rostowski je służbowo, ale płaci sam
Minister świeci przykładem. Jacek Rostowski (61 l.) zarzeka się, że sam zapłacił za lunch, na który wyskoczył w czasie pracy. I to pomimo tego, że posiłek i spotkania – jak twierdzi – były służbowe. Idąc tą drogą nie pójdzie jednak z torbami. Szef resortu finansów to w końcu najbogatszy minister w rządzie Donalda Tuska (55 l.). Żaden, nawet piekielne słony rachunek za obiad w restauracji, na pewno go nie zrujnuje.
16.11.2012 | aktual.: 16.11.2012 06:58
Minister finansów postanowił w czasie pracy wyskoczyć na lunch do restauracji You and Me w samym sercu Warszawy przy słynnej ulicy Żurawiej. Słynnej z tego, że ministrowie lubią się tam służbowo spotykać. Ot, choćby opisywana wczoraj minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska (48 l.).
Knajpka, w której je Rostowski jadł, do najtańszych nie należy. Francuski rogal na śniadanie to wydatek 20 złotych, zupa z kukurydzy – 24 złote, makaron z kurczakiem – 30 złotych, a grillowany stek to bagatela aż 69 złotych. Ale przecież ministra od finansów stać na takie frykasy.
– Uprzejmie wyjaśniam, że spotkanie miało charakter służbowy, natomiast Minister Finansów rachunek uregulował ze środków prywatnych – poinformowano nas w Ministerstwie Finansów. Nic dziwnego, minister ma z czego płacić. Jak właściciel pięciu mieszkań i trzech domów raczej nie brakuje mu środków. Tylko w 2011 roku zarobił 350 tysięcy złotych. Zresztą co wydał z własnych środków na posiłek, zaoszczędził na transporcie. Spod restauracji zgarnęła go bowiem ministerialna limuzyna. Unia dała 400 tys. zł za kupę słonia