Nie odpuścił Niemcom nawet jednego euro. Historia jedynego bojownika o reparacje
- Napisałem list do Hugo Bossa, że skoro szyli mundury dla SS, to powinni poczuwać się do odpowiedzialności za los nadal żyjących ofiar w Polsce - opowiada WP Dariusz Pawłoś. - To nie jest tak, że Niemcy nie chcą płacić. Zapłacą dopiero skłonieni do pewnych przemyśleń. Nie uważam, że temat reparacji jest zamknięty - tłumaczy.
13.09.2017 | aktual.: 15.09.2017 20:25
To słowa Dariusza Pawłosia, do niedawna przewodniczącego zarządu Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, z którym rozmawialiśmy tuż przed nominacją na stanowisko w ambasadzie RP w Berlinie. Tłumaczył, że choć menedżerowie Hugo Bossa nie odpowiedzieli, to są już niemieckie firmy, które udało się nakłonić do wpłat na konto osób represjonowanych przez Trzecią Rzeszę. Gdy kilka lat temu niemiecka kolej Deutsche Bahn wchodziła z ofertą na polski rynek, w wyniku "etycznych przemyśleń" zgodziła się wesprzeć ofiary wojny kwotą 5 mln euro.
Historia Pawłosia pokazuje, że wywierając odpowiednią presję na niemieckich firmach, wciąż można uzyskać od Niemiec odszkodowania na rzecz polskich weteranów. Pieniądze z Deutsche Bahn trafiły na konto fundacji, a później do samych ofiar nazizmu. Niemcy są skłonni płacić, jeśli widzą w tym interes.
Dariusz Pawłoś to z wykształcenia germanista, od 1995 roku zajmował się poszukiwaniem pieniędzy dla polskich ofiar nazizmu. Według ostatnich szacunków Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie ich liczbę szacuje się na około 450 tys. osób. Większość z nich osiąga emerytury poniżej 2000 złotych.
Darowizna miliarderów
Jednym z najwiekszych sukcesów fundacji było uzyskanie darowizny od spadkobierców fortuny Friedricha Flicka uznawanego w latach 70. za najbogatszego Niemca. W 1944 roku firmy Flicka zatrudniały do przymusowej pracy około 40 tys. więźniów. Sam Flick został skazany w procesie norymberskim na 7 lat więzienia jako winny zatrudniania do niewolniczej pracy. Dodajmy, że wcześniej przez wiele lat Dynamit Nobel AG, jedna ze spółek rodzinego koncernu konsekwentnie odmawiała wypłat.
Z funduszy Flicka w 2006 roku zrealizowano program, w ramach którego byli więźniowie obozów koncentracyjnych, gett oraz osoby deportowane na tereny III Rzeszy do pracy w przemyśle, mogły skorzystać z kuracji sanatoryjnych i operacji ortopedycznych. Pieniądze pozwoliły na sfinansowanie weteranom pobytów w jednym z siedmiu polskich uzdrowisk w Ciechocinku, Inowrocławiu, Ustroniu Morskim, Konstancinie, Nałęczowie, Bochni i Cieplicach-Zdroju. Skorzystało z nich prawie 1300 osób. W ramach projektu ortopedycznego przeprowadzono 56 operacji wszczepienia endoprotez stawów biodrowych i kolanowych w klinice uniwersyteckiej w Poznaniu.
Pawłoś negocjował temat odszkodowań z tytułu pracy przymusowej w Parlamencie Republiki Austrii i w austriackich kręgach przedsiebiorców. Efektem rozmów był program pomocy humanitarnej polegający na umożliwieniu weteranom II wojny światowej skorzystania z bezpłatnych operacji wszczepienia endoprotez stawu biodrowego lub kolanowego w klinikach na terenie Niemiec i Austrii. Przez ponad 5 lat wykonano ponad 300 bezpłatnych operacji w niemieckich i austriackich klinikach.
Dla Polaków tylko 3 proc. niemieckiego funduszu
To przykłady tego, co udało się uzyskać ponad to, co oferował rząd RFN osobom represjonowanym w czasach II wojny światowej. Jak czytamy w raporcie fundacji Pojednanie po 2001 roku uruchomiono ponad 3,5 mld złotych środków przekazanych z niemieckiej Fundacji „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość”. Skorzystało z nich dla blisko 484 tys. poszkodowanych osób, które podczas drugiej wojny światowej doświadczyły bezprawia i cierpień ze strony Niemców
- Polska nigdy nie była traktowania na równi z krajami Europy Zachodniej - przekonywał jednak Pawłoś. To dlatego, że cała pula polityki odszkodowawczej Republika Federalna Niemiec wynosiła ponad 67 miliardów euro. "Mimo, iż w naszym kraju oraz w naszej części Europy ofiar tych żyło i żyje stosunkowo najwięcej, to jednak kierunek niemieckiej polityki odszkodowawczej był inny (państwa zachodnie, USA, Kanada, Izrael). Taka sytuacja sprawia, że polscy poszkodowani, wśród których rozdzielono niespełna 3 proc. kwoty, czują się dyskryminowani i niesprawiedliwie traktowani" - czytamy w opracowaniu o historii wypłat niemieckich odszkodowań.
Tymczasem niemieckie społeczeństwo żyje w przeświadczeniu, że Polacy korzystali i wciąż korzystają z ogromnej puli odszkodowawczej. - Rozpoczęty na nowo spór o odszkodowania od Niemiec za zniszczenia wojenne jest zasadny. Negocjacje przyniosą efekty za wiele lat, jednak warto je podjąć - stwierdził w rozmowie z WP Dariusz Pawłoś.