Nietypowe wypadki przy pracy w Polsce i na świecie
19 dni bez przerwy pracował kierowca w jednym z przedsiębiorstw pod Bydgoszczą. To jaskrawy przykład naruszenia bezpieczeństwa w pracy, za który odpowiedzialny był pracodawca. Ale bardzo często, to brak rozwagi pracowników prowadzi do wypadków
Trwałym uszczerbkiem na zdrowiu przypłacił swoją nierozwagę pracownik jednej ze szkół na Podlasiu. Podczas odśnieżania korzystał on z odśnieżarki spalinowej. Po rozpoczęciu pracy chciał usunąć śnieg blokujący kanał wyrzutnika w maszynie. Postanowił go usunąć ręcznie, ale uczynił to przy włączonym silniku. W efekcie doszło to obcięcia trzech palców i poważnego uszkodzenia czwartego. Niewłaściwe zachowanie poszkodowanego zostało uznane za jedną z głównych przyczyn wypadku.
Brawura i bezmyślność kosztowała natomiast życie brygadzistę z województwa opolskiego. Nadzorował on prace robotników wymieniających wał napędowy w piecu wsadowniczym. Przy montażu ważącego ponad 2 tony elementu używano wciągarek ręcznych, a w celu ułatwienia sobie pracy, na końcu wału dospawano jeszcze prowizoryczny uchwyt. Wykonany dodatkowy spaw okazał się niewystarczająco trwały i podczas wciągania do góry, wał upadł wprost na rusztowanie, na którym stał brygadzista. Poniósł on śmierć na miejscu.
O podstawowych zasadach bezpieczeństwa nie pamiętał też kierowca rozładowujący ciężarówkę z żywicą. Gdy podłączył cysternę do aparatury ciśnieniowego przetaczania jej zawartości do specjalnych zbiorników, usłyszał syczenie powietrza. Wspiął się na klapę cysterny i stwierdził, że wydostaje się stamtąd powietrze. Postanowił więc samodzielne usunąć usterkę za pomocą dokręcenia śrub podtrzymujących. Podczas dokonywania naprawy, klapa została całkowicie wyrwana na skutek dużego ciśnienia. Uderzyła ona pracownika, który w efekcie spadł z auta i wylądował na ziemi doznając licznych obrażeń ciała.
O wielkim pechu może mówić natomiast 44-letni pracownik fermy drobiu. Został on zasypany 100 tonami zboża z uszkodzonego silosu, obok którego się znajdował. Od razu na pomoc mężczyźnie ruszyli koledzy. Po kilkudziesięciu minutach został on odkopany spod warstwy zboża liczącej około 2 metrów. Niestety, przybyły na miejsce wypadku lekarz stwierdził zgon. Część winy należy jednak przypisać samej ofierze, gdyż przechodziła ona między silosami w niedozwolonym miejscu.
Do niecodziennego wypadku doszło natomiast w samym centrum Bydgoszczy na budowie nowej trasy tramwajowej. Dwaj pracownicy firmy budowlanej podwiesili pod ramię koparki ok. 15-metrową szynę. Kiedy koparka ruszyła, zaczęli ustawiać ją w poprzek jezdni. Zapomnieli jednak o zabezpieczeniu trasy transportu i na ulicy odbywał się normalny ruch. Na prawym pasie uderzył więc w nią jadący z dużą prędkością samochód. Rozbujana siłą uderzenia szyna zraniła jednego z robotników w lewe udo. Ranny kierowca, pracownik i będący w stanie szoku operator koparki trafili do szpitala.
Wiele firm na co dzień próbuje omijać prawo, czym ściąga na pracowników poważne ryzyko wypadków. Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy w jednym z przedsiębiorstw pod Bydgoszczą wykazała szereg nieprawidłowości. Stwierdzono m.in. że jeden z kierowców pracował przez 19 dni bez przerwy. Łamane były także przepisy dotyczące urlopów. Szef firmy został ukarany mandatem, a sprawa trafiła do prokuratury.
Zobacz: 17 śmiertelnych błędów szefa
Najdziwniejsze wypadki na świecie
Na L-4 można wylądować także w dużo bardziej niesamowitych okolicznościach. Niekiedy poszkodowani mogą się cieszyć, że skończyło się tylko na pewnych obrażeniach. Wypadki, które im się przytrafiły, mogły się równie dobrze skończyć śmiercią.
O niesamowitym szczęściu może mówić zawodowy spadochroniarz Bob Hail. Do końca życia będzie on pamiętał swój skok z 1972 roku. Podczas jego wykonywania nie otworzył się żaden spadochron, zarówno główny, jak i zapasowy. Pechowiec z hukiem uderzył o ziemię. Zdrowy rozsądek każe podejrzewać, że zginął na miejscu. Tymczasem doznał on jedynie złamania nosa oraz stracił kilka zębów. Wkrótce potem, o własnych siłach udał się do producenta felernego sprzętu i złożył reklamację.
Jedna z firm przewozowych z Teksasu miała z kolei dosyć wydawania kolosalnych sum na naprawy ciężarówek po zderzeniach z jeleniami. Wobec tego każdy samochód wyposażono w specjalną metalową osłonę zwaną „kangurem”. Jednak już pierwszego dnia doszło do kolejnego wypadku. Jeden z kierowców na widok wybiegającego na szosę jelenia gwałtownie skręcił, staranował znak drogowy i pobliski płot, a jazdę zakończył na pastwisku. Oczywiście doszło do uszkodzenia samochodu. Sprawca tłumaczył się, że skręcił, bo nie chciał uszkodzić świeżo zamontowanej osłony.
Pewnego amerykańskiego pracownika zgubiły z kolei zasady bezpieczeństwa funkcjonujące na budowie, gdzie pracował. Zgodnie z zaleceniami, po wspięciu na czwarte piętro rusztowania przymocował on linę zabezpieczającą do jednego z prętów i zajął się pracą. Po skończeniu, rozpoczął rozbiórkę konstrukcji, której kawałki zrzucał na ziemię. Zapomniał jednak odwiązać zabezpieczającą go linę. W efekcie spadł z dużej wysokości i zakończył dzień pracy w szpitalu z nogą przebitą kawałkiem żelaza.
Dziwne wypadki zdarzyły się także w bardziej odległej przeszłości. W pierwszej połowie XIX w. budowano jedną z amerykańskich linii kolejowych. Jeden z pracowników, na skutek zbyt szybkiego wybuchu dynamitu, został uderzony w twarz gorącym prętem, który przebił mu kość twarzy i poważnie uszkodził część mózgu. Sam wypadek nie należy może do gatunku najdziwniejszych, ale na taki można uznać fakt, że robotnik nie utracił nawet przytomności, a opatrzony przez lekarzy, wrócił po pewnym czasie do pracy. Mimo poważnego ubytku na zdrowiu i zniszczenia części mózgu, żył i pracował jeszcze przez 11 lat.
Mniej wypadków w 2013 r.
W 2012 r. inspektorzy PIP zbadali ogółem 1 826 wypadków przy pracy. Poszkodowanych w nich zostało 2 130 osób, z czego 332 były ofiarami śmiertelnymi, a 724 odniosło ciężkie obrażenia.
Najczęściej wypadkom ulegali młodzi pracownicy (19-29), a wśród ofiar śmiertelnych najwięcej było osób w przedziale wiekowym 50-59 lat zatrudnionych w przemyśle przetwórczym i budownictwie. Przyczynami wypadków najczęściej były: niewłaściwa organizacja pracy, brak właściwego przeszkolenia i przestrzegania przepisów oraz niewłaściwy nadzór nad pracownikami. W ubiegłym roku PIP, dzięki swoim kontrolom, zdołała zlikwidować bezpośrednie zagrożenia życia i zdrowia w zakładach pracy dla ponad 66 tys. pracowników.
PIP zajmuje się jednak badaniem tylko części wypadków. Dane na temat całkowitej liczby takich zdarzeń posiada GUS. W 2012 r. poszkodowanych zostało ogółem 91 tys. osób, co stanowi liczbę o 6,2 tys. mniejszą niż w 2011 r. Także statystyki z 2013 roku wyglądają bardziej optymistycznie. W pierwszym półroczu wypadkom uległo 38 428 tys. pracowników. W analogicznym okresie 2012 roku liczba ta nieznacznie przekroczyła 40 tys. Najbardziej niebezpiecznymi sektorami okazało się być, podobnie jak w przypadku statystyk PIP, przetwórstwo przemysłowe (1 2179 poszkodowanych). Ponad tysiąc osób ucierpiało także m.in. w górnictwie, budownictwie, transporcie czy handlu (z uwzględnieniem napraw pojazdów schodowych i motocykli).
KK,JK,WP.PL
Zobacz: 17 śmiertelnych błędów szefa