Nowe fakty ws. Magdaleny Żuk. Nieznaną historię opowiadają przedstawiciele operatora
Magdalena Żuk nie zgodziła się na udzielenie pomocy lekarskiej - wynika z informacji Wirtualnej Polski. Obsłudze wycieczki udało się ją namówić do powrotu do Polski, ale na lotnisku zaczęła się zachowywać agresywnie. Wtedy lekarz nie wydał zgody na lot, a dziewczyna trafiła do szpitala.
08.05.2017 | aktual.: 08.05.2017 17:48
Magdalena Żuk była o krok od powrotu do Polski. Na przeszkodzie stanęło jednak jej agresywne zachowanie. Lotniskowy lekarz nie wydał zgody na podróż - informują Wirtualną Polskę przedstawiciele operatora wycieczki. Z lotniska trafiła do trzech hoteli. Dwa odmówiły jej przyjęcia, w trzecim sama nie chciała się zatrzymać. Na początku wyjazdu obsługa hotelu miała ją też widzieć na dachu budynku.
Od kilku dni cała Polska żyje sprawą Magdaleny Żuk. Dziewczyna zmarła w egipskim szpitalu, zaledwie kilka dni po przyjeździe. Internauci od początku sprawy spekulują, co stało się w egzotycznym kurorcie. W sprawę zaangażował się detektyw Krzysztof Rutkowski.
Wydarzenia cały czas bada prokuratura. Ojciec zmarłej oskarża biuro podróży i ambasadę o kłamstwa. Zadeklarował, że złoży pozwy do sądu.
W poniedziałek w #dzieńdobryWP sprawę analizował m.in. były policjant Dariusz Loranty. Zwracał uwagę na kilka szczegółów.
Zaczęło się 26 kwietnia
- Wedle relacji jednej z uczestniczek wycieczki już na lotnisku w Katowicach Magdalena Żuk, po pożegnaniu z partnerem, wykazywała wzburzenie emocjonalne i płakała - wyjaśnia Radomir Świderski, rzecznik operatora wycieczki. - Także po przyjeździe na miejsce obsługa hotelu oraz goście zauważyli jej dziwne zachowanie - dodaje.
Jak opowiada, już pierwszego dnia pobytu rezydent miał kontaktować się z rodziną i zgłaszać jej nietypowe zachowanie. Wtedy też rezydent miał zdecydować, by o bezpieczeństwo dziewczyny dbała ochrona hotelowa.
27 kwietnia, czyli drugiego dnia pobytu, osoby z obsługi wyjazdu poprosiły Magdalenę Żuk o zgodę na pomoc lekarza. I - według ich relacji - dziewczyna nie udzieliła takiego pozwolenia. Wtedy po raz kolejny miało dojść do kontaktu z rodziną. Następnego dnia informacje o problemach z Polką miały też trafić do Ambasady RP w Kairze.
Kolejnego dnia, czyli 28 kwietnia, stan psychiczny Magdaleny Żuk wciąż się nie poprawiał. Według relacji świadków rano wyszła z pokoju i położyła się na hotelowym korytarzu.
- Nie reagowała na żadne próby kontaktu - wyjaśnia Świderski. Informacje o problemach tego samego dnia dotarły również do organizatora wyjazdu. Pełną komunikację zapewniał opiekun regionu. Na linii Polska - Egipt coraz częście grzały się telefony.
W tym momencie znów miało dojść do kontaktu z ambasadą w Kairze oraz rodziną Magdaleny. - Jej obecność była konieczna do wezwania pomocy medycznej, której uczestniczka odmawiała - słyszmy od rzecznika. Operator wycieczki miał w tym momencie zaoferować transport, ambasada z kolei obiecywała załatwienie formalności.
Rodzina kilka dni temu wyjaśniała, że nie mogła lecieć do Egiptu przez brak paszportów. Ostatecznie na wyjazd został zgłoszony przyjaciel rodziny.
W tym samym dniu Magdalena Żuk trafiła do szpitala w Port Ghalib. Lekarze stwierdzili tam zaburzenia psychiczne i zalecili obserwację. Jak informuje Świderski, dziewczyna odmówiła pomocy. Dlatego rezydent zawiózł ją znów do hotelu.
Próba powrotu
Organizator wyjazdu ujawnił też nowe, do tej pory niepublikowane nigdzie informacje. W nocy z 28 na 29 kwietnia ochrona hotelu zauważyła, że Magdalena opuściła pokój i udała się na dach budynku. Obsługa hotelu zabrała ją stamtąd.
- Z przekazanych nam relacji pracowników obiektu wynika, że próbowała zbliżyć się w kierunku jego krawędzi - dodaje Świderski.
Następnego dnia udało się namówić Magdalenę na powrót do Polski. Trafiła nawet na lotnisko, ale tam zaczęły się kolejne problemy.
- Zaczęła zachowywać się w sposób agresywny. Wezwany został lekarz lotniskowy, który kategorycznie odmówił zgody na przelot - słyszymy od rzecznika. I dlatego Magdalena Żuk została znów przewieziona do hotelu. W trakcie przejazdu wciąż miała być agresywna. Według informacji organizatora zaatakowała jednego z członków obsługi i wyłamała podłokietnik w samochodzie.
Hotel odmówił jej ponownego przyjęcia. Dlaczego? Ze względu na bezpieczeństwo pozostałych gości. Opiekun wycieczki zaczął organizować nowe miejsce pobytu. Znalazł inny hotel, gdzie dokonał szybkiej rezerwacji. Nie udało się jednak przejść procesu zakwaterowania. Tu znów problemem miało być zachowanie Magdaleny.
- Na miejscu zachowanie uczestniczki poskutkowało odmówieniem jej zakwaterowania. W efekcie dokonano kolejnej rezerwacji w hotelu Resta Grand, jednak tam uczestniczka odmówiła zgody na zakwaterowanie - wyjaśnia Świderski.
Jak dodaje, to właśnie pod tym hotelem została przeprowadzona video-rozmowa z chłopakiem dziewczyny, która trafiła do internetu. W tym samym czasie pracownik biura podróży kontaktował się i z rodziną, i z ambasadą. O pomoc został poproszony też Konsul RP.
29 kwietnia Magdalena ponownie trafia do szpitala w Port Ghalib. Początkowo szpital odmawiał przyjęcia kobiety, gdyż nie prowadzi odpowiedniego oddziału. Zdaniem tamtejszych lekarzy Magdalena wymagała hospitalizacji ze względu na stan psychiczny. Ostatecznie dyrekcja wyraziła zgodę na przyjęcie dziewczyny. Tego samego dnia z biurem podróży skontaktował się przedstawiciel rodziny, który prosił o zorganizowanie podróży i później - wspólny powrót. Na miejsce miał trafić 30 kwietnia, chwilę po piątej rano.
Koło 4 rano koordynatorka biura podróży otrzymała informację od rezydenta, że Magdalena Żuk zaatakowała pielęgniarkę, a następnie wyskoczyła z balkonu pokoju szpitalnego. Szpital zdecydował wtedy, że należy ją przewieźć w inne miejsce - do szpitala Red Sea w Hurghadzie. Kilkanaście godzin później Magdalena zmarła.
Operator podróży zapewnia, że wszyscy pracownicy są do dyspozycji prokuratury. Jednocześnie rezydent został wysłany na urlop, by mógł w każdej chwili odpowiedzieć na pytania śledczych.